Miałem jedynie wiarę
Spotkałam go podczas rejonowych dni młodzieży w Białej Podlaskiej. Tam usłyszałam jego historię. Potem przeczytałam książkę, którą napisał. „Z buta do Maryi” to zapis bloga, jaki prowadził podczas samotnej pieszej pielgrzymki do Medjugorje. Co było przed tą podróżą? W telegraficznym skrócie: ojciec-alkoholik, wagary, pobyty w poprawczaku, problemy z prawem, ośrodek terapeutyczny i nieformalny związek. Potem było wielkie nawrócenie, a następnie kolejny związek, który odłączył Bartka od Boga. Wiosną 2017 r. nastąpiła kumulacja zła: w dniu swoich urodzin Bartosz chciał popełnić samobójstwo. Miał dosyć długów, osamotnienia, pracy ponad siły, przelotnych znajomości. Czuł, że zawiódł Boga. - Płacząc na łóżku, wołałem do Jezusa. Poczułem, że muszę wyjechać z Warszawy. W sercu zaświtało słowo: Medjugorje. Spojrzałem na mapę. To 1,3 tys. km stąd! Stwierdziłem, że muszę tam iść na piechotę - wspomina.
Po drodze modlił się, rozmawiał z napotykanymi ludźmi i podziwiał przyrodę. Ta pielgrzymka była czasem wielu paradoksów. Wyszedł z domu bez pieniędzy i jedzenia, bez zbyt wielu ubrań i namiotu. Wiedział tylko, że musi iść. Nierzadko spał w domach, czasem na plebaniach, ale też w rowach czy na przystankach. Doświadczał wielkiego odrzucenia, jednak przyjmował to z pokorą. Dawniej odpowiedziałby po swojemu, ale w czasie pielgrzymki nie bał się nadstawić policzka. Z dnia na dzień jego blog zaczęło czytać coraz więcej ludzi. Jedni przywozili mu jedzenie i leki. Drudzy zrobili zrzutkę na namiot i inne potrzebne przedmioty albo opłacali nocleg w hotelu. Jeszcze inni częstowali kanapkami, obiadem i zimnym napojem. Bartek widział w tym opiekę Boga. Czasem groziło mu naprawdę duże niebezpieczeństwo ze strony ludzi, jednak Pan zawsze posyłał mu jakiegoś „anioła”, który przeprowadzał go przez trudne rejony. Nie da się pisać tu o wszystkich jego spotkaniach i słowach, jakie usłyszał. ...
AWAW