Komentarze
Źródło: ARCHIWUM
Źródło: ARCHIWUM

Za sto, dwieście lat będzie już małe okienko…

Nie lubię być pesymistą. Człowiek z natury swojej jakoś lepiej znosi trudności żywota, gdy chociaż odrobinę ma w sobie nadziei i umie dostrzegać. Zresztą w samym pesymistycznym podejściu do życia jest pewna forma ideologii, czyli przyjęcia wstępnego założenia, zgodnie z którym oceniamy jawiące się fakty.

Od tej choroby nie jest wolny również i optymizm, który zdaje się być dzisiaj nadzwyczaj poszukiwanym towarem. Jednakże nie sposób dzisiaj, spoglądając na dziejące się dokoła nas wydarzenia, zachować w sobie ów niepoprawny optymizm, a czarne postrzeganie rzeczywistości jest raczej narzucającą się oceną faktów. I nie mam na myśli jedynie i tylko spraw ekonomicznych. One są zawsze wypadkową innych czynników, które przy założeniu rozumności człowieczej istoty można byłoby wcześniej dostrzec i im przeciwdziałać. Chodzi raczej o coś innego.

Stoimy pod murem…

Jeśli przyjąć za pewnik to, co jest serwowane w naszych mediach, to ponoć przeogromne zadziwienie w „cywilizowanym świecie” wzbudziły słowa papieża Benedykta XVI, które, udzielając święceń biskupich w uroczystość Objawienia Pańskiego, skierował do nowych biskupów. Papież stwierdził mianowicie, iż w dzisiejszym świecie głoszący Ewangelię muszą być przygotowani na męczeństwo. Następca św. Piotra mówił: „Następca apostołów musi się liczyć się z tym, że będzie nieustannie na nowo w nowoczesny sposób bity, jeśli nie zaprzestanie głośno i zrozumiale głosić Ewangelię Jezusa Chrystusa. Może się wówczas cieszyć, że stał się godnym dla Niego znosić hańbę. Oczywiście pragniemy, tak jak apostołowie, przekonać ludzi i w tym sensie zyskać ich akceptację. Rzecz jasna nie prowokujemy, lecz wręcz przeciwnie zapraszamy wszystkich do radości prawdy, która pokazuje drogę. Jednakże akceptacja poglądów panujących nie jest kryterium, któremu się poddajemy. Kryterium jest On sam: Pan. Jeśli będziemy bronili Jego sprawy, zyskamy dzięki Bogu nieustannie na nowo ludzi dla drogi Ewangelii. Ale nieuchronnie będziemy także bici, przez tych, którzy swym życiem stoją na przeszkodzie Ewangelii, a wtedy musimy być wdzięczni, że staliśmy się godni uczestniczyć w cierpieniach Chrystusa”. Przyzwyczajeni do medialnych doniesień o skandalach z udziałem duchownych oraz napawani szeptaną propagandą o ich niezmiernych bogactwach, powstających z łupienia biednych owieczek, ze zdziwieniem może przyjęliśmy te słowa. Ale rzeczywistość jest niestety właśnie taka. I dotyczy nie tylko osób duchownych, lecz wszystkich wyznawców Chrystusa. Corocznie bowiem w całym świecie za wiarę ginie prawie 160 tys. osób (licząc samych katolików – ok. 100 tys.). Dzienna suma zabijanych za wiarę wynosi ok. 440 osób, co oznacza, że co godzinę oddaje życie za wiarę ponad 18 osób, a co dziesięć minut – trzy osoby. Przyjmując tę statystykę, można uznać, iż w czasie jednego wydania wiadomości telewizyjnych jakiejkolwiek stacji ok. dziesięć osób oddaje życie za wiarę w Chrystusa, a w czasie niedzielnej Mszy św. w Ofiarę Chrystusa włącza się ok. 20. Męczeństwo nie oznacza jednak tylko oddawania życia. Najczęściej jest ono wynikiem wcześniejszego prześladowania.

Zanim tłusta kula usiądzie na karku…

Przy czym nie sposób oprzeć się wrażeniu, iż dzisiaj przez prześladowanie najogólniej rozumiemy gwałtowne ataki na tych czy innych ludzi, i to z użyciem siły fizycznej. Można odnieść wrażenie, że do takowych jesteśmy jak na razie tylko przygotowywani. W te święta na stronach niemieckiej Antify pojawiły się życzenia, w których autorzy wyrażali nadzieję, iż 25 grudnia  przyszłego roku (czyt. 2013) ogrzeją się przy ogniu palących się kościołów. Ataki na budynki sakralne i na święte miejsca chrześcijan w całej Europie, w tym także i w Polsce, pokazują jasno, że atmosfera została już zrobiona. Co ciekawe, przemilczany całkowicie jest raport OBWE z 2009 r., w którym jasno mówi się o dyskryminowaniu wyznawców chrześcijaństwa na Starym Kontynencie. Prześladowanie ma jednak także i oblicze soft. Mówił o tym rok temu prawosławny metropolita Alfeev Hilarion. Wśród jego przejawów wymienił próby usuwania symboli religijnych z przestrzeni publicznej, oczernianie chrześcijaństwa, nieuznawanie dziedzictwa, jakie chrześcijaństwo wniosło do tradycji Europy, prześladowanie ludzi, którzy otwarcie postępują według chrześcijańskich norm. Parę przykładów: w marcu 2009 r. liberalny uczony z Harwardu został publicznie ostro zaatakowany za to, że zgodził się z papieżem, mówiąc, iż dystrybucja prezerwatyw nie zapobiegnie rozprzestrzenianiu się HIV/AIDS; w lipcu 2010 r. hiszpański rząd ukarał karą grzywny 100 tys. euro chrześcijańską sieć telewizyjną za wyemitowanie serii reklam promujących rodzinę i przeciwstawiających się homoseksualnemu stylowi życia; w marcu 2010 r. wiedeński adwokat, Georg Zanger, powołując się na 278 artykuł austriackiego kodeksu karnego, chciał pozwać wiodących członków Kościoła katolickiego o przynależność do organizacji przestępczej; w styczniu 2008 r. pracownica British Airways została zwolniona w pracy za noszenie łańcuszka z krzyżykiem (trybunał zakaz podtrzymał – jedynie w odniesieniu do symboli chrześcijańskich); w lutym 2010 r., kiedy w szpitalu w Bad Soden w Niemczech na oczach pacjentów usunięto ze ścian oddziału chirurgicznego dwanaście krzyży i wyrzucono je do kosza. To tylko parę przykładów.

Za murem jest drzewo i gwiazda…

Św. Maksymilian Maria Kolbe widział w październiku 1917 r. na ulicach Wiecznego Miasta zorganizowane regularne demonstracje pod znakiem szatana. Jej uczestnicy głosili otwarcie, że ukoronowaniem ich działań ma być panowanie diabła, zwłaszcza na Watykanie. W trakcie jej trwania rozwinięto czarny sztandar giordano-brunistów przedstawiający postać Archanioła Michała, uchwyconą szponami Lucypera i powaloną na ziemię. Na jednym z transparentów widniał napis postulujący w formie imperatywu: „Szatan musi zapanować w Watykanie, a papież będzie jego sługą”. W odpowiedzi na te wydarzenia 16 października 1917 r. założył Rycerstwo Niepokalanej. To może być również antidotum na dzisiejsze prześladowania. Nie chodzi jednak dzisiaj o mnożenie stowarzyszeń bądź ich promocję. Naszą odpowiedzią możemy być tylko odrodzony ideał rycerski, w którym wierność Bogu i Jego prawu nie jest możliwością, ale istotą życia.

Ks. Jacek Świątek