Strach się bać?
Nic więc dziwnego, że w dyskusji o niej są tacy, którzy mówią, że świat się na niej sparzy. Ludzie najpierw stracą pracę (najdłużej pozostaną osobnicy pracujący rękami i nogami), a potem wyginą. Bo jak już te maszyny wykażą się - tak jak im prorokują - ludzkimi umiejętnościami: rozumowaniem, uczeniem się, planowaniem i kreatywnością, no to nie wiadomo, co do tego rozumu im przyjdzie. Wtajemniczeni szepczą, że gorzej ta AI/SI zatrzęsie naszym światem, niż kiedyś wynalezienie druku. Optymiści sprawę bagatelizują i przekonują, że każdą nową technologię ludzkość odbierała jako zagrożenie. I że dużo wody w rzekach (pod warunkiem, że nie wyschną) upłynie, zanim AI/SI zacznie na naszą rzeczywistość wpływać.
Ja to od razu się przyznam, że w ogóle tego AI/SI nie chwytam, ale mogę przypomnieć, że niewiele wspomnianej wody w rzekach upłynęło od czasu, kiedy ludzie nie bardzo potrafili sobie wyobrazić np. telewizję. Albo np. telefon – ma się rozumieć: stacjonarny – w liczbie wpływającej na naszą rzeczywistość. A jak już dostąpiliśmy cudu telefonu komórkowego (nawet chłop, jak na pole jedzie, a komórki zapomni, to z połowy drogi zawraca), bankomatu, facebooka, twittera itp., to naprawdę uwierzyliśmy, że jesteśmy w tej zapowiadanej przez lata globalnej wioseczce. No i łapka w górę, kto wyobraża sobie dzisiaj życie bez Google.
Tyle że AI/SI jakoś bardziej straszy. Najbardziej to chyba zapowiedzią podejmowania decyzji. Nie wiadomo na razie, czy tym, że może podjąć niesłuszne, czy że odbierze tę zabawę ludziom. Młódź – jako że bardziej na nowinki łasa – to podobno jest za. Zaciera ręce, że takie AI/Si to i zadanie rozwiąże, i wypracowanie napisze, to-tamto podpowie, a nawet pogada z tobą, człowieku, i się nie pokłóci.
Jak tylko nadarzyła mi się okazja, żeby z AI/SI pogadać, to na duch (rękami programisty, ale jednak!) z tego skorzystałam. Zaproponuj mi, mówię, inteligencjo, jakieś współczesne książki do poczytania. Zazgrzytało, zabrzęczało i rach-ciach-ciach proponuje. „Poczwarkę” Olgi Tokarczuk. Kurde, myślę sobie, a co to się tak rozpoczwarkowało. Wszak już jedną „Poczwarkę” Dorota Terakowska kiedyś napisała. Głupio mi się zrobiło, że takiego tytułu w dorobku Olgi Tokarczuk nie znam, jednakowoż na równi z niedowierzaniem przyjęłam to z pokorą. Ale nie żebym całkiem odpuściła. – Scharakteryzuj – mówię – Kmicica.
Kmicic to główny bohater powieści „Pan Wołodyjowski” – próbuje mnie oszukać. – Aha – mówię do niej nie bez złośliwości – taka to twoja prawda. – Przepraszam, pomyliłem się – odpowiada. Wzruszyła mnie ta pokora. Ale najwięcej to myślę o czym innym. Bo przecież inteligencja (choćby i ta sztuczna) – to jest rodzaj żeński, a ona mi mówi: „pomyliłem się” – po męsku.
Chyba się trochę jej boję.
Anna Wolańska