Kultura
Źródło: Sławomir Kordaczuk/arch
Źródło: Sławomir Kordaczuk/arch

Tereska – malarka, babcia zielarka

Teresa Szczurowska-Buchczewa była wszechstronną artystką, a przy tym nieprzeciętnym człowiekiem. Do końca życia nosiła w sercu ideały, które w młodości wpoiło jej harcerstwo. Potrafiła zachwycić się każdym drzewem. Kochała ludzi - i była kochana.

Urodziła się w 1931 r. w Siedlcach. W latach 1944-48 uczyła się w Gimnazjum Handlowym w Siedlcach, później w Liceum Sztuk Plastycznych w Lublinie. W latach 1951-55, w ramach ministerialnego stypendium, studiowała w Akademii Sztuk Pięknych w Budapeszcie. Tam poznała Iwana Buchczewa, za którego wyszła za mąż w 1955 r. Studia o specjalności „malarstwo z pedagogiką” dokończyła w 1969 r. w Wyższym Instytucie Sztuk Plastycznych w Sofii. W Bułgarii mieszkała 20 lat. Pracowała w szkolnictwie, zajmowała się też konserwacją m.in. rysunków naskalnych w jaskini Magura i polichromii cerkiewnych. Miała trzech synów: Teodora, Piotra Dimę i Pawła.

W 1976 r. T. Szczurowska-Buchczewa powróciła do Polski. Zatrudniona została jako instruktor plastyki w Siedleckim Ośrodku Kultury, następnie pracowała jako plastyk wojewódzki. Kochała aktywność. Tańczyła i śpiewała w Zespole Pieśni i Tańca „Chodowiacy” w latach 1977-1978. Jako harcerka z krwi i kości zaangażowała się w prace Kręgu Instruktorskiego ZHP im. Zbigniewa Olędzkiego, a później Koła „Podlasie” Polskiego Klubu Ekologicznego. Dużo tworzyła. Najbardziej znane są jej obrazy przedstawiające pejzaże i kwiaty – malowała najczęściej olejami, podobnie jak jej mama Regina, która robiła to amatorsko. Ma w swoim dorobku również wycinanki, grafiki, linoryty, monotypie, rzeźby.

Sławomir Kordaczuk poświęcił artystce rozdział w wydanej w 2020 r. książce „Siedlce. O mieście ze wspomnień” W 2015 r. Fundacja Rozwoju Badań Regionalnych „Sigillum” wydała katalog „Teresa Szczurowska-Buchczewa. Życie i twórczość”. Przybliżają one zarówno jej nietuzinkowe życie, jak i bardzo różnorodną twórczość. Kilka wystaw prac siedleckiej artystki zorganizowało Muzeum Regionalne w Siedlcach, któremu przekazała większość swoich prac. Grafiki znalazły swoje miejsce w Liceum Ogólnokształcącym im. hetm. S. Żółkiewskiego.

Podczas wernisażu jednej z wystaw w muzeum malarka opowiadała o swoim życiu. Wspominała m.in. egzamin uzupełniający, jaki musiała zdać w Sofii po bułgarsku. Słuchające ją grono profesorów pokładało się ze śmiechu… Okazało się, że bułgarski, który opanowała, mieszkając w rodzinnej wiosce męża niedaleko granicy z Turcją, to czysta gwara. Ale egzamin zdała.

 

Pani w bereciku

Na fotografiach z młodości widać piękną kobietę o ciemnych, falowanych włosach. W ostatnich latach nie rozstawała się z nakryciem głowy, dlatego siedlczanie zapamiętają ją jako panią w bereciku – nosiła bereciki w pastelowych kolorach, ręcznie dziergane, jeden zielony, który zakładała do munduru harcerskiego.

Do Koła PKE „Podlasie” zaprosił ją Jerzy Wiesław Hęciak, z którym działała w Kręgu Instruktorów. Bardzo angażowała się w jego prace; nawet, gdy jeszcze nie należała do PKE, zbierała podpisy pod petycją przeciwko prywatyzacji lasów państwowych. – Złączyły nas z nią organizowane dla klubowiczów spotkania, wycieczki i wyprawy do lasu – mówi Stefania Hęciak. – Zachwycają mnie prace Tereski, szczególnie grafiki, które najlepiej oddają sposób, w jaki patrzyła na świat: z ciekawym pomysłem, z pogodą ducha, z uśmiechem i poczuciem humoru. Niektóre z nich są ilustracją przysłów, inne opatrywała swoimi komentarzami. „Ewo, czy chceszszsz tego lenia?” – podpisała tę grafikę z wyobrażeniem raju i Adama leżącego pod drzewem. Podziw budzą jej ludowe wycinanki, niesamowita metaloplastyka, obrazy z pejzażami i kwiatami. Chce się do nich wracać – komentuje S. Hęciak.

 

Bo ja ten las kocham

Zmarłej w sierpniu artystce dedykowano spotkanie w siedleckiej Bibliotece Pedagogicznej, zorganizowane w ramach XXIV Festiwalu Nauki i Sztuki 18 listopada przez jej przyjaciół m.in. przez Koło „Podlasie” PKE. Opowiadała o Teresce – Jagodzie (bo dla przyjaciół z młodości była Jagodą) koleżanka z Kręgu Instruktorów ZHP Bożena Czarnecka-Akus. – Piękna, cudowna, zaskakująca, ciekawa kobieta. Zawsze uśmiechnięta i radosna. Tym ciepłem, które miała w sobie, obdarzała każdego – stwierdziła. – Na ziołach znała się jak nikt inny. Kochała lasy. Gdy jednego roku na Boże Narodzenie nie przyjechał jej syn Paweł na stałe mieszkający w Nowym Jorku, Tereska wieczorem pojechała do swego ukochanego rezerwatu Gołobórz, rozścieliła pod drzewem kocyk i, popijając herbatę z termosu, doczekała pierwszej gwiazdki. Ostatnim autobusem wróciła do domu. Gdy mi o tym opowiadała, stwierdziłam, że ja wyzionęłabym ducha. A jej się wydawało, że rozmawiają z nią wszystkie drzewa… – wspominała B. Czarnecka-Akus.

– W czerwcu któregoś dnia nie mogliśmy się do niej dodzwonić. Mając 91 lat, sama wybrała się do lasu. Wieczorem usprawiedliwiała się: „Bo ja ten las tak kocham” – powiedziała prezes siedleckiego Koła „Podlasie” PKE Barbara Mileszczyk z uwagą, że taką samą miłością jak las, T. Szczurowska-Buchczewa darzyła stawy siedleckie. Uwieczniła je na wielu swoich obrazach.

Ta miłość do przyrody zaowocowała uhonorowaniem artystki Medalem Polskiej Niezapominajki w 2018 r.

 

Gruszka sokołuszka i tereniówka

– To przyrodnicze obserwacje Tereski pozwoliły nam odkryć starą gruszę przy ul. Sokołowskiej. Dzieci ze Szkoły Podstawowej nr 9 nazwały to drzewo „gruszką sokołuszką” i objęły opieką. Przed wakacjami spotkały się przy gruszy z „matką chrzestną” drzewa. Śpiewała z nimi piosenki, rozmawiała, dzieci z radością tuliły się do „babci”. Tereska była bardzo wzruszona – opowiadała B. Mileszczyk.

Wielką miłością malarki był ogród. Na niewielkiej działce uprawiała ponad 30 gatunków ziół, kwiaty i drzewiaste derenie. Kochała spędzać tam czas. Często ktoś pomagał jej wrócić. W tym gronie był Jacek Jagiełło, dyrektor siedleckiego „Żółkiewskiego”. – Była to nasza babcia zielarka. Kiedyś chcieliśmy zrobić jej porządek na działce. Zaproponowałem, że ją skoszę. Ona na to, że nie, bo przecież tu rosną zioła do kąpieli, tam na przeziębienie itd. Kiedy podczas jednego z naszych ostatnich spotkań dałem jej wywalczony klucz do bramy, ucieszyła się jak małe dziecko. Ale cieszyła się ze wszystkiego: z podwózki, z pomocy, z fizeliny, którą z żoną pomogliśmy jej rozłożyć pod dereniem. Każde spotkanie jej z nami to było coś nowego. Odpłacała nam opowieściami o pracy, o synach, o planach – mówił J. Jagieło.

B. Mileszczyk wspomina ogromną ciekawość świata T. Szczurowskiej-Buchczewej. – Ona nas wszystkich mobilizowała do aktywności. Bo jesteśmy już w takim wieku, że najlepiej usiąść i nic nie robić. A przy Teresce tak się nie dało. No i jej niezapomniana „tereniówka”… – dodaje.

 

Mam swojego anioła

Syn Paweł, który często gościł w Siedlcach i zabierał mamę w podróże, które uwielbiała, chciał, żeby zamieszkała w Stanach. – Ze względu na przyjaciół, których miała tutaj tak wielu, Tereska nie wyobrażała sobie życia gdzie indziej – tłumaczy S. Hęciak. – Bardzo lubiły ją nasze wnuki, zwłaszcza najmłodszy – Igor. Tereska miała ciekawe podejście do dzieci, potrafiła z nimi rozmawiać. Jak opowiadała, na jej lekcjach jeszcze w Bułgarii nigdy nie było hałasu, mimo że uczniom pozwalała chodzić po klasie. Ucząc w pracowni domu kultury, powtarzała, że dzieciom nie można „gotowców” dawać do kolorowania, nie można im niczego narzucać, że muszą rozwijać swoją wyobraźnię – dopowiada. Na koniec dzieli się jeszcze jednym wspomnieniem: – Pewnego razu poszłam z nią do przychodni. Lekarka dopytywała: „Ma pani taki świeży umysł. Co pani robi?”. „Bo ja mam swojego anioła” – odpowiedziała prostolinijnie Tereska.

Monika Lipińska