Wakacyjne loko(e)mocje
Co ciekawe, najbardziej popularny środek lokomocji jest jednocześnie najbardziej krytykowany. Komisja Europejska opublikowała raport, z którego wynika, że mamy najgorszą kolej na kontynencie. W przygotowaniu raportu pomogli sami pasażerowie. A poskarżyli się na wszystko – od braku informacji, poprzez brud na stacjach, w przedziałach i toaletach, aż po opóźnienia pociągów. Dzięki wyrażonemu niezadowoleniu w niemal wszystkich statystykach przygotowanych przez KE jesteśmy na ostatnim miejscu. Pasażerowie nie docenili nawet zakupu pociągów Pendolino. A szkoda, gdyż włoskie „wahadełka” mogą jechać z prędkością nawet 250 km/h. Tyle że w Polsce wahać się nie będą, bo po pierwsze – kupiliśmy składy bez wychylnego pudła, a po drugie – ani nasze tory, ani trakcja nie pozwalają na rozwinięcie tak wielkich prędkości. Ale to szczegół, najważniejsze, że będziemy mieć takie same pociągi, jakie są we Francji, Niemczech i Włoszech. W końcu z prędkością obecnych składów nie jest wcale tak źle, skoro pewnego dnia, jak ktoś słusznie zauważył – gdy warszawski Dworzec Centralny zalały egipskie ciemności – pociągi były szybsze od światła.
Odważni, cierpliwi i bogaci zawsze mogą przesiąść się do samochodu. Muszą być jednak przygotowani na stanie w korkach, bo nasz minister infrastruktury jest konsekwentny w torpedowaniu planów dotyczących powstania nowych kilometrów dróg. Do bolączek zmotoryzowanych dochodzi jeszcze cena paliwa, która rośnie z prędkością bolidu Formuły1. Za to w tzw. międzyczasie można zostać mistrzem ekojazdy. Na razie w tych umiejętnościach przewodzi pewien Austriak oraz instruktorzy autoszkoły jednego z koncernów samochodowych, którym udało się uzyskać wynik spalania o 1/3 niższy niż zakłada producent. Za wiedzę o tajemniczych metodach panów instruktorów trzeba zapłacić, natomiast pan Austriak dzieli się spostrzeżeniami za darmo. Przy czym najmniej wykonalna, zwłaszcza w okresie wakacyjnym, może być rada: „Nie przewoź ze sobą zbędnego bagażu”, a najbardziej tajemnicza: „Unikaj dodatkowego oporu”.
Aby poczuć się naprawdę komfortowo i bezpiecznie, najlepiej byłoby przesiąść się do najnowocześniejszego samolotu Boeinga o nazwie Dreamliner. Był on już nawet z wizytą w Polsce. Na razie szczęśliwcy, którzy zgromadzili się w tym wyjątkowym dniu w okolicach Okęcia, mogli na niego jedynie popatrzeć. Póki co, na pokład wsiedli m.in. wnukowie prezes zarządu Boeinga na Europę Środkową i Wschodnią. Zwykli zjadacze chleba dostąpią tego zaszczytu, jak zapewnia PLL LOT, w kwietniu przyszłego roku.
Bardziej niekonwencjonalny sposób oderwania się od ziemi wybrał za to były minister rolnictwa, który na konwencję swojej partii wyskoczył z… motolotni. Polityk swoje przybycie sfilmował i rozesłał do mediów. Chociaż na filmie twarz lotnika podczas lotu skrywa kask, który odsłania dopiero na ziemi, minister zapewnia, że to naprawdę on szybuje. Zaznacza jednak, że na razie skacze tylko z małych wysokości, a latać zamierza wolno i nisko.
I tak powinniśmy czuć się wyróżnieni, że na głowę może nam spaść minister, a nie fragmenty startujących rakiet. Taki problem dotknął bowiem mieszkańców okolic kosmodromu w rosyjskim Plesiecku. Ich zdaniem grad spadających z nieba części rakiet stanowi zagrożenie dla życia. Ale z drugiej strony, taka rakieta też nie byłaby głupim rozwiązaniem…
Wystrzałowych wakacji!
Kinga Ochnio