Rozmaitości
Źródło: ARCHIWUM
Źródło: ARCHIWUM

z alpakami za pan brat

Państwo Linkiewiczowie z miejscowości Horodyszcze sprowadzili do swojego obejścia całą masę niespotykanych u nas przedstawicieli fauny. Niektóre ze zwierząt przyjechały aż zza oceanu.

W sezonie Horodyszcze – wieś nieopodal Wisznic – przeżywają prawdziwe oblężenie. Tłumy dzieci, ale nie tylko, pragną z bliska obejrzeć zwierzęta, które w warunkach naturalnych żyją daleko: w Andach, Afryce, zaś w najlepszym przypadku można je spotkać w warszawskim ZOO. Jak to się stało, że w tak wydawałoby się niepozornej miejscowości powstało MINI ZOO? Kim są właściciele tego niezwykłego zwierzyńca i dlaczego wolą strusie emu od rodzimych niosek?

ZOO zamiast zajazdu

– Trudno mi jednoznacznie odpowiedzieć na pytanie, dlaczego założyliśmy właśnie MINI ZOO – mówi Bogdan Linkiewicz, właściciel niezwykłego gospodarstwa. – Wcześniej wspólnie z żoną myśleliśmy o otwarciu zajazdu w Wisznicach. Zrezygnowaliśmy jednak, głównie ze względu na konieczność poniesienia znacznych nakładów finansowych oraz długi czas realizacji inwestycji – wyjaśnia. Jednocześnie stwierdza:  – Zdawaliśmy sobie sprawę, że prowadząc tradycyjne gospodarstwo rolne, raczej nie uzyskamy satysfakcjonujących przychodów i że mile widziana byłaby dodatkowa działalność. Dobrym rozwiązaniem wydawało się więc gospodarstwo agroturystyczne. Wypoczynek na świeżym powietrzu cieszy się dużym zainteresowaniem – ocenia. Gospodarze nie założyli jednak „klasycznej agroturystyki”, co to na stryszku ma kwatery, a na tarasie huśtawkę porośniętą pnącą różą. – Nie mamy pokoi gościnnych. Postawiliśmy na inne atrakcje, które mieliśmy nadzieję przyciągną turystów i pasjonatów przyrody. Poza możliwością zobaczenia z bliska wszystkich zwierząt będących w naszym posiadaniu, organizujemy też przejażdżki na kucykach i bryczką, ogniska, a najmłodsi mogą korzystać z placu zabaw – wyjaśnia pan Bogdan.

Najpierw był osiołek  

Od pomysłu do jego realizacji zazwyczaj mija wiele czasu, a bywa i tak, że na zawsze pozostaje on jedynie w stadium planów. Jak udało się sprowadzić do niewielkiej miejscowości na wschodzie Polski tak pokaźną gromadkę zwierząt z kilku kontynentów? I czy w istocie – jak przypuszcza większość z nas – wymagało to znacznego nakładu czasu i pieniędzy? – Początek działalności naszego MINI ZOO przypadł na maj 2007 r. – wspomina właściciel. – Może to, co teraz powiem, dla wielu osób będzie zaskakujące, ale zakup egzotycznych zwierząt nie stanowi najmniejszego problemu. Wiadomo, że pewną barierą są finanse, bo takie okazy są droższe niż nasze rodzime zwierzęta, ale nie jest to aż tak duży wydatek, jak niektórzy mogą sądzić – zapewnia. Na początku do gospodarstwa Linkiewiczów trafiły kucyk i osiołki, a dopiero później systematycznie przybywały kolejne mniej lub bardziej egzotyczne stworzenia.

Nie tylko czterokopytne

Aż trudno uwierzyć, że w ciągu nieco ponadpółtorarocznej działalności MINI ZOO jego właścicielom udało się sprowadzić tak ciekawe okazy fauny. – Mamy strusie afrykańskie i emu, guanako, alpaki, daniele, jelenie miniaturowe, lamy, owce: grzywiaste, kameruńskie i czteronożne św. Jakuba, króliki różnych ras, bydło rasy Highland (tzw. szkockie), świnki z długą wełną (przypominające raczej owce), a niedawno kupiliśmy wielbłąda – wymienia jednym tchem właściciel nietypowego zwierzyńca. I wylicza dalej: – Są również kucyki i osiołki kliku ras, ozdobny drób: kury, kaczki mandarynki i karolinki, bażanty złociste oraz pawie. Posiadamy też zwierzęta przeznaczone do hodowli w zwyczajnych gospodarstwach, np. krowy białogrzbietki, które są o tyle poszukiwane przez rolników, że do ich hodowli Unia przyznaje dopłaty – wyjaśnia.

Co ciekawe, egzotyczne zwierzęta nie sprawiają aż tylu problemów, jak można było się spodziewać. –  Hodowane w naszym gospodarstwie stworzenia nie wymagają szczególnych warunków bytowych. Dbamy o nie podobnie jak o nasze krowy czy konie. Są bardzo odporne na choroby, nie mają też szczególnych wymagać co do paszy – zapewnia Bogdan Linkiewicz. – Właściwie nie musieliśmy się też uczyć postępowania z nowymi przybyszami. Są to zwierzaki o bardzo łagodnym usposobieniu, co stanowi ich kolejną zaletę – podsumowuje.

W MINI ZOO zebrała się już całkiem pokaźna gromadka okazów z różnych stron świata: osiołki, konie i kuce – w sumie około 20 sztuk. Do tego 8 lam, 10 owiec, 4 jaki, 4 daniele, 7 jeleni, 4 strusie, wielbłąd, są jeszcze krowy i drób. A to wszystko w jednym gospodarstwie. Takiej gromadki nie powstydziłby się chyba nawet Noe w swojej arce…

Dzieci je kochają

Najwięcej osób odwiedza MZ w okresie od maja do września, kiedy to relaksowi sprzyja pogoda, a ludzie mają odrobinę więcej wolnego czasu. Najczęstszymi gośćmi w gospodarstwie są najmłodsi, którzy, jak powszechnie wiadomo, są największymi miłośnikami fauny i flory. Kilkuletnie dzieci chętnie oglądają na żywo zwierzęta widziane do tej pory jedynie na stronicach książki lub ekranie telewizora. Taka wizyta jest więc dla nich plenerową lekcją przyrody. – Chyba największą sympatią naszych najmłodszych gości cieszą się alpaki. Są to bardzo przyjazne zwierzęta, skore do zabawy, uwielbiające głaskanie. Milusińscy lubią też kucyki, króliki… właściwie wszystkie zwierzęta – podkreśla właściciel MINI ZOO.

Ale nie tylko przybysze z miasta kochają mieszkańców zwierzyńca. – Nasz córka, która obecnie chodzi do III klasy szkoły podstawowej, codziennie wstaje o 6.00 tylko po to, aby rano nakarmić zwierzęta i chwilkę się z nimi pobawić. Ona to uwielbia – przyznaje pan Bogdan.

Gospodarstwo w miejscowości Horodyszcze staje się celem wycieczek coraz szerszego kręgu Podlasian i nie tylko… W przyszłym roku państwo Linkiewiczowie, w związku z planami sprowadzenia nowych przedstawicieli fauny (m.in. kangurów), spodziewają się jeszcze większego grona odwiedzających. A życzyć powodzenia i konsekwencji w działaniu wypada im tym bardziej, że niewielu jest chętnych do pójścia w ich ślady. Takich, którzy potrafią podjąć ryzyko i wbrew radom najbliższych czy sąsiadów zdecydować się na tyleż odważne, co ryzykowne przedsięwzięcie. Może ich pomysł zainspiruje do działania innych przedstawicieli naszego regionu i spowoduje, że stanie się on jeszcze bardziej atrakcyjnym miejscem wypoczynku?

Magdalena Szewczuk