Taka prawda
Stanął pokornie w długiej kolejce, a gdy już doszedł do lady i poprosił o bochenek, ekspedientka zapytała, czy ma prawdę. Zdezorientowany nie wiedział, o co chodzi, i usiłował trochę na migi, trochę łamanym rosyjskim wytłumaczyć, że chce kawałek pieczywa na śniadanie. Tymczasem sprzedawczyni chodziło o „Prawdę” - organ prasowy Komunistycznej Partii Związku Radzieckiego, który podobno musiał mieć przy sobie każdy, kto usiłował cokolwiek w tamtych czasach kupić w radzieckim sklepie. Kiedy zrozumiał, o co chodzi, poszedł do pobliskiej budy z gazetami, nabył „Prawdę” i po raz kolejny stanął w długiej kolejce.
Ostatecznie chleb sprzedawczyni owinęła mu w dostarczone płachty papieru zadrukowane najnowszymi i jedynie słusznymi informacjami.
Choć teoretycznie komuna upadła dawno temu, to w rzeczywistości od lat nic się nie zmienia. W jedynie słuszną prawdę wciąż owijana jest nasza codzienność. Od dawnej ruskiej prawdy niewiele różni się także podawana dziś rodakom do wierzenia narracja rządzących. Wprawdzie treść samych bzdur jest zależna od „mądrości etapu”, ale idea jedynie słusznej prawdy pozostaje niezmienna.
W wielu demokratycznych państwach pierwszy rok po wyborach to swego rodzaju przedłużony miesiąc miodowy. Potem gawiedź, której serwowano różne bzdury, nagle tracąc wiarę w geniusz i umiejętności rządzących, zaczyna szemrać. Najpierw cicho, potem coraz głośniej i donośniej. Nasza uśmiechnięta koalicja jest właśnie w takim momencie. Choć miało być zupełnie inaczej – pięknie, stabilnie, sprawnie, profesjonalnie… Jednak ewidentnie „coś nie pykło”. Co gorsze, na horyzoncie widać całą masę problemów, które wręcz uśmiechają się do uśmiechniętych, psując im wyśmienity nastrój i zbliżające się wielkimi krokami pierwsze urodziny „koalicji 13 grudnia”.
Zanim jednak ministry i ministrowie ekipy Donalda Tuska będą wypowiadali w myślach marzenia i zdmuchiwali świeczkę na urodzinowym torcie, muszą przełknąć gorycz ostatnich dni, kiedy to usiłowali świętować rocznicę wyborów parlamentarnych pozwalających dokonać podmiany na szczytach władzy. Ponieważ nikt, z Prezydentem RP na czele, nie pochwalił ich dotychczasowych „spektakularnych” wyczynów. Ponieważ oczekiwanych prezentów nie przyniosły sondaże jednoznacznie mówiące o gwałtownym spadku zaufania. Kiedy wreszcie z prezentami nie trafiły nawet zaprzyjaźnione media, z którymi nie chcieli gadać choćby mieszkańcy wrocławskiej dzielnicy Jagodno (ci sami, co stali nocą w kolejce do urn, bo ówczesny szef opozycji Tusk obiecał im linię tramwajową do pobliskiej pizzerii), premier wziął sprawy w swoje ręce i na znanym portalu społecznościowym zamieścił coś w rodzaju teledysku. Zgodnie z ideą ruskiej „Prawdy” zaprezentował się jako błyskotliwy i sprawczy polityk z licznymi sukcesami. Przedstawił się w roli zbawcy narodu, któremu obywatele powinni być dozgonnie wdzięczni. Ukazał siebie jako człowieka zdolnego do przekształcania marzeń i nadziei w realia.
To prawda, takie pochlebstwa politycy uwielbiają. Jednak aby uniknąć obłudy, próżności i śmieszności, ich prezentację i promocję zlecają fachowcom. Premier Tusk przełamał wszystkie dotychczasowe schematy i sam siebie pochwali, sam opublikował filmik i sam go wylansował. I to jest chyba najlepsze podsumowanie jego dotychczasowych rządów.
Leszek Sawicki