Powitanie z gąską
Zarówno wspomniane, jak i inne kibicujące jej publikatory pokazały ją jako skrzywdzoną, zalęknioną, zastraszoną przez policję kobietę, która jest szykanowana z powodu zażycia tabletki wczesnoporonnej. Kolejną ofiarę pisowskiego reżimu. To wystarczyło, żeby wykorzystać krakowiankę do politycznej walki. Wzburzony historią i zaangażowany w obronę praw kobiet i miłośnik marszów Donald Tusk natychmiast ogłosił marsz Miliona Serc. Co ciekawe, ma się on odbyć nie teraz, kiedy emocje są największe, tylko na początku października, tuż przed wyborami. Czyli zorganizowany będzie wyłącznie z miłości do kobiet.
Gdyby się trochę postarać, można zajrzeć do internetu i zobaczyć inną panią Joannę niż ta z TVN-owskiego przekazu: queer performerkę, drag king występującą na alternatywnych scenach i posługującą się pseudonimem sir Johnny D’Arc, a na jej artystycznym profilu obejrzeć szokujące i prowokacyjne fotografie. Słowem – osoba, która bez wysiłku da się zastraszyć.
Jakby się jeszcze trochę bardziej postarać, to można przeczytać wywiady, w których sama o sobie mówi, że jest aktywistką walczącą o prawa kobiet i społeczności LGBT. I że, niestety, jej aktywizm do tej pory ograniczał się do wąskiego grona odbiorców. W dodatku do ludzi, którzy i tak prezentują podobne poglądy. Teraz dzięki rozdmuchanej przez wspierające ją media sprawie (sytuacji zaistniałej w końcu kwietnia tego roku) głos pani Joanny zyskał szeroki zasięg. Ona sama jest zadowolona, że swoje doświadczenie może wykorzystać do tego, by przekuć je w dobro. No i bardzo by chciała, żeby w Polsce można było normalnie mówić o aborcji. Bo „to zabieg jak każdy inny”.
Aborcja to kluczowe tu słowo. A pisowski antyaborcyjny terror ma zdyscyplinować kobiety. Zatem wersja zdarzeń, jaka poszła w świat za sprawą wspierających panią Joannę mediów, jest taka, że akcja policji to odwet za przyjęcie przez kobietę tabletki wczesnoporonnej. Nieważne są zaprezentowane przez policję nagrania, z których wynika, że zaalarmowana jej telefonem lekarz psychiatrii, u której Joanna się leczyła, mogła mieć obawy o bezpieczeństwo pacjentki.
Krakowianka twierdzi, że nawet w szpitalu policjanci jej nie odstępowali i zastraszali. Przed laty policjanci – pewnie w ramach życzliwości i kultury – podczas próby zatrzymania byłej posłanki i minister budownictwa Barbary Blidy pozwolili jej bez obstawy skorzystać z toalety. Kobieta wyjęła z szafki rewolwer i zastrzeliła się. W wyniku dobrze przeprowadzonej wtedy politycznej nagonki (brak dopilnowania ofiary) Donald Tusk wygrał wybory. Zapowiadając marsz Miliona Serc, przekonuje, że da mu on „pewność zwycięstwa”. Skoro już jest w ogródku, już wita się z gąską, to tylko pogratulować.
Anna Wolańska