Historia
Żywe tarcze ochronne płk. Szelkinga

Żywe tarcze ochronne płk. Szelkinga

Szwajcarowi Erlachowi zawdzięczamy ciekawą wiadomość o starciu partii Krysińskiego z oddziałem rosyjskiego pułkownika Ostachiewicza, które miało miejsce 7 lipca w rejonie Wytyczna.

Szwajcarski pułkownik, tym razem nie tylko obserwator, ale uczestnik boju, tak to relacjonował: „W czasie wykonywania kontrataku na skraju lasu kosynierzy zobaczyli pędzącą kawalerię rosyjską. Natychmiast uformowali czworobok. Pierwszy rząd ukląkł, podnosząc kosy do wysokości piersi końskich, a drugi rząd stał, machając równomiernie kosami. Jeden z kosynierów, który w zapale bitewnym wysunął się za dużo do przodu, znalazł się między kawalerią a czworobokiem.

Widząc pewną śmierć, ukląkł przed czworobokiem i zaczął się modlić. Kawaleria rosyjska, widząc uformowany czworobok, w pędzie zawróciła z powrotem i kosynier ocalał”.

Okazało się, że w tym rejonie znalazło się więcej oddziałów powstańczych, m.in. Jankowskiego i Zielińskiego, a w ostatniej chwili przybył jeszcze oddział Ruckiego. Nadejście Ruckiego pozwoliło oddziałom Jankowskiego i Zielińskiego, a wcześniej jeszcze Krysińskiego, wykorzystać zamieszanie i wycofać się z pola bitwy. Cały ciężar walki spoczął na oddziale mjr. Ruckiego. Musimy oddać sprawiedliwość temu oficerowi. Okazał się godnym miana ucznia gen. Józefa Bema (był jego adiutantem). On, który widział w ogniu swego generała, gdy pod Szaszwaros kula odstrzeliła mu palec, i mimo to odbił swoje armaty, teraz nie stchórzył. Widząc się w okrążeniu z przygniatającą przewagą, wydał rozkaz wyprowadzenia oddziału z matni małymi grupami, w sumie ponosząc niezbyt duże straty.

8 lipca naczelnik powiatu radzyńskiego donosił władzom, że z placu bitwy pod Urszulinem zebrano 10 poległych powstańców i 1 rannego. Według źródeł polskich Rosjanie mieli również około 15 zabitych. O najmniejszym wzrostem powstańcu, który ocalał, zapisał ciekawą wiadomość J.S. Liniewski z Lejna: „Kiedy już Moskale przeszli i wszystko się uspokoiło, naraz z konopi, których kwatera rosła w ogrodzie, wychodzi figura łokciowa z pistoletami zatkniętymi za pas i postępuje do nas z uśmiechem. Był to karzeł, który przystał do partii Jankowskiego w Mińsku pod Warszawą od Jezierskich”.

Do daty 9 lipca można odnieść następującą notatkę Deskura ze zgrupowania płk Heydenrejcha: „Kwaterowaliśmy w okolicy Żelechowa. Oddziałek powierzony mi łatwo się skompletował i wprawił w obrotach codzienną musztrą, w której płk Kruk brał udział”. Prawdopodobnie 9 lipca żandarmi powstańczy wymierzyli chłostę wysługującym się okupantowi kolonistom niemieckim z Grochowa w powiecie siedleckim, a jednego z nich ukarali śmiercią.

J.S. Liniewski wykazał się sporą odwagą jako konspiracyjny zastępca naczelnika powiatu radzyńskiego. 10 lipca wysłał z napisanym własnoręcznie listem dwóch swoich oficjalistów: ekonoma Aleksandra Stankiewicza i leśniczego Teodora Madalińskiego do kwaterującego w Radzyniu Podlaskim generała rosyjskiego Mamajewa, aby zwrócono mu zarekwirowane 6 lipca w Lejnie konie, będące jego własnością. Gen. Mamajew, o dziwo, napisaną po polsku prośbę przyjął, ale kazał czekać na powrót zgrupowania mjr. Ostachiewicza, które konie zajęło.

Tego dnia uwolniony został z więzienia w Radzyniu właściciel wsi Kościeniewicze Franciszek Dziewulski. Siedział przeszło pół roku wskutek fałszywego oskarżenia jednego z okolicznych Tatarów, którego ujęto kiedyś w oddziale Rogińskiego. Wychudzonemu Dziewulskiemu urosła w więzieniu znaczna broda, tak że nawet znajomi nie mogli go poznać.

W nocy z 10/11 lipca oddział Krysińskiego na rozkaz Rządu Narodowego przeprawił się przez Bug k. Sławatycz do miejscowości Domaczewo, gdzie zaatakował 50 żołnierzy rosyjskich i 200 tzw. opołczeńców, czyli chłopów zabranych do straży włościańskich w celu zwalczania powstania. Powstańcy kolejno musieli szturmować domy, w których zabarykadowali się żołnierze i chłopi. Po zaciętej obronie (musiano podpalić budynki) Krysińskiemu udało się rozbroić straż i zdobyć kilkadziesiąt karabinów innej broni palnej. Dowódcę, który terroryzował zebranych chłopów, ukarano śmiercią. Swoim czynem Krysiński rzucił postrach na chłopów za Bugiem, tak że nie wykazali już aktywności w zwalczaniu powstania. Młody kapitan z Międzyrzeca zademonstrował ludzki stosunek do poszkodowanych mieszkańców, gdyż po bitwie zachęcał do składki na pogorzelców tej wsi. Po tej akcji oddział powrócił w rejon Sławatycz. Tak o wydarzeniach w dniu 11 lipca zapisał właściciel Romanowa Kajetan Kraszewski, brat słynnego Józefa Ignacego: „Kilka oddziałów powstańczych nocowało w Romanowie, ale za namową Krysińskiego wyszli rano, w ślad za nimi przyszedł do Romanowa pułkownik rosyjski Szelking, a że tu u mnie zaprowadzony zwyczaj, aby dziedziniec był tak jak ogród czyściutko zawsze uprzątnięty i zamieciony, przeto zaczął pułkownik łajać za ten porządek, dowodząc, że tym sposobem chcą ukryć, iż tam byli powstańcy, kiedy po nich tak skrzętnie uprzątają. Na próżno nasi ludzie dowodzili, że tu jest zawsze tak samo czysto i porządnie, coraz w gorszą wpadał pasję, bił ludzi, wreszcie kazał wziąć na smycz naszego poczciwego pana Wiktora Werpechowskiego – rządcę, Grzegorza lokaja i Pawła furmana oraz Mirona ogrodnika i Jana kucharza i goniąc powstańców, wystawił też wszystkich naszych ludzi w pierwszy szereg, a powstańcy tymczasem tak dobrze prażyli z lasu, że „mężny” Szelking do wsi Janówki musiał się rejterować i dużo mu tam ludzi ubito, a kilkadziesiąt furmanek z rannymi powiózł… Poszedł potem do Sławatycz, skąd ludzi puścił, prócz Werpechowskiego, którego do Lublina odesłał. W czasie bitwy Werpechowskiemu kapelusz przestrzelono, który trzymał dla gorąca w ręku”.

Możemy tylko dywagować, czy powstańcy tak celnie strzelali, iż nie trafili swoich, czy też ocalenie niewinnych nadeszło z góry w myśl powiedzenia – żołnierz strzela, Pan Bóg kule nosi

Józef Geresz