Komentarze
19/2021 (1345) 2021-05-12
Tytuł brzmiał dumnie. Wszak ogłaszał sukces: polski pisarz został nominowany do europejskiej nagrody. „To nie jest «sukces Polaka», ponieważ nie jestem Polakiem. Jestem Ślązakiem” - zbulwersował się literat.

I emocjonalnie przypomniał, że już od kilkunastu lat pisze o śląskości, więc nikt nie powinien być zdziwiony jego oburzeniem i nikt nie powinien się wypowiadać na temat jego „etnicznej tożsamości”. Co by nie mówić, trzeba przyznać, że facet w tej swojej śląskiej postawie od lat jest konsekwentny. Ba, gdyby tylko śląskiej. Ale poczytny i cieszący się też ekranizacją swojej twórczości pisarz - do kupy z innym poczytnym i nagradzanym koleżeństwem - konstruuje nową historię Polski, przekonując, że „100 lat temu na Górnym Śląsku Polacy wywołali hybrydową wojnę domową, kiedy przegrali demokratyczny plebiscyt” dotyczący przynależności tych ziem do Polski.
17/2021 (1343) 2021-04-28
Nieco przebrzmiały już, ale ciągle z gwiazdorskimi i eksperckimi zapędami mistrz gotowania i pałaszowania obruszył się był niedawno w debacie pośród innych mistrzów na - wydawać by się mogło - Bogu ducha winne, a według laików nawet przyjazne ogółowi ludzkości zawołanie: „smacznego”.

Jak przekonuje wspomniany wyżej ekspert, użycie tego słowa jest 1. niekulturalne i 2. świadczy o braku manier. Może bowiem sugerować, że serwowana potrawa właśnie smaczna nie jest. A tego przecież, życząc komuś „smacznego”, wcale byśmy nie chcieli. Co innego zawołania zachodnioeuropejskie. Takie np. „guten Appetit” albo „buon appetito”, które - zdaniem eksperta - nawiązują tylko do apetytu, czyli nie mają nic wspólnego z sugerowaniem poziomu (nie)smaczności potrawy. Czyli gdybyśmy - idąc tą zachodnioeuropejską dróżką - zamiast: „smacznego” mówili: „dobrego apetytu”, to byłoby dobrze? Przecież takie życzenie też może sugestywne być. I też niekoniecznie w znaczeniu pozytywnym.
16/2021 (1342) 2021-04-21
Rozmowa z Anną Halasz, Podlasianką z Gdyni, autorką wydanej w cyklu „Opowieści z Wiary”powieści „Obecność. Odczytując znaki”.

Ta książka była pisana nietypowo. Najpierw na przestrzeni prawie dziesięciu lat niezależnie od siebie powstawały opowiadania. Część z nich odnosi się do określonych zdarzeń lub osób, mimo że nie relacjonuje konkretnych życiorysów. Na przykład „Most” i „Kołacze” to pożegnanie mojej przyjaciółki, która zmarła kilka lat temu. Jej bliscy i przyjaciele odnajdą tam szczegóły identyfikujące jej osobę, ale opowiedziane zdarzenia nie są relacją z jej życia. Postacie i zdarzenia z ostatniego opowiadania są całkowicie zmyślone, ale doświadczenie pewnych niezwykłych zjawisk, które się pojawiają w życiu głównego bohatera, opiera się na moich własnych przeżyciach oraz opowieści mojego kolegi. Dla odmiany opowiadanie „List” nawiązuje do burzliwego życiorysu jednego z polskich pisarzy ubiegłego wieku, a idąc za bohaterką ulicami Miasteczka, być może niektórzy rozpoznają jedno ze znanych uzdrowisk. Natomiast nie zależało mi, by rozpoznawać w nich prawdziwe historie, wprost przeciwnie, mam nadzieję, że teksty są bardzo autonomiczne. Ten zbiór opowiadań rozrastał się i rozrastał, aż wreszcie pojawił się pomysł, aby znaleźć jakieś kleiszcze i połączyć te teksty wspólnym wątkiem w całość. Chyba mi się udało.
7/2021 (1332) 2021-02-17
Radosław Markowski, polski socjolog, politolog, nauczyciel akademicki i publicysta, profesor nauk społecznych, specjalista w zakresie porównawczych nauk politycznych i analizy zachowań wyborczych (podaję za Wikipedią dla niezorientowanych, jednak w nadziei, że profesora nie obrażam), wszem wobec i każdemu z osobna ogłosił, że nie tankuje na Orlenie.

Powód jest albo nie jest - każdy może sobie wybrać odpowiadającą mu opcję - prozaiczny: Orlen to koncern ściśle związany z aktualnie sprawującymi władzę. Co prawda profesor Markowski nie zadeklarował jeszcze, gdzie za potrzebą chodzi (na razie nie pojawiła się informacja, czy należy do utworzonej w sieci grupy „Na Orlenie robię tylko siku”), za to podpowiada obywatelom, aby zwracali uwagę, w jakim banku trzymają pieniądze, gdzie się ubezpieczają, dokąd jeżdżą na wakacje. Bo - niech pamiętają! - przynajmniej część wpływów z tego zostanie przetransferowana na walkę z demokracją. I niech się troszczą o rejony wolne od LGBT, czyli pilnują, żeby nie trafiła tam nawet jedna złotówka. I niech ich Pan Bóg broni przed miejscami w jakikolwiek sposób związanymi z polskim rządem. Czyli w ogóle niech się nie lenią, tylko na baczności mają. Żadnych pustych deklaracji.
7/2021 (1332) 2021-02-17
Pewnie każdy statystyczny Polak potrafi zanucić jakąś kolędę albo chociaż jej fragment. Z wielkopostnymi pieśniami jest dużo gorzej.

Może dlatego, że od cierpienia, umartwienia i śmierci wolimy radość narodzin. Albo że skoczne pieśni łatwiej jest śpiewać niż te poważne i smutne. A może po prostu trzeba do nich dorosnąć. Średniowieczna pieśń „Jezusa Judasz przedał za pieniądze nędzne” to 17 zwrotek opowieści o kolejnych etapach Chrystusowej męki („Od Żydow jest pośmiewan, gdy na krzyżu wisiał,/ Jezus, miłosierny Pan, wszytko skromnie cirpiał”) - aż do złożenia w grobie. Także odległa w latach, ale zdecydowanie bardziej znana „Ludu, mój ludu” - nawiązująca do znajdującej się w Księdze Proroka Micheasza „Skargi Pańskiej wytoczonej ludowi”: „Ludu mój, cóżem ci uczynił? /Czym ci się uprzykrzyłem” - to przejmujące narzekanie wiszącego na krzyżu Jezusa, który zestawiając wyświadczone przez Niego dobrodziejstwa z ludzką niewdzięcznością, ubolewa nad odrzuceniem przez naród wybrany: „Jam cię wywyższył między narodami,/ tyś mnie na krzyżu podwyższył z łotrami”. Z kolei powstała w XVII w. pieśń „Ogrodzie Oliwny” (w połowie XIX w. liczyła aż 39 zwrotek) to portret Jezusa sprzedanego przez ucznia, zelżonego, zhańbionego i wzgardzonego, odsądzonego od czci i skazanego na śmierć.
5/2021 (1331) 2021-02-03
Mały Książę, bohater powszechnie znanej książki Saint- Exupery’ego, podczas swojej wędrówki spotkał Kupca, który sprzedawał udoskonalone pigułki zaspokajające pragnienie.

Wystarczyło połknąć jedną na tydzień, aby nie chciało się pić. Zaintrygowanemu wynalazkiem małemu wędrowcowi Kupiec wytłumaczył, że to wielka oszczędność czasu - specjaliści wyliczyli bowiem, że pigułka pozwala zaoszczędzić tygodniowo aż 53 minuty. I można z tym zaoszczędzonym czasem robić, co się komu żywnie podoba. „Gdybym miał pięćdziesiąt trzy minuty czasu - powiedział sobie Mały Książę - poszedłbym powolutku w kierunku studni.” Od dawna nie chodzimy powolutku. W kierunku studni też nie. Tych zresztą w cywilizowanym świecie w zasadzie już nie ma. Co prawda, pozostały jakieś atrapy - ale bez kropli wody. I Kupiec już nie roznosi pigułek. Zbudował korporację, zatrudnił setki ludzi. Sam tylko nadzoruje. Ale wygląda na to, że ciągle przekonuje nas do zachwytu nad kolejnymi wynalazkami pozwalającymi zaoszczędzić kolejne minuty. Tylko co z tymi zaoszczędzonymi minutami zrobić?
4/2021 (1330) 2021-01-27
Są sprawy, które poruszają całą opinię publiczną. Do takich z pewnością należy historia R.S., czyli ukrytego pod tymi inicjałami Sławomira R., mieszkającego w Anglii Polaka w średnim wieku, zmarłego przed kilkoma dniami w szpitalu w Plymouth.

Na początku listopada ub. roku doznał on ataku serca, w wyniku którego doszło do zatrzymania akcji serca, a mózg R.S. był pozbawiony tlenu przez co najmniej 45 minut. Lekarze ze wspomnianego szpitala orzekli, że pacjent ma niewielkie szanse na samodzielne życie, w związku z czym wystąpili do sądu o zgodę na odłączenie go od aparatury je podtrzymującej. Zgodę na takie działanie wyraziły zamieszkałe w Anglii żona i dzieci mężczyzny. Przeciwne były matka i siostry pacjenta. Sąd pozostał jednak na stanowisku, że podtrzymywanie życia mężczyzny nie jest w jego najlepszym interesie. Na nic się zdały działania matki i sióstr, a także wszelkie dyplomatyczne zabiegi w celu sprowadzenia pacjenta do Polski. Brytyjski sąd, w trosce o godną śmierć pacjenta - zakładano, że może w czasie transportu umrzeć - nie zgodził się na przewiezienie go do kraju.
3/2021 (1329) 2021-01-20
Siedź w kącie, a znajdą cię - głosiło jeszcze niedawno powszechnie znane porzekadło. Preferowało skromność i wiarę, że połączona z umiejętnościami wiedza otwiera drzwi do kariery. Co dziś z tego hasła pozostało? Też wiara w wiedzę i umiejętności. Tyle że zupełnie inaczej rozumiane.

Nie muszę nikogo przekonywać, bo sytuacja jest oczywista i jasna. Gdyby poprosić statystycznego Polaka o przywołanie kilku powszechnie znanych nazwisk, to kogo by wymienił? Zdolnego konstruktora? Naukowca pokonującego kolejne bariery przepastnych tajemnic natury? Wybitnego pisarza? Wolne żarty. Powszechnie kojarzone nazwiska to ludzie „znani z tego, że są znani”. A żeby być znanym, niekoniecznie trzeba mieć zasługi wyższego rzędu. Wystarczy np. wziąć udział w reality show, najlepiej takim - nie owijajmy w bawełnę - wręcz stręczycielskim, pozbawionym jakiegokolwiek wartościowego przesłania, ale za to mocno rozerotyzowanym. Wszak najlepiej nam idzie podglądanie bliźnich. Więc właśnie bliźni, którzy posiedli wiedzę i umiejętność odpowiedniego dawkowania ekshibicjonizmu, mają się całkiem dobrze. A może nawet lepiej.
2/2021 (1328) 2021-01-13
Adam Nergal Darski, znany niektórym ze swoich ekscesów, a jeszcze mniej licznym ze swojej estradowej twórczości, najzwyczajniej w świecie postanowił o sobie przypomnieć.

W tym celu koledze po fachu Andrzejowi Piasecznemu wyprawił w swoim lokum (podobno) huczne 50 urodziny. Pół wieku to - z jakiej by perspektywy nie patrzeć - okrutny szmat czasu, a że na dokładkę Piasek zasadniczo zacnym człowiekiem się jawił (mamę swoją na wizji hołubił, w telewizyjnym talent show jako juror obrączkę z palca własnego zdjął i zakochanej parze podarował, grzecznie się zawsze uśmiechał i podobnie odzywał), taka impreza jak najbardziej słusznie mu się należała. Póki co nie poinformowano, czy podlana alkoholem uroczystość wymknęła się imprezowiczom spod kontroli, czy też na co dzień tacy charakterni są, a tylko na oficjalne okoliczności oficjalne maski zakładają, faktem natomiast jest, że do sieci trafiło nagranie stawiające ich w mocno przymulonym świetle.
51-52/2020 (1325) 2020-12-16
Czy to w skali narodów, ras lub kultur, czy też w skali jednostki - to dusza wygrywa zawsze decydujące bitwy. Ona i tylko ona jest tarczą ze złota i spiżu, która chroni mocne narody.

Pięć lat temu Angela Merkel otworzyła granice przed przybyszami z Afryki i Bliskiego Wschodu. Skierowane do nich zaproszenie, poparte deklaracją o przyjęciu każdej liczby uchodźców i wypowiedzianym do rodaków optymistycznym „Damy radę”, sprowokowało exodus do Europy blisko 2 mln imigrantów. Doszukiwano się różnych przyczyn takiego zachowania niemieckiej kanclerz: szlachetności, empatii, poczucia winy i liczenia na płynące z udanej migracji korzyści - zarówno w sensie gospodarczym, jak i społecznym. Przybysze mogli zasilić rynek pracy i uratować demografię. Uchodźcy to dla Europy żadna nowość. Także ci o innej karnacji, innej kulturze i innym wyznaniu. Okazało się jednak, że nikt nie przewidział, że zaproszenie zaowocuje - głównie muzułmańską - nawałą. Zanim świat obiegły zdjęcia Merkel z forpocztą imigrantów, próbowano przywrócić kontrolę szturmujących granice uchodźców. Rubikon został jednak przekroczony.