Opinie
15/2021 (1341) 2021-04-14
22 lutego 2019 r. Sejm Rzeczypospolitej Polskiej ustanowił państwowe Święto Chrztu Polski, obchodzone 14 kwietnia, honorując w ten sposób „doniosłą decyzję Mieszka I uznawaną za początek Państwa Polskiego”. W kontekście prób kwestionowania roli 1000-letniego dziedzictwa chrześcijańskiego w naszej ojczyźnie warto przy tej okazji przypomnieć okoliczności przyjęcia chrztu przez władcę i jego otoczenie.

Data nie jest przypadkowa: wedle wyliczeń historyków Mieszko przyjął chrzest 14 kwietnia 966 r. Wiarygodne źródła (kronika Galla Anonima, relacje biskupa Thietmara, zapiski czeskiego kronikarza Kosmasa) podają nam tylko rok, brakuje informacji o dokładnej dacie, jak też miejscu jego przyjęcia i szafarzu. Najpewniej był nim biskup Jordan lub inny biskup przybyły z cesarstwa lub Rzymu. Możemy założyć, że najlepszym momentem (zgodnie z tradycją Kościoła) była Wigilia Paschalna, która w 966 r. przypadała właśnie 14 kwietnia. Co do miejsca chrztu, mogły to być Poznań, Ostrów Lednicki bądź Gniezno - raczej należy wykluczyć inne miasta leżące poza granicami państwa Słowian: Pragę lub Ratyzbonę.
14/2021 (1340) 2021-04-11
Fragment Ewangelii wg św. Jana czytany w drugą Niedzielę Wielkanocną (nazywaną Niedzielą Białą lub też Niedzielą Miłosierdzia) przypomina spotkanie Zmartwychwstałego z uczniami.
14/2021 (1340) 2021-04-07
Jak najprościej pokonać człowieka? Związać go: jego myśli, pragnienia, dążenia, zdolność wyrażania, chęć dociekania prawdy. Albo inaczej: spętać strachem, nienawiścią, chciwością, gonitwą za pieniędzmi bądź pragnieniem znaczenia. Nikt i nic nie będą się już wtedy liczyć. I nie będzie żadnych granic, żadnego tabu, którego nie dałoby się przekroczyć.

Św. Łukasz w 12 rozdziale swojej Ewangelii zamieszcza dość dziwaczny dialog Jezusa z faryzeuszami. Oskarżają Go o to, że mocą Belzebuba wyrzuca złe duchy. „Jak może ktoś wejść do domu mocarza, i sprzęt mu zagrabić, jeśli mocarza wpierw nie zwiąże? I dopiero wtedy dom Jego ograbi” - odpowiada Chrystus (Łk 12,29). Mniejsza o absurdalne oskarżenie. W zdaniu jest zawarta poważniejsza przestroga. Jak najprościej pokonać człowieka - „mocarza”, bo przecież za takich lubimy się uważać? Najpierw trzeba go związać: jego myśli, pragnienia, dążenia, chęć dociekania prawdy. Albo inaczej: spętać strachem, nienawiścią, chciwością, gonitwą za pieniędzmi, znaczeniem, tytułami. Ograniczyć pole manewru w taki sposób, by za bezcelowe uważał starania o „jakieś tam niebo” czy świętość. Nic nie utrzyma człowieka w niewoli tak mocno, jak grzech. Nikt i nic nie będzie się już wtedy liczyć. I nie będzie żadnych granic, żadnego wstydu, którego nie mógłby przekroczyć.
13/2021 (1339) 2021-03-31
„Jeżeli znaków i cudów nie zobaczycie, nie uwierzycie” - mówił Jezus (J 4,48). Okazuje się, że nawet najbardziej doniosłe z nich, w tym udokumentowane mędrca „szkiełkiem i okiem”, mogą być dla współczesnego człowieka puste, nic nieznaczące. Największy, najważniejszy znak dla świata - zmartwychwstanie Chrystusa - nie pozostawia wątpliwości.

Wiele ich było - zapewne Ewangelie notują jakąś drobną cząstkę. Ale bez wątpienia największym cudem jest zmartwychwstanie Chrystusa. To pieczęć wiarygodności całego Jego życia, nauczania, definitywne potwierdzenie „miłości do końca”. „Jeśli Chrystus nie zmartwychwstał, daremne jest nasze nauczanie, próżna jest także wasza wiara” - pisał św. Paweł (1 Kor 15,14). Apostoł doskonale rozumiał wagę wydarzeń paschalnych - my mamy z nimi spory kłopot. Kłopot polega na tym, że jesteśmy zanurzeni w codzienność wypełnioną krzykiem. Świat komercji, media, politycy walczą o naszą uwagę! Komunikaty (słowa, obrazy) są „podkręcone” odpowiednim ładunkiem emocji. Oddziałują na podświadomość. Wszystko jest „super”, „sensacyjne”, „wielkie”, „dramatyczne” itp.! Czy przyzwyczajeni do intensywności i „gęstości” przekazu jesteśmy w stanie dostrzec doniosłość śmierci i zmartwychwstania Chrystusa?
12/2021 (1338) 2021-03-24
Niedawno na jednym z katolickich portali internetowych przetoczyła się dyskusja na temat nieadekwatności języka nabożeństw pasyjnych - konkretnie chodziło o „Gorzkie żale” - wobec współczesnych form komunikowania. Zarzucono im zbytnią emocjonalność, koncentrowanie się na cierpieniu, archaiczność przekazu.

Wypowiadająca się w komentarzach mama napisała, że jej dziecko w kościele na „Gorzkich żalach”… nudzi się, nie rozumie treści rozważań, są zbyt długie itd. Poparły ją inne osoby, postulując likwidację nabożeństwa, ewentualnie zastąpienie go formułą „bardziej biblijną”, dostosowaną do wymogów XX w. Jak miałaby ona wyglądać? Nie doprecyzowano. Nie doszukałem się we wpisach sugestii rezygnacji z Drogi krzyżowej, choć zapewne też dla wielu jest męcząca, zanadto przesycona opisami cierpienia, niepotrzebnie poruszająca emocje (a może i sumienie). Wspomniana wyżej pani nie napisała, czy jej pociecha nerwowo liczy upływające minuty podczas Mszy św. - przypuszczam, że tak. Czy zatem ją też należałoby „skasować”, ewentualnie zamienić na bardziej lekkostrawną wersję, na wzór „fajnych” Mszy z kazaniem dla dzieci, gdzie można się pośmiać, poklaskać i gdzie (co jest może najważniejsze) nie padnie żadna treść, która zakłuje „dorosłe” sumienia?
10/2021 (1336) 2021-03-11
Dotąd żadnej rewolucji, inspirowanej ideałami marksizmu-leninizmu, nie udało się wyjść dalej niż poza pierwszy etap, czyli destrukcję zastanego świata. Na tym wszystko z zasady się kończyło. Ciąg dalszy stanowił już tylko chaos będący sumą wad systemu, który rewolucjoniści chcieli zmienić, i najgorszych cech nowej, uwłaszczonej na gruzach zniszczonego ładu „klasy panującej”.

Ciekawe, jak bardzo historia lubi się powtarzać. A jako że ludzie nie lubią się jej uczyć, nudzi ich, jest (parafrazując starożytną maksymę) marną „nauczycielka życia”. Rewolucje jedne się kończą, inne zaczynają, różne kolory mają flagi, pod jakimi się rozgrywają - zazwyczaj momentem nowego zrywu jest wchodzenie w życie pokolenia, które nie pamięta „dobrodziejstw” poprzedniego systemu. Nasza rodzima, gniewna młódź, dzielnie prowadzona przez panią Lempart i jej popleczników, zasadniczo nie ma pojęcia, czym była peerelowska wersja socjalizmu, jakie „dobrodziejstwa” chciała utrwalać władza ludowa. Nie wie, co to „ścieżki zdrowia”, „nieznani sprawcy” uciszający na zawsze niepokornych, rozbudowany system donosicieli, esbeckie areszty wydobywcze, stan wojenny i czołgi rozjeżdżające ludzi dopominających się prawa do godnego życia.
8/2021 (1334) 2021-02-28
W drugą Niedzielę Wielkiego Postu czytamy Ewangelię mówiącą o przemienieniu Jezusa na Górze, której tradycja po latach nadała nazwę Tabor. To tekst biblijny dobrze nam znany, często komentowany, ważny z punktu widzenia ciągu wydarzeń zbawczych prowadzących do Jerozolimy i Paschy Jezusa.
8/2021 (1334) 2021-02-24
Jest najbardziej rozpowszechnionym wizerunkiem Chrystusa na kuli ziemskiej, popularniejszym niż odbicie Ukrzyżowanego z Całunu Turyńskiego, ikony Andrieja Rublowa czy płócien mistrzów renesansu.

Można go spotkać we wszystkich krajach, gdzie żyją katolicy, nie tylko w kościołach, ale w prywatnych domach i miejscach pracy. Mowa, rzecz jasna, o obrazie Jezusa Miłosiernego. Niedawno minęło dokładnie 90 lat od przekazania przez Jezusa prośby s. Faustynie Kowalskiej o namalowanie Jego obrazu zgodnie z wizją, jaką ujrzała. Pod datą 22 lutego 1931 r. (przebywała wtedy w Płocku) zanotowała w „Dzienniczku”: „Wieczorem, kiedy byłam w celi, ujrzałam Pana Jezusa ubranego w szacie białej. Jedna ręka wzniesiona do błogosławieństwa, a druga dotykała szaty na piersiach. Z uchylenia szaty na piersiach wychodziły dwa wielkie promienie, jeden czerwony, a drugi biały. W milczeniu wpatrywałam się w Pana, dusza moja była przejęta bojaźnią, ale i radością wielką. Po chwili powiedział mi Jezus: «Wymaluj obraz według rysunku, który widzisz, z podpisem: Jezu, ufam Tobie. Pragnę, aby ten obraz czczono najpierw w kaplicy waszej i na całym świecie»”.
8/2021 (1334) 2021-02-24
Kilka dni temu przedstawiający się jako „zwykli księża” - ks. Adam Boniecki, ks. prof. Wierzbicki, o. Gużyński i inni - napisali kolejny list. W poprzednim, opublikowanym jesienią 2020 r., pupile TVN i „Gazety Wyborczej” (którym w tym przypadku nie przeszkadza „wtrącanie się do polityki”) m.in. pośrednio dali do zrozumienia, iż ochrona życia nienarodzonych jest „manipulacją polityczną”. Cóż takiego znalazło się w nowym manifeście?

Najkrócej mówiąc: są za, a nawet przeciw. Za życiem. Powołują się przy tym na encyklikę św. Jana Pawła II, gdzie jak wół stoi, że „poczęte dzieci to odrębne ludzkie istoty, a nie organy ciała kobiety”. Cytują słowa papieża, iż „nawet samo prawdopodobieństwo istnienia osoby ludzkiej wystarczyłoby dla usprawiedliwienia najbardziej kategorycznego zakazu wszelkich interwencji zmierzających do zabicia embrionu ludzkiego” („Evangelium Vitae”, p. 60). Ale zarazem są przeciw! Dlaczego? Pozwolę sobie zacytować dłuższy fragment: „Z drugiej strony sprawa dlatego jest tak bolesna, że dotyczy matki, ojca i ich dziecka obciążonego ciężką chorobą, która wedle najlepszej wiedzy lekarskiej przyniesie im ciężki los, pełen ogromnego, po ludzku nieznośnego, niekiedy długotrwałego cierpienia. Czy można w tej sytuacji nakazać kobiecie urodzić dziecko, skazane na bezmierny ból, a matkę, bo niestety często kobiety zostają w tej sytuacji same, obarczyć obowiązkiem opieki nad tym dzieckiem, co ją może do głębi unieszczęśliwić? […] Czy troska o poczęte dziecko, nawet ciężko chore, nie przesłania tu troski o jego matkę, której odbiera się elementarne prawo do własnego planowania godnego życia?”.
7/2021 (1332) 2021-02-17
Różaniec z ks. Teodorem, a może z o. Adamem? Katecheza - jedna z setek dostępnych na youtube - ks. Piotra Pawlukiewicza? Nie ma problemu. A może krótki film na rozbudzenie „zassany” z profilu „Langusta na palmie” o. Adama Szustaka? Nie ta wrażliwość? OK. Idziemy dalej.

Ks. Dominik Chmielewski - rozkochany w Maryi, przez wielu zwalczany za swoją bezkompromisowość? A może któryś z jezuitów: Grzegorz Kramer albo Dariusz Piórkowski? Ich internetowe wpisy jednym otwierają oczy na żywe słowo Boże, zmuszają do myślenia, innych doprowadzają do szewskiej pasji nadużywaniem słowa „ja” w przekazie. Jeśli nie oni, to może ks. Andrzej Draguła, ks. Tadeusz Isakowicz-Zaleski zadający niewygodne pytania? O. Wojciech Jędrzejewski w swoim „Ewangeliarzu” w półtorej minuty - z wielką lekkością i prostotą - „przekładający z polskiego na nasze” najtrudniejsze zdania Biblii? O. Pelanowski - lubiany, popularny, ale też pogubiony (wykluczono go niedawno z macierzystego zgromadzenia)? Albo tłumaczący „o co właściwie nam chodzi” w wierze ks. Wojciech Węgrzyniak, ks. Rafał Jarosiewicz, ks. Artur Stopka itd.? Można wymieniać dalej.