Odszedł na wieczną wartę
Jak poinformowała prokuratura, przyczyną śmierci była „rana kłuta klatki piersiowej z uszkodzeniem płuca lewego oraz, w związku z tym, uszkodzenie ośrodkowego układu nerwowego”. Kilka dni wcześniej został ugodzony nożem przez migranta próbującego pokonać barierę na polsko-białoruskiej granicy w okolicach Dubicz Cerkiewnych. W internecie jest zdjęcie Mateusza, młodego mężczyzny o rysach chłopca. I choć wygląda jak nastolatek, to naprawdę był stuprocentowym facetem.
Młodym, heroicznym człowiekiem, który – jak prawdziwy mężczyzna i autentyczny bohater – poświęcił się dla ojczyzny, oddając życie w obronie jej granicy. Jak powiedział jeden z jego kolegów: „Mateusz nie miał jeszcze dziewczyny, bo jego miłością było wojsko”. W dzisiejszych czasach to niecodzienna pasja. Dziś bowiem wiele osób w wieku Mateusza zostaje raczej influencerami – wpływowymi gwiazdami internetu, które jedząc frytki, popijają je jakimś bełtem, po czym tysiącom obserwatorów w sieci godzinami relacjonują, jak to smakuje.
Szeregowy Mateusz Sitek został ranny w okolicznościach, które mogą świadczyć o tym, że był człowiekiem odważnym. Wiedział, po co jest w miejscu, w które wysłali go dowódcy. Wiedział, jak się zachować. Wiedział, jak postąpić, gdy granicę jego kraju usiłowali sforsować bandyci. Zdawał sobie sprawę z tego, że nie wolno mu użyć broni i oddać ostrzegawczych strzałów, bo – tak, jak kilka tygodni wcześniej dwaj jego koledzy z jednostki – zostałby zakuty w kajdanki. Do tragedii doszło w chwili, gdy tarczą ochronną i własnym ciałem usiłował zablokować wyłom w zaporze.
Dlaczego Mateusz zginął? W uśmiechniętych mediach jest w zasadzie jedna odpowiedź. Odpowiedź na wskroś obłudna i fałszywa. Tymczasem polskiego żołnierza nie zabiła wykonana chałupniczym sposobem dzida z kawałka patyka i noża. Życia nie pozbawiły go bandziory ukrywające się do niedawna pod postaciami kobiet w ciąży, pływających bez jedzenia i picia przez sześć dni w lodowatej wodzie migrantów czy zabiedzonych dzieci z Michałowa. Mateusza zabiły polityka i media. Zabiły go elity i celebryci, którzy zdołali się skutecznie przeflancować z ustroju zwanego PRL-em do ustroju górnolotnie okrzykniętego III RP. Zabiły go konkretne wypowiedzi i zachowania konkretnych ludzi. Słowa i czyny, które zebrane w całość sprawiły, że życie polskich pograniczników, policjantów i żołnierzy strzegących wschodniej granicy państwa wciąż wisi na włosku.
Dziś niemal wszystkie osoby, które przez ostatnie dwa lata ludzi broniących naszego bezpieczeństwa nazywały mordercami, psami, gestapowcani, maszynami bez serca i mózgu, pachołkami czy zbrodniarzami, milczą. Milczą Frasyniuk, Zelt, Kurdej-Szatan, Ochojska, Hołownia… Milczą utrudniający pracę strażnikom i biegający z paczkami dla „biednych ludzi” Szczerba, Joński, Sterczewski… W okolicy Dubiczów Cerkiewnych nie pojawili się jeszcze Holland, Ostaszewska czy młody Stuhr, by nakręcić „Zieloną granicę 2”. Politycy, którzy mieli zawsze tyle do powiedzenia, wykonują dziś jedynie woltę polegającą na zrzuceniu z siebie odpowiedzialności i obarczeniu za to, co dzieje się na granicy, poprzedników.
Młody mężczyzna o łagodnych rysach twarzy miał przed sobą całe życie. Jak prawdziwy żołnierz nie umarł, ale odszedł na wieczną wartę…
Leszek Sawicki