Komentarze
Źródło: PIXABAY
Źródło: PIXABAY

Terra felix

Większość Polaków ze zdumieniem przecierało oczy, gdy w czasie obchodów rocznicy wyzwolenia niemieckiego obozu koncentracyjnego Auschwitz w iście katoński sposób wystąpiła ambasador Izraela w Polsce, protestując w imieniu swojego rządu przeciwko świeżo uchwalonej nowelizacji ustawy o Instytucie Pamięci Narodowej.

Nowelizacji, która w powszechnym odbiorze miała uchronić Polskę przed falą powtarzanego kłamstwa o „polskich obozach śmierci”. Zdumienie było tym większe, że już kilka lat wcześniej ten zwrot językowy został zanegowany także przez same władze izraelskie i przez przedstawicieli większości organizacji zajmujących się upamiętnieniem ofiar Holokaustu. Owszem, debata związana z „rewelacjami” J.T. Grossa rozpalała jeszcze do niedawna gros polskich mediów, jednak wydawało się, że obecnie cokolwiek sprawa ta przycichła, a udokumentowane kłamstwa dość wyraźnie wskazały intencje, lub przynajmniej braki warsztatowe, podającego się za historyka pisarza. Skąd więc taka zajadłość w piętnowaniu ustawy, która na równi stawia kłamstwo oświęcimskie z kłamstwem o polskich obozach śmierci?

Dlaczego w korowód oskarżeń włączył się cały niemal rząd izraelski z premierem na czele? Podano oczywiście informację o toczącej się w państwie żydowskim kampanii wyborczej, w czasie której obecnie urzędujący premier zabiega o głosy konserwatywnej części społeczeństwa, lecz to tłumaczenie wydaje się cokolwiek dziecinne. Co najwyżej pomachano by szabelką we własnych granicach, bez wynoszenia tego na forum międzynarodowe. Uderzenie w czasie obchodów oświęcimskich zdaje się w tym kontekście nadzwyczaj na wyrost. Sprawa musi więc mieć jeszcze jedno dno. I widać je po dokładnej analizie uchwalonego prawa.

 

Nam – sprawiedliwości!

W rzeczonym i namiętnie oskarżanym fragmencie nowelizacji ustawy o IPN można przeczytać, że karze pozbawienia wolności podlega każdy, kto publicznie i wbrew faktom przypisuje Narodowi Polskiemu lub Państwu Polskiemu odpowiedzialność lub współodpowiedzialność za popełnione przez III Rzeszę Niemiecką zbrodnie nazistowskie. Tak jednak cytowany fragment stanowi zaciemnienie sprawy. Można by potraktować go od razu jako martwe prawo, ponieważ zdaje się być wyrazem romantycznej troski o dobre imię Narodu lub Państwa. Pozostawiony sam sobie jest tylko wyrazem bezsilności Polaków wobec działań podejmowanych już od początku drugiej połowy XX w. przez Niemców, którzy uciszywszy wpierw pieniędzmi reparacyjnymi ofiary Holokaustu, zapragnęły pojawić się jako niewinna dziewica na arenie międzynarodowej. Ustawodawca jednak zadbał o to, by zapis prawny dość dobrze określić, poprzez odwołanie się do art. 6 Karty Międzynarodowego Trybunału Wojskowego załączonej do Porozumienia międzynarodowego w przedmiocie ścigania i karania głównych przestępców wojennych Osi Europejskiej, podpisanego w Londynie 8 sierpnia 1945 r. To właśnie to odwołanie sprawiło, moim zdaniem, cały ów rejwach. W rzeczy samej nie idzie tylko o zwrot językowy, możliwy do odkręcenia. Sprawa dotyczy uczynienia z Narodu lub Państwa Polskiego sprawcy Holokaustu.

 

Ogień, którym płoną stosy

Odwołanie się do rzeczonego artykułu Porozumienia sprawia, że ściganym będzie oskarżanie Państwa polskiego lub Narodu jako zbiorowości m.in. o „pogwałcenie praw i zwyczajów wojennych. Takie pogwałcenie będzie obejmowało, ale nie będzie ograniczone do morderstw, złego obchodzenia się lub deportacji na roboty przymusowe albo w innym celu ludności cywilnej na okupowanym obszarze lub z tego obszaru, do mordowania lub złego obchodzenia się z jeńcami wojennymi lub osobami na morzu; do zabijania zakładników; do rabunku własności publicznej lub prywatnej; do bezmyślnego burzenia osiedli, miast lub wsi albo do spustoszeń nieusprawiedliwionych koniecznością wojenną”, a także „morderstwa, wytępianie, obracanie ludzi w niewolników, deportacja i inne czyny nieludzkie, których dopuszczono się przeciwko jakiejkolwiek ludności cywilnej, przed wojną lub podczas niej, albo prześladowania ze względów politycznych, rasowych lub religijnych przy popełnianiu jakiejkolwiek zbrodni wchodzącej w zakres kompetencji Trybunału lub w związku z nią, niezależnie od tego, czy było to zgodne, czy też stało w sprzeczności z prawem kraju, w którym zbrodni dokonano”.

Cytat z Porozumienia jest cokolwiek długi i może zagmatwany, ale należy dokładnie zobaczyć to, co zostało wytłuszczone grubym drukiem. Nie można będzie więc oskarżać Narodu i Państwa Polskiego o te właśnie zbrodnie. Co ciekawe, zapis ten nie neguje odpowiedzialności indywidualnej za spotykane wszak w czasie wojny przypadki karygodnego odnoszenia się do ludności żydowskiej, ale każda ta sprawa dotyczyć będzie tylko jednostek, a nie Narodu jako zbiorowości. Gdy więc połączy się to z procedowaną w USA ustawą 477 o zwrocie mienia pożydowskiego, wówczas doskonale widać, o co rzecz idzie.

 

Brońcie się, nim wszyscy wyginiecie

Być może powie ktoś, że jest to tylko nasze polskie prawo i nie będzie ono obowiązywać w innych państwach. Cóż, jest to prawda. Jednakże nie w samym tylko karaniu istota rzeczy leży. Chodzi raczej o fakt napiętnowania przypisywania zbiorowej odpowiedzialności Polakom. Mówiąc prościej: przyjęte rozwiązanie prawne pozwala Polsce bronić własnego dobrego imienia przeciwko oskarżeniom o antysemityzm wyssany z mlekiem matki oraz oskarżeniom o współudział w zbrodni Holokaustu. Wskazuje wyraźnie, że nie jesteśmy sprawcami, ale ofiarami zbrodniczego działania w czasie II wojny światowej. Wspomniana przeze mnie ustawa 477 amerykańskiego parlamentu zakłada wspieranie przez system prawny USA wszelkich działań podejmowanych przez osoby prywatne lub instytucje na rzecz restytucji mienia pożydowskiego, także i tego, co do którego nie można określić spadkobierców lub stwierdzono ich bezpotomną śmierć. Dobrze więc, że Polacy – przynajmniej w sprawie obrony własnego dobrego imienia – zyskali elementarne wsparcie prawne swojego państwa. W świetle rozwiązań prawnych ten środek nacisku, zwłaszcza medialnego, zostanie zneutralizowany. I jeszcze jedna rzecz, którą ta ustawa może doskonale sprawić, mianowicie uderzenie w monopol bycia ofiarą II wojny światowej. Bo chociaż prawdą historyczną jest przynależność do tej grupy nie tylko Polaków, ale i innych narodów, to w światowej narracji o zbrodniach III Rzeszy tylko jedna nacja wybija się na czoło. Być może i tego boją się niektórzy w tym świecie.

Ks. Jacek Świątek