Święty proboszcz z Ars
Ksiądz z doktoratem, ksiądz – menadżer, ksiądz – budowniczy, działacz, organizator, mówca potrafiący wypowiedzieć się w mediach, zaimponować elokwencją, nowymi, błyskotliwymi formami duszpasterstwa – o, to jest to! Pokorni i cisi potrafiący pochylić się nad ludzką nędzą, „męczennicy” konfesjonału nie są dziś medialnie „trendy” – a jeśli w ogóle tam zaistnieją, to jako bohaterowie kabaretów. Pozostaje tylko pytanie: skoro tak, to dlaczego w sytuacji, gdy zawali się świat, kiedy zabraknie już miejsca na kolejne łaty nakładane na potrzaskaną duszę, szukamy nie błyskotliwych, wyposażonych w honorowe i naukowe tytuły, ale tych właśnie: cichych, pokornych, potrafiących słuchać, mądrych mądrością tysięcy ludzkich historii, ciężaru palących łez żalu, wstydu i porażek, świadomych nieskończoności Bożego miłosierdzia. Odpowiedź jest prosta: ich najbardziej potrzebuje świat. Inni też są potrzebni, Kościół to organizm, który nie może pozostawać w tyle za światem, musi odczytywać znaki czasu, „nadążać” za człowiekiem. Ale też nie może być na wzór świata. Bo Królestwo Boże nie jest stąd… Może dlatego właśnie papież Benedykt XVI, ogłaszając 19 czerwca 2009 r. początek Roku Kapłańskiego i wydając z tej okazji specjalny list, wskazał na św. Jana Marię Vianneya jako tego, od którego współcześni kapłani mogą się wiele nauczyć. ...
Ks. Paweł Siedlanowski