Historia
Źródło: ARCHIWUM
Źródło: ARCHIWUM

Z Kodnia na Kwaterę Ł

Od marca 2018 r. w Muzeum Żołnierzy Wyklętych w Warszawie czynna jest wystawa „Dowody zbrodni. Przedmioty z Łączki w pawilonie X więzienia na Rakowieckiej”. Wśród ok. 200 przedmiotów odnalezionych przy szczątkach ofiar komunizmu znajdują się dwa medaliki z wizerunkiem Matki Bożej Kodeńskiej.

Kwatera Ł na Cmentarzu Powązkowskim przez wiele lat była przedmiotem tajemnicy państwowej. - To miejsce oficjalnie miało nie istnieć - podkreśla Kamila Sachnowska z Biura Poszukiwań i Identyfikacji Instytutu Pamięci Narodowej, tłumacząc, dlaczego prawda o nim ujrzała światło dzienne dopiero kilka lat temu. W wyniku prac ekshumacyjnych prowadzonych w latach 2012-2017 przez zespół Instytutu Pamięci Narodowej pod kierunkiem prof. Krzysztofa Szwagrzyka odnaleziono tutaj szczątki ok. 300 ofiar komunizmu - bohaterów pierwszej i drugiej konspiracji, żołnierzy września 1939 r., powstańców warszawskich, cichociemnych, którzy w latach 1948- 1954 osadzeni byli i straceni w więzieniu mokotowskim (więzieniu przy ul. Rakowieckiej). Do prezentowanych na wystawie „dowodów zbrodni” należą drobne osobiste przedmioty: guziki, grzebienie, fragment okularów, buty, lusterko, medaliki. W świetle zbrodni, jakiej dokonano na ich właścicielach, te „drobiazgi” stają się bardzo wymowne. Dla rodzin pomordowanych mają rangę relikwii.

– W trakcie prac poszukiwawczych na terenie Kwatery Ł w jamach grobowych znaleziono kilkanaście medalików, niektóre we fragmentach, wszystkie – z jednym wyjątkiem – pozbawione łańcuszków. Świadczy to o tym, że więźniowie ukrywali je w zakamarkach odzieży, nie mogąc umieścić ich na szyi, tak jak zwykle nosi się medaliki – wyjaśnia K. Sachnowska. Wyjątkowy charakter ma medalik, który należał do por. Wacława Walickiego, oficera Komendy Okręgu Wileńskiego Armii Krajowej. Na jego odwrocie właściciel wyrył jakimś cienkim narzędziem imiona swej żony Haliny, córki Amelii i własne – Wacek. Medalik, odnaleziony w 2012 r., odsłonił napisy w rękach konserwatora, już po identyfikacji W. Walickiego.

 

… ale nie „dowody osobiste”

Medalik z przedstawieniem Matki Bożej Kodeńskiej odnaleziono w jamie grobowej nr 18. Z biegiem czasu udało się zidentyfikować osobę tutaj pochowaną. To Stanisław Kutryb, żołnierz Narodowego Zjednoczenia Wojskowego działający w powiecie ostrołęckim. Zginął 19 maja 1949 r.

K. Sachnowska rozwiewa wszelkie wątpliwości odnośnie tego, czy medaliki mogą być swoistym „dowodem osobistym”, przyczyniając się do identyfikacji właściciela. – W zasadzie nie możemy mieć pewności, do kogo dany medalik należał, zwłaszcza w przypadku tych znajdowanych w zbiorowych jamach grobowych. Ponieważ większość z nich ma charakter standardowego medalika, bez wyraźnych znaków szczególnych i o niewielkiej wartości materialnej, nie mogą posłużyć do identyfikacji ofiar prowadzonych metodami identyfikacji genetycznej – tłumaczy.

 

Prezent od narzeczonej

Na awersie medalika należącego do S. Kutryba, oprócz wizerunku Matki Bożej, widnieje napis „Kopia cudownego wizerunku MB Kodeńskiej”, na rewersie – Serce Pana Jezusa i słowa: „Pamiątka św. misji szkaplerz sześcioraki”. Z dochodzenia przeprowadzonego w 2015 r. przez dziennikarkę „Tygodnika Ostrołęckiego” Aldonę Rusinek wynika, że medalik ofiarowała mu jego narzeczona Genowefa z intencją, by go chronił (źródło: www.to.com.pl).

Medalik Matki Bożej Kodeńskiej w formie szkaplerza spopularyzowali Misjonarze Oblaci Maryi Niepokalanej, którzy parafię w Kodniu objęli w 1927 r. Ze względu na rozpowszechnienie medalika w formie szkaplerza ojców oblatów nie dziwią informacje o tym, że zachował się przy szczątkach ofiar różnych reżimów – nazistowskiego czy komunistycznego. Co jakiś czas oblaci otrzymują informację o kolejnym znalezisku, jak w Kwaterze Ł na Cmentarzu Powązkowskim. Wiadomo, że kilka takich medalików wydobyto przed laty z mogił katyńskich.

 

Szkaplerz sześcioraki

Jak wyjaśnia o. Jarosław Kędzia, rzecznik sanktuarium Matki Bożej Kodeńskiej Królowej Podlasia, spopularyzowanie medalika kodeńskiego dokonało się głównie dzięki rekolekcjom i misjom parafialnym, które oblaci zaczęli prowadzić wkrótce po powrocie do Kodnia cudownego wizerunku Maryi. – Obraz, który w 1631 r. sprowadził do Kodnia Mikołaja Sapieha, po zlikwidowaniu przez władze carskie kodeńskiej parafii w 1875 r. ukryto na ponad 50 lat w Częstochowie. Oblatom zależało na tym, by wszędzie tam, gdzie wcześniej istniał kult, przede wszystkim na rozległym obszar tzw. wielkiego Podlasia, a więc terenach dzisiejszej Białorusi, Ukrainy, aż po Litwę, ale też w różnych zakątkach Mazowsza, ogłosić, że Matka Boża powróciła do Kodnia. Mieszkający tutaj ludzie czcili Maryję w Jej kodeńskim wizerunku, identyfikowali się z Nią, o czym świadczą choćby ciągnące do Kodnia z racji odpustu pielgrzymki – nawet z tak odległych miejscowości, jak Ostrołęka czy wołyńskie wioski – tłumaczy. Wierni mogli przyjmować szkaplerz bezpośrednio w sanktuarium albo podczas rekolekcji czy misji w swojej rodzinnej parafii.

– Przyjęcie medalika szkaplerznego było dla nich ogromnym przeżyciem, potwierdzającym duchową łączność z Maryją i słynącym cudami obrazem. Jest to tzw. biały szkaplerz, który oblaci mają prawo nakładać od 1900 r. Na odwrocie szkaplerza Serca Pana Jezusa umieścili wizerunek Matki Bożej Kodeńskiej. Nazwa „sześcioraki” oznacza, że mógł on zastąpić sześć innych szkaplerzy, na co pozwalały stosowne przepisy kościelne – dodaje.

 

Medalik „po dziadkach”

Medaliki były bite z aluminium w Kodniu w latach 1927-1939. W muzeum istniejącym przy sanktuarium przechowywana jest sztanca służąca do ich wybijania. Ponieważ oblatom zależało zarówno na umocnieniu, jak i rozpowszechnieniu kultu maryjnego, aluminiowe medaliki były wiernym rozdawane. Tak zresztą jest również dzisiaj.

– Od 2018 r., od kiedy trwa peregrynacja kopii obrazu Matki Bożej Kodeńskiej i relikwii Męczenników z Pratulina, odnawiamy tradycję naszego szkaplerza. W czasie misji, podczas apelu, szkaplerz Matki Bożej Kodeńskiej i Serca Pana Jezusa jest nakładany tym, którzy tego pragną. W tej chwili mamy już ok. 3 tys. osób przyjętych do szkaplerza kodeńskiego. To taki sam szkaplerz jak dawniej – wyjaśnia o. J. Kędzia. – Co ciekawe, w trakcie aktualnie prowadzonych misji ewangelizacyjnych zdarza się, że ludzie przynoszą medaliki po swoich dziadkach i pytają, czy możemy im nałożyć ten szkaplerz. Nie nowy, ale medalik z rodzinną historią. W moim odczuciu to piękny gest ciągłości kultu maryjnego – stwierdza.

Na ironię zakrawa fakt, że komuniści, z których rąk ginęli po wojnie żołnierze niepodległościowego podziemia, zabronili też zgromadzeniom zakonnym działalności misyjnej. Wydobyte z ziemi po latach medaliki – m.in. te rozdawane przez kodeńskich oblatów – stały się swoistymi dowodami potwornych zbrodni, jakich dopuścili się komunistyczni oprawcy.

 

Do końca ze szkaplerzem

– Fakt, że osoby skazane na egzekucję zachowywały przy sobie medalik, dowodzi, że był dla nich świętością, czymś najważniejszym. Maryja Kodeńska łączyła ludzi i dawała im świadomość, kim są. Człowiek, któremu zabrano wszystko – dobre imię, stopnie wojskowe, cześć, pragnął zachować do końca ten znak, który identyfikował go jako osobę wierzącą. Dlatego medaliki były przez skazańców ukrywane w odzieży, a przed egzekucją wkładane do ust czy połykane – mówi o. J. Kędzia.

– Bp Henryk Przeździecki mówił, że aby zrozumieć, kim jest dla Podlasiaków Matka Boża Kodeńska, trzeba było udać się do Częstochowy w czasie, kiedy obraz był tam na wygnaniu. Wyruszały do niej z Podlasia pielgrzymki. Kiedy dzisiaj kopia obrazu Matki Bożej Kodeńskiej nawiedza parafie, widzimy, jak wielkie jest przywiązanie ludzi do Maryi. Myślę, że 100, 200 lat temu było ono jeszcze większe. Przeczytałem ostatnio dekret gubernatora carskiego. Pisał on, że lud podlaski, katolicy i unici, mają zbyt wielkie oparcie w Maryi Kodeńskiej, która przez to jest zagrożeniem dla władzy rosyjskiej. I dlatego należy obraz usunąć – dodaje rzecznik kodeńskiego sanktuarium. 

LI