Więcej relacji, mniej emocji
Wasza formacja w tym roku obchodzi 20-lecie istnienia. Jubileusz uczcicie nową płytą zatytułowaną „TODAH”. Jaki będzie ten krążek?
Łukasz: Słowo „todah” znalazłem w jednym z felietonów Marcina Jakimowicza. W szerokim znaczeniu oznacza: „dzięki czynić” i „dziękczynienie”. Na pewno można w nim także zawrzeć uwielbienie takie, jakie my znamy, czyli wielbienie Boga za wielkie rzeczy, które czyni w moim życiu, wielbienie Go i dziękowanie Mu. Na tej płycie będziemy dziękować Bogu.
Technicznie i kompozycyjnie będzie tam dużo spokojniej niż na wcześniejszych krążkach. Jej zawartość różni się od muzyki, do której przyzwyczajaliśmy słuchaczy przez lata. Na pewno znajdzie się na niej ogromny ładunek siły, która przychodzi z modlitwy.
Grzesiek: Już ostatnia, „pandemiczna” płyta „Jestem” była dużo spokojniejsza. Teraz potwierdzamy ten kierunek. Zamieniliśmy dużą część naszego hałasu w moc, którą daje modlitwa – tak mogę to określić. W nagraniach płyty „TODAH” słychać kobiece wokale i dodatkowe instrumenty klawiszowe, które dodają barw i piękna tej muzyce.
Od lutego co miesiąc prezentujecie w sieci single z najnowszej płyty. Światło dzienne ujrzały już utwory „Rzuć ogień” i „Wypełnij mnie”. Skąd pomysł na takie prezentowanie twórczości?
Łukasz: Dziś mnóstwo artystów funkcjonuje w ten sposób. Pomysł wynika z czystej praktyki i to na wielu płaszczyznach. Żyjemy w epoce multimediów, social mediów itd. Wydanie płyty jest jednorazowym wydarzeniem pochłaniającym masę czasu, energii, finansów. Jeśli później nie towarzyszy temu konkretna polityka działań i promująca wydawnictwo trasa koncertowa – najlepiej długa, choć w naszych realiach nawet o krótką jest bardzo ciężko – to o takim wydarzeniu współczesny świat bardzo szybko zapomina. Rozkładamy więc pracę tak, by przez cały rok coś się działo, żeby utrzymywać stały kontakt ze słuchaczami, wciągać ich w naszą działalność i historię kolejnymi wydarzeniami. Łatwiej też jest, patrząc na reakcje ludzi, wprowadzać nam „do obiegu” kolejne pieśni. Pan Bóg pozwolił tym razem napisać sporo fajnego i dobrego, w moim odczuciu, materiału, ale gramy też dla ludzi i to oni weryfikują czy ta muzyka ma wartość. Publikacja pojedynczych, cyklicznych singli trochę pomaga utrzymywać dobry kierunek. Dzięki temu wybierzemy na płytę same najlepsze rzeczy, poza tym czasowo i finansowo też łatwiej jest pracować w takiej formule niż zamknąć się na miesiąc lub dwa w studio i nagrywać od razu całość.
Co obecnie słychać u zespołu Porozumienie? Czym się zajmujecie i jak działacie w ostatnim czasie?
Grzesiek: Zespół Porozumienie zawsze był projektem, który ciężko ubrać w ramy codziennej wspólnej pracy w wymiarze osobistym. Nadal żyjemy w bardzo różnych miastach Polski. Ja od kilku lat mieszkam już dużo bliżej rodzinnego Parczewa i tym samym mamy możliwość w węższym gronie dość często posługiwać np. przy misjach odbywających się w parafiach naszej diecezji. Angażujemy się też w wiele wydarzeń, które odbywają się w naszej bazylice. Takie posługiwanie zawsze daje nam dużo radości i kierunkuje w działaniach.
Łukasz: Poza tą podstawą, że żyjemy w naszych rodzinach i im służymy, to po wydaniu płyty „JESTEM” w 2020 r., oddaliśmy nasze granie na służbę Bogu. Gdzieś po drodze, choć trwało to wiele lat, udało się zostawić ambicje zawojowania polskiej sceny muzycznej. Po prostu powiedzieliśmy Bogu: „Jeśli zechcesz, będziemy grali dla kilku osób na końcu świata albo w internecie; zrób z nami to, co ma być…”. I tak już trzeci rok służymy muzyką przy uwielbieniach. Do niedawna graliśmy wraz ze Wspólnotą Jednego Ducha podczas siedleckich Wieczorów Chwały, rozwijamy też parczewskie wieczory uwielbienia pod szyldem Źródło Mocy. Takich faktycznych, pełnoprawnych koncertów zagraliśmy w ciągu czterech lat cztery, może pięć. Reszta to było uwielbienie. Nic dziwnego, że będzie to słychać w nowej muzyce (uśmiech). Chcemy oczywiście grać także koncerty, lecz ten temat leży nie w naszych rękach, więc po prostu czekamy w gotowości i robimy to, co jest do zrobienia. Ja w ostatnim czasie planuję też wydarzenie -koncert na 20-lecie naszego istnienia. Mam nadzieję, że będzie o tym głośno…
Dlaczego tak duże znaczenie przywiązujecie do modlitwy uwielbienia?
Łukasz: W zespole, w warstwie tekstowej od zawsze stawialiśmy na relację z Bogiem. Kiedyś myślałem, że najważniejsze to dawać ludziom dobre treści, przekaz. Po latach okazuje się, że modlitwa i uwielbienie ratują konkretnie mnie, iż to ja dostaję największy prezent, kiedy trwam w uwielbieniu – w tej prostocie wydarzenia, gdzie mogę być wolny wobec Jezusa, w Jego obecności, w radości, którą daje uwielbienie… Wiesz, mnóstwo mojego życia spędzam na robieniu muzyki tak, by zostać zauważonym. Tyle tego jest, że często zabiera radość z samego grania. A to katastrofa. Uwielbienie to rzeczywistość, w której Jezus mi tę radość oddaje, to cud. Podobnie jest z resztą życia: gonitwa, żeby zadowalać poszczególnych ludzi czy społeczności. A w uwielbieniu klękam przed Nim najprościej, jak mogę, mówiąc do Niego jak do Brata, płacząc czy śmiejąc się razem z Nim. To wolność… To wszystko pojawia się też w innych rzeczywistościach Kościoła i chrześcijaństwa – nas widocznie dotyka ta forma… Poza tym to super sprawa, że po 20 latach nasza muzyka może przydać się do modlitwy, że śpiewanie tych pieśni pomaga czasem konkretnym ludziom otwierać się na miłość Pana Boga.
Grzesiek: Uwielbienie to muzyka, gdzie w centrum jest Pan Bóg. Często takie spotkania połączone są z adoracją Najświętszego Sakramentu. On w takich chwilach może szczególnie i osobiście dotykać człowieka, zmieniać życie. On może je kierunkować. Dzięki Niemu możemy rozwijać siebie, nasze relacje rodzinne, życie. Uwielbienie to czas, gdy mamy możliwość wziąć od Boga wszystko, czego potrzebujemy do codziennego życia, tak po prostu. Po 20 latach grania znajdujemy się chyba w takim momencie, kiedy ważniejsza jest konkretna relacja niż emocje związane ze sporymi wydarzeniami, światłami. Naszą działalność od zawsze prowadzi Pan Bóg, a my jesteśmy zawsze gotowi i otwarci…
Dzięki za rozmowę.
Agnieszka Wawryniuk