Komentarze
8/2019 (1231) 2019-02-20
W czasie niedawnego balu dziennikarzy, tego samego dnia, gdy odbywał się pogrzeb Jana Olszewskiego, Katarzyna Zaleska z pewnej stacji telewizyjnej, ubolewając nad podziałem środowiska dziennikarskiego, oświadczyła ni mniej, ni więcej, że w związku z tym podjęła decyzję, iż będzie integrować się z tymi tylko, z którymi zechce.

Innymi słowy, ona będzie dobierać sobie adresatów jej pełnego „miłości” marzenia integracyjnego. Zastanawiające, biorąc pod uwagę fakt, iż to jej stacja namawiała Polaków do usilnej integracji z każdym obcym, a działania przeciwko takiemu pojmowaniu integracji piętnowała jako ksenofobiczne, rasistowskie i totalitarne, a na pewno niechrześcijańskie. Widać dziennikarce łatwiej przychodzi zintegrować się z machającym maczetą islamistą niż kolegą po fachu, tylko mającym inne poglądy. Nie dziwi również brak reakcji tej strony dziennikarskiego świata chociażby na atak na panią Ogórek. Nawet jeśli taka reakcja miała miejsce, to potem przyszło dogłębne tłumaczenie poczynań agresywnych demonstrantów, aż po oskarżenie samej atakowanej, że była ona prowokatorką i inicjatorką ataku na siebie. Swoją drogą pani Kolendzie-Zaleskiej wtórował niejaki Piotr Kraśko, który wydał z siebie pełne zdumienia i zgrozy stwierdzenie, że wydarzenia w Polsce można widzieć inaczej, niż ustalono to na Czerskiej i Wiertniczej. No zgroza niesamowita.
7/2019 (1230) 2019-02-13
Codzienność Polaków kręci się wokół spraw wewnątrzkrajowych. Ten truizm nie jest jednak zarzutem, czy też jakimś odkryciem. Jest stwierdzeniem normalności.

W końcu bliska ciału jest koszula. Owszem, w naszym społeczeństwie są silne nurty, które za naczelne zadanie uznają nieustanne zbawianie całej ludzkości, nawet przy zanegowaniu interesów własnego narodu, a nawet przy możliwości jego anihilacji. Stanowią one jednak tylko publicystyczny element polskiej sceny politycznej, wpływający znacząco na młodszą część najmłodszych Polaków. To im zawdzięczamy trącące folklorem czy ekstrawagancją postaci polskiej sceny politycznej. Jednakże większość jest raczej zainteresowana naszym własnym polskim interesem. Tu jednak może pojawić się pewien problem, a mianowicie trywializowanie czy bagatelizowanie tego, co dzieje się wokół naszego kraju, a szczególnie w instytucjach międzynarodowych, do których nasz kraj należy, jak chociażby Unia Europejska. Postawa znacznej części naszego społeczeństwa chociażby w sprawie tzw. „procedury art. 7” sprowadzona została nieszczęśliwie do zachowania typu: „nie będzie Niemiec pluł nam w twarz!”.
6/2019 (1229) 2019-02-06
Zakończyły się w ubiegłym tygodniu kolejne już Światowe Dni Młodzieży, które swój przystanek tym razem znalazły na środkowoamerykańskiej ziemi. Niezależnie od nastawienia nie można przejść obojętnie obok tego fenomenu kulturowego i religijnego.

Ideologicznie zawsze można wszystko skrytykować i potępić, ale też w ramach ideologii można wszystko wynosić na piedestały, dokonując wręcz apoteozy. Są wśród nas tacy, którzy uważają owo spotkanie młodzieży z Ojcem Świętym za przedsionek piekieł, ale są i tacy, którzy uznają je za jedyne dopuszczalne działanie duszpasterskie w Kościele. Najczęściej pole bitwy jest zdominowane przez te właśnie ideologiczne pozycje. Oglądając relacje ze Światowych Dni Młodzieży w Panamie, po pewnym czasie zdałem sobie sprawę z tego, że problem w ich odbiorze leży po prostu gdzie indziej. I nad tym warto chwilę się pochylić. Jedną z powtarzanych przez papieża Franciszka fraz w czasie Światowych Dni Młodzieży, i to zarówno w Krakowie, jak i w Panamie, było stwierdzenie, iż nie jest w stanie powiedzieć, czy on będzie na następnym światowym spotkaniu młodzieży, ale na pewno Piotr będzie z młodymi. To krótkie stwierdzenie jest niezwykle nośne, ponieważ ustawia owo wydarzenie w ciągu działań Kościoła od czasów apostolskich.
5/2019 (1228) 2019-01-30
Tomasz z Akwinu, wspominając o specyfice człowieka wśród innych stworzeń, zwracał uwagę na mowę, widząc w niej dowód na to, iż rzeczywiście przerastamy każdy inny istniejący w tym świecie byt.

Widział w niej jednakże nie tyle narzędzie sprawnego przekazywania informacji, ile raczej sposób na tworzenie wspólnoty - komunii poprzez udzielanie sobie wzajemnie dobra. Porozumiewający się za pomocą mowy ludzie nie tylko informują o swoich przeżyciach czy też o możliwych niebezpieczeństwach kryjących się w tym świecie, ile raczej przyczyniają do tworzenia w drugim właściwego obrazu świata, pozwalającego dobrze żyć i dążyć do ostatecznego celu naszej ludzkiej egzystencji. O ile na kanwie dzisiejszego świata i sposobów korzystania z daru mowy przez ludzi można by cokolwiek zakwestionować optymizm Akwinaty, to zasadniczego rysu jego intuicji nie można zanegować. Istotnie bowiem, wytworzony pod wpływem słownego przekazu obraz świata czyni innych dobrymi lub złymi. Pod jego wpływem wszak człowiek podejmuje nie tylko decyzje mało znaczące, które zawsze można usprawiedliwić jako pomyłkę, lecz także w zasadniczych i najważniejszych życiowych wyborach, decydujących o życiu własnym i innych, kieruje się obrazem świata posiadanym we własnym intelekcie.
4/2019 (1227) 2019-01-23
Do historii polskiego życia politycznego przeszło już powiedzenie pewnego „polityka” dzisiaj opozycyjnego (choć w przeszłości różnie z tym bywało) o nienawiści zalewającej komuś tam mózg.

Można oczywiście powiedzieć, że w przypadku tegoż pana ilość słów niechęci wobec osób sytuujących się na przeciwległych do niego regionach politycznych równa jest ilości śliny przy wypowiadaniu ich wydzielanej. Niektórzy dziennikarze, chcąc uzyskać od niego jakąś wypowiedź, przed rozmową zaopatrywali się w gogle narciarskie lub nawet kaski motocyklowe, by uchronić swoje oczy lub oblicze przed gwałtownym „nawilżeniem” wydzielinami tegoż polityka. Cóż, ryzyko zawodowe. Nie wiem, czy pracodawca w takich przypadkach zadbał o stosowny dodatek za pracę w uciążliwych lub zagrażających życiu i zdrowiu warunkach. Jeśli nie, to jest pole do popisu dla związków zawodowych. Odchodząc jednak od tego klinicznego przypadku naszego życia politycznego, nie sposób nie odnieść się do terminu, który w zasadniczy sposób zawładnął przestrzenią publiczną po zabiciu w Gdańsku Pawła Adamowicza, a mianowicie do tzw. mowy nienawiści.
3/2019 (1226) 2019-01-16
Długo zastanawiałem się, czy w ogóle pisać ten felieton. Ponoć milczenie jest złotem, a wobec tego wybór srebra wydaje się nieuzasadnioną dewaluacją własnego słowa.

Jednak po namyśle doszedłem do wniosku, że nawet w obliczu prawdopodobnego linczu warto wypowiedzieć parę słów prawdy. Proszę jednak nie martwić się, że od razu znajdziecie się Państwo w wirze „tańcu na trumnach”. Od tego są zupełnie inni specjaliści, którzy już dzisiaj wykorzystują politycznie i marketingowo to, co wydarzyło się w Gdańsku. Wystarczy tylko wspomnieć Rosatiego, Celińskiego, Durczoka, Sadurskiego et consortes. Czytając ich teksty czy też słuchając wypowiedzi, człowiek zastanawia się jedynie nad granicami „ludzkich” zachowań. Zdanie z „Medalionów” Zofii Nałkowskiej: „Ludzie ludziom zgotowali ten los” wydaje się jednak kłamstwem. Nie ze względu na jego tragizm, tylko ze względu na wątpliwość użycia w obu przypadkach zrównującego wszystkich określenia: „ludzie”. Nie minuty, lecz sekundy po śmierci prezydenta Gdańska pozwoliły stwierdzić, że do tzw. „pojednania” w Polsce nie dojdzie.
2/2019 (1225) 2019-01-09
Przez Polskę, jak długa i szeroka, w czasie gdy znaczna część jej obywateli brała udział w Orszakach Trzech Króli, gruchnęła wieść niesamowita, że oto pani Nowacka chce odłączać Kościół od państwa.

Rozumiem, że idzie o coś innego, niż to jest opisane w polskiej konstytucji, gdyż gdyby wczytać się w jej zapisy, wówczas okazałoby się, że wspomniana pani polityk po prostu nie umie czytać ze zrozumieniem. Rozumiem również, że postulowany rozdział będzie dotyczył także ateizmu, bo skoro teizmu nie można udowodnić, to jego przeciwieństwa także. Powstaje jednak problem, na czym oprzeć polskie życie społeczne, skoro odniesienie do przekraczających czas i przestrzeń zasad (teistycznych czy ateistycznych) nie jest możliwe. Pozostaje neutralność, która to ma do siebie, że wymaga nieustannego poszukiwania uzasadnienia dla norm moralnych i zasad życia społecznego. Rozedrganie społeczne byłoby wówczas tak nieznośne, jak w czasie każdej rewolucji. Zresztą nic dziwnego, w końcu to właśnie skrajnie lewicowe nurty głosiły i głoszą potrzebę permanentnej rewolucji.
1/2019 (1224) 2019-01-02
Każdego roku na przełomie starego i nowego kalendarza doznaję dość ambiwalentnych uczuć.

Z jeden strony drażnią mnie sondaże typu: jaki będzie nowy rok dla ciebie i dla różnych instytucji, a z drugiej z dużym podziwem spoglądam na Mędrców wędrujących do Betlejem. Połącznie tych dwóch sytuacji może komuś wydawać się raczej dziwne. Pozornie. Łączy je wszak jedno: nadzieja lub jej brak. Czytając wyniki zbieranych od przypadkowych osób wrażeń i planów związanych z nieznanym czasem, który jest przed nami, każdego roku konstatuję dobrowolną rezygnację charakteryzującą owe wypowiedzi. Dominantą jest stwierdzenie: oby nie był gorszy od poprzedniego. Czy jest to wynikiem strachu przed nieznanym, czy raczej przyrastającej liczby lat na karku każdego z nas - tego do końca nie wiem. Jedno jednak wydaje się pewnym: stulenie uszu po sobie i zwinięcie się do własnej skorupy jak ślimaczek przebija z nich z całkowitą jasnością.
51-52/2018 (1223) 2018-12-19
Wędrowanie. Najkrótszy opis ludzkiego żywota. Liczony metrami samotności. Za każdym krokiem bowiem odkrywamy granicę. Granicę możliwości, limit sił, końcową linię serca.

Czasem wydaje się, że drepczemy w miejscu wyznaczonym niewidzialnym ogrodzeniem. A mimo to zdajemy się nie tracić naszej ludzkiej nadziei. Co gna nas w wiecznym wędrowaniu? Jaka siła wyrywa z najbardziej miłego marazmu? Dlaczego snujemy plany, marzenia, wizje? Być może jest w nas siła ziarna zdążającego ku pełności kłosa. Być może pcha nas absurdalna chęć przekroczenia niemożliwego. Być może… Ale pewności nie mamy. Jak Damoklesowy miecz wisi nad naszym gardłem widmo klęski i przegranej. Rozdarci pomiędzy możliwym i niemożliwym, pomiędzy wyśnionym i realnym do bólu, pomiędzy alfą zrodzenia i omegą śmierci, pomiędzy burzliwą nadzieją początku i zrezygnowanym końcem. Cynizm lub „pragmatyzm” rodzą się powoli, niezauważalnie i infekują minuta po minucie nasze istnienie. Zaakceptować ten rytm egzystencji czy rzucić się w nieznane na całkowite zatracenie? Dreptać powolutku czy iść przez życie z szybkością straceńca, co skoczył z dziesiątego piętra w dół?
50/2018 (1222) 2018-12-12
Nie ma od pewnego czasu dnia ni godziny, by media nie bombardowały nas doniesieniami o kolejnych aferach pedofilskich wśród ludzi Kościoła, szczególnie polskiego.

Najbardziej rozgrzewającym newsem ostatnich dni było oskarżenie prał. Henryka Jankowskiego o czyny lubieżne względem dzieci, których miał dopuszczać się kilkadziesiąt lat temu. Napisałem w trybie warunkowym, ponieważ nikt z nas nie będzie ani miał pewności stuprocentowej co do faktu zajścia owych wydarzeń, ani tym bardziej nie będzie mógł w pełni dokonać osądu samego oskarżonego. Owszem, istnieją przesłanki uprawdopodabniające wersję osoby skarżącej, lecz ostatecznego wyroku z czystym sumieniem wydać nie można. I nie grają tutaj żadnej roli sentymenty czy powiązania konfesyjne. Po prostu nie można skonfrontować wersji oskarżycielskiej z zeznaniami oskarżonego, ponieważ on po prostu nie żyje. Co prawda, historia zna przypadki prób osądzania po śmierci i dokonywania zemsty na zwłokach zmarłych (doskonały przykład dała rewolucja francuska, gdy w zbiorowym amoku tłum „rewolucyjny” wyciągał z grobowców truchła francuskich królów w bazylice Saint-Denis i pastwił się nad nimi, nie tylko masakrując rozpadające się kości, lecz jeszcze próbując kopulować ze zwłokami królowych), jednakże dzisiejsze czasy raczej od takich metod się odżegnują. Infamia społeczna i ostracyzm narodowy zdają się wystarczającą karą.