26 września parafia w Leśnej Podlaskiej świętowała odpust ku
czci swojej Patronki. Uroczystości połączono z jubileuszem 100-
lecia powrotu paulinów do sanktuarium.
Sumę poprzedziła prelekcja o historii obecności zakonników w Leśnej. Wygłosił ją o. Dariusz Cichor, przeor włodawskiego klasztoru paulinów. Przypomniał, że jego współbracia przybyli do Leśnej w 1727 r. i posługiwali tam do listopada 1864 r., do momentu kasaty klasztoru. Po wygnaniu ojcowie udali się na Jasną Górę. Władze carskie zlikwidowały również tutejszą parafię. Kościół przekształcono w cerkiew, a na miejsce paulinów sprawdzono prawosławne mniszki. - Życie w sanktuarium zamarło, osłabł też kult Matki Bożej. Zarówno rzymscy katolicy, jak i unici, z daleka obchodzili kościół, nie chcąc narażać się władzom. Bywało jednak, że do Leśnej nawet w tamtych czasach przychodziły pielgrzymki; pątnicy zatrzymywali się przed kościelną bramą, klękali, odmawiali Różaniec i wracali do domów. Odważniejsi, trzykrotnie obchodzili świątynię na kolanach, ale nie zaglądali do środka. Swoje cierpienia i bóle wypłakiwali przed kościołem - mówił o. D. Cichor.
Sumę poprzedziła prelekcja o historii obecności zakonników w Leśnej. Wygłosił ją o. Dariusz Cichor, przeor włodawskiego klasztoru paulinów. Przypomniał, że jego współbracia przybyli do Leśnej w 1727 r. i posługiwali tam do listopada 1864 r., do momentu kasaty klasztoru. Po wygnaniu ojcowie udali się na Jasną Górę. Władze carskie zlikwidowały również tutejszą parafię. Kościół przekształcono w cerkiew, a na miejsce paulinów sprawdzono prawosławne mniszki. - Życie w sanktuarium zamarło, osłabł też kult Matki Bożej. Zarówno rzymscy katolicy, jak i unici, z daleka obchodzili kościół, nie chcąc narażać się władzom. Bywało jednak, że do Leśnej nawet w tamtych czasach przychodziły pielgrzymki; pątnicy zatrzymywali się przed kościelną bramą, klękali, odmawiali Różaniec i wracali do domów. Odważniejsi, trzykrotnie obchodzili świątynię na kolanach, ale nie zaglądali do środka. Swoje cierpienia i bóle wypłakiwali przed kościołem - mówił o. D. Cichor.