
Wołanie ciszy
Coraz mniej jej wokół nas. I w nas. I coraz mniej umiejętności zatrzymania się. Zamieniamy się w zombie, niezdolne do refleksji, skupione na sobie, pędzące na złamanie karku. Coraz więcej bodźców, wszechogarniającego szumu, samotności. Stajemy się niemymi, kalekimi istotami, niezdolnymi do odkrycia Transcendencji. Wakacje to dobry czas, by coś w tej materii zmienić. Choć odrobinę.
Na początek fragment rozmowy z sali szpitalnej. Na jednym z oddziałów leżał stary, schorowany człowiek. Nowotwór - właściwie ostatnie jego stadium. Przerzuty. Na twarzy widoczne zmęczenie chorobą - i chyba też życiem, które wymalowało na niej głębokie bruzdy. Chciał je domknąć, oddać komuś ciężar tajemnic, które od lat niósł w bolącej samotności.
Na początek fragment rozmowy z sali szpitalnej. Na jednym z oddziałów leżał stary, schorowany człowiek. Nowotwór - właściwie ostatnie jego stadium. Przerzuty. Na twarzy widoczne zmęczenie chorobą - i chyba też życiem, które wymalowało na niej głębokie bruzdy. Chciał je domknąć, oddać komuś ciężar tajemnic, które od lat niósł w bolącej samotności.
Odlot
Kilkaset kilometrów nad Ziemią było dane się wznieść m.in.: Bułgarom, Białorusinom, Szwedom, Włochom, Saudyjczykom, Kubańczykom, Syryjczykom, Niemcom czy Australijczykom. Nasi też tam bywali. Mam tu na myśli mistrza Twardowskiego, co to - jak głoszą ludowe podania - na jurnym kogucie dotarł aż na Księżyc, oraz braci Kaczyńskich, którzy w młodości dopuścili się kradzieży Srebrnego Globu, stąd też należy domniemywać, że w jakiś sposób choć przez chwilę znajdowali się w jego sąsiedztwie.