Wygrać decydującą bitwę
Pięć lat temu Angela Merkel otworzyła granice przed przybyszami z Afryki i Bliskiego Wschodu. Skierowane do nich zaproszenie, poparte deklaracją o przyjęciu każdej liczby uchodźców i wypowiedzianym do rodaków optymistycznym „Damy radę”, sprowokowało exodus do Europy blisko 2 mln imigrantów. Doszukiwano się różnych przyczyn takiego zachowania niemieckiej kanclerz: szlachetności, empatii, poczucia winy i liczenia na płynące z udanej migracji korzyści - zarówno w sensie gospodarczym, jak i społecznym. Przybysze mogli zasilić rynek pracy i uratować demografię. Uchodźcy to dla Europy żadna nowość. Także ci o innej karnacji, innej kulturze i innym wyznaniu. Okazało się jednak, że nikt nie przewidział, że zaproszenie zaowocuje - głównie muzułmańską - nawałą. Zanim świat obiegły zdjęcia Merkel z forpocztą imigrantów, próbowano przywrócić kontrolę szturmujących granice uchodźców. Rubikon został jednak przekroczony.
Niezliczona liczba bliskowschodnich uciekinierów przedzierała się do europejskiego raju różnymi szlakami, głównie drogą wodną, wielu z nich straciło życie, za to przemytniczy proceder miał się bardzo dobrze.
Marzenia i rzeczywistość
Choć początkowo niemiecka opinia publiczna gościnnie przyjęła uchodźców, to jednak duch ten szybko osłabł i nie trzeba było długo czekać na polityczne skutki. Przyjazne nastawienie do uchodźców i „kultura powitania” uległy zmianie, gdy okazało się, że zdecydowana część uchodźców ani myśli się integrować i stosować do założeń.
Imigranci znacznie podnieśli statystyki łamania prawa. ...
Anna Wolańska