Życie na pokaz
Mianowicie chodzi o zdjęcie z nim. Okazało się, że Rafał Trzaskowski i Tomasz Grodzki „mają”, a Donald Tusk „nie ma”! No i wyszła „beka”. Piarowcy byłego „króla Europy” poruszyli niebo i ziemię, napisali do Białego Domu i ambasady USA w Polsce, żebrząc o rzeczoną fotkę. Gdy rozpacz zdawała się sięgać zenitu, okazało się (po sześciu dniach poszukiwań), że jest! 27 lutego Donald mógł pochwalić się uwiecznionym uściskiem dłoni z prezydentem supermocarstwa. Hurra! Oto format naszych polityków. Poziom dzieci z piaskownicy. Problem jest jednak głębszy. Popularność fejsbuka, twittera, instagrama i Bóg wie czego jeszcze sprawiły, że dziś kluczową sprawą jest medialna obecność na którejś z platform.
– Nie ma cię tam, nie ustawiasz się na ściankach „w odpowiednim miejscu i w odpowiednim czasie”, nie spotykają cię „przypadkowo” paparazzi podczas joggingu czy na lotnisku, nie istniejesz. Nie wygrywasz wyborów, nie zapraszają cię do telewizji śniadaniowej, tracisz rozpoznawalność, jesteś „nołnejmem”. Nikim. A „nikt” nie interesuje przywykłej do takiej autoprezentacji publiki. Lęk przed zepchnięciem do medialnego Szeolu paraliżuje i mobilizuje polityków, celebrytów, miernych pisarzy, samozwańcze gwiazdki i gwiazdeczki do największych głupot, coming outów, przypominania sobie nagle, że ileś lat wstecz oni też byli molestowani, ktoś krzywo się uśmiechnął, że mogą z ulgą wyznać przed kamerami: „me too”… etc. Byle tylko mówili. Wszystko jedno, jak.
Problem dotyczy też sporej części „zwyczajnej” populacji.
Presja jest ogromna!
Trzeba się pokazać! Nieważne jak, gdzie, za jaką cenę – musisz wyjechać na urlop. ...
Paweł Siedlanowski