Komentarze
Szaleństwo integracji

Szaleństwo integracji

W czasie niedawnego balu dziennikarzy, tego samego dnia, gdy odbywał się pogrzeb Jana Olszewskiego, Katarzyna Zaleska z pewnej stacji telewizyjnej, ubolewając nad podziałem środowiska dziennikarskiego, oświadczyła ni mniej, ni więcej, że w związku z tym podjęła decyzję, iż będzie integrować się z tymi tylko, z którymi zechce.

Innymi słowy, ona będzie dobierać sobie adresatów jej pełnego „miłości” marzenia integracyjnego. Zastanawiające, biorąc pod uwagę fakt, iż to jej stacja namawiała Polaków do usilnej integracji z każdym obcym, a działania przeciwko takiemu pojmowaniu integracji piętnowała jako ksenofobiczne, rasistowskie i totalitarne, a na pewno niechrześcijańskie. Widać dziennikarce łatwiej przychodzi zintegrować się z machającym maczetą islamistą niż kolegą po fachu, tylko mającym inne poglądy. Nie dziwi również brak reakcji tej strony dziennikarskiego świata chociażby na atak na panią Ogórek. Nawet jeśli taka reakcja miała miejsce, to potem przyszło dogłębne tłumaczenie poczynań agresywnych demonstrantów, aż po oskarżenie samej atakowanej, że była ona prowokatorką i inicjatorką ataku na siebie. Swoją drogą pani Kolendzie-Zaleskiej wtórował niejaki Piotr Kraśko, który wydał z siebie pełne zdumienia i zgrozy stwierdzenie, że wydarzenia w Polsce można widzieć inaczej, niż ustalono to na Czerskiej i Wiertniczej. No zgroza niesamowita.

A swoją drogą, przychodzi taki czas, gdy nie tylko oślica Balaama, lecz każde inne stworzenie wydaje z siebie nawet całkiem ludzki głos. Stwierdzenie pani Zaleskiej bowiem jest jak najbardziej prawdziwe. Integracja może bowiem dokonać się tylko z tymi, których ja zaakceptuję jako odpowiednich adresatów moich działań. Tylko że o tym wskazana strona jest przekonana, gdy chodzi o własne koneksje z prawicowymi dziennikarzami, ale gdy chodzi o dokopanie innym, wówczas o tym się zapomina.

 

Funeralna „równość”

Dość jasno wyszło to w czasie ostatnich pogrzebów osób publicznych, a mianowicie premiera Jana Olszewskiego i prezydenta Gdańska Pawła Adamowicza. O ile w przypadku tego drugiego na pogrzebie pojawiły się osoby, które cokolwiek nie miały po drodze z zamordowanym prezydentem nadmorskiej metropolii, o tyle w przypadku byłego premiera Polski tej obecności odmówili jego przeciwnicy polityczni. Co więcej, już w czasie pogrzebu niektórzy z nich dawali upust na Twitterze własnym frustracjom i złośliwościom. To dziwne, gdyż postać Jana Olszewskiego głęboko wpłynęła na dzieje Polski po 1989 r. i tylko dzięki niemu nie mamy dzisiaj stacjonujących na naszym terenie baz wywiadu rosyjskiego, co skutkuje naszą obecnością w NATO i UE. Pomijam „poetyckie” wpisy byłego prezydenta o „odrywaniu od koryta” itp. Nie jest najlepiej z naszą klasą polityczną, gdy nie potrafi odróżnić pełnionej funkcji od osobistych czy politycznych różnic. Oznacza to ni mniej, ni więcej, tylko jedno: traktowanie państwa jako własnego folwarku, w którym odmawia się nie tylko istnienia, lecz i pośmiertnej posługi wszystkim, którym nie po drodze z daną formacją polityczną. Niestety, w tę kołomyję i zakłamanie dał się wciągnąć również Kościół, nieobecnością hierarchów łącząc się z konkretną opcją polityczną, wysyłając na pogrzeb siostrzeńca byłego premiera i emerytowanego biskupa drohiczyńskiego. Podkreślono w ten sposób wciąż obowiązującą plemienną jakość naszej wewnętrznej polityki. Piętnowanie prezesa PiS za nieobecność w czasie głosowania uchwały w związku ze śmiercią Pawła Adamowicza nie znalazła właściwej symetrii z nieobecnością na pogrzebie byłego premiera. Tłumaczenie, iż to pokłosie waśni z 1992 r., jest nie na miejscu.

 

Mania łączenia

Podobną plemienność widać również w przypadku łączenia się sił przeciwnych PiS przed wyborami europejskimi. Włożenie do jednego worka zarówno odwołujących się do działań wolnorynkowych zwolenników Ryszarda „Sześciu Króli” Petru, jak i zwolenników Zielonych i teoretycznie socjalistycznych partyjniaków SLD pokazuje, że jedynym elementem łączącym tychże działaczy jest przywrócenie synekur i powrót do koryta. Jak bowiem zrozumieć działania liberałów i socjalistów łączących ich w jednym miejscu i na jednej liście? Ludzi tych wszakże nic innego nie może połączyć. Problem jednakże w tym, że owo łączenie pozostawia poza zasięgiem istnienia w państwie przynajmniej 40% wyborców, którzy utożsamiają się z działaniami obecnej władzy. Czy oznacza to, że dla nich nie będzie miejsca w naszym kraju? I czy znaczy to, że w Polsce można wszystko, ale tylko w ramach jedynie słusznych poglądów? Pani Gretkowska ostatnio była się wyraziła, iż Polskę „może uratować” tylko interwencja obcych służb wywiadowczych. Czy zatem mamy być przygotowani na to, że jedna koteria, w imię odsuwania innej od władzy, sięgnie po interwencję służb specjalnych z innych państw? A w tym kontekście ważne jest określenie, z którego kierunku geograficznego. Kooperacja z działaniami firmowanymi przez interesy rosyjskie staje się mimo wszystko symptomem określającym zasadę przynależności do konkretnej destynacji politycznej. Na kanwie tej można sformułować tezę, iż poświęca się wszystko, byle tylko sprawować władzę w naszym kraju. Także żywotne interesy Polski i jej niezależność polityczną.

 

Łączcie się?

Nikt normalny nie będzie odmawiał możliwości istnienia w naszym kraju różnych opcji politycznych i społecznych. Integracja nie oznacza jednakowości i uniformizacji poglądów. Oznacza tylko uznanie, że najważniejszym interesem jest istnienie niepodległej Rzeczypospolitej, suwerennej we własnych poczynaniach. Negowanie tej podstawowej zasady, nawet tylko poprzez nieobecność na pogrzebie byłego premiera ojczyzny, jest niebezpiecznym sygnałem, że władza w naszym kraju może dostać się w ręce ludzi, dla których niczym będzie podporządkowanie się (ideologiczne, polityczne, gospodarcze czy prawne) innemu podmiotowi zagranicznemu, byle tylko sprawować władzę. Nawet jako namiestnicy.

Ks. Jacek Świątek