W ostatnich dniach kwietnia opinią publiczną prawie na całym
świecie wstrząsnęła sprawa Alfiego Evansa - dwuletniego chłopca z
Wielkiej Brytanii, którego brytyjski sąd nakazał odłączyć od
urządzeń podtrzymujących życie; w efekcie po kilku dniach dziecko
zmarło. Nie chcę tu jednak pisać o dylematach etycznych i
moralnych, które ta sprawa wywołała.
Nie dlatego, że są zbyt trudne, ale dlatego, że w pewnym momencie w przekazie medialnym stało się niemal niemożliwe odróżnienie prawdy od tzw. fake newsów, które stają się zmorą współczesnego świata. Przypomnijmy, że fake news to „informacja opublikowana przez media, sprawiająca wrażenie zweryfikowanej oraz opisującej fakty, która w rzeczywistości wprowadza opinię publiczną w błąd, uwiarygodniając zawarte w niej niepotwierdzone informacje, dane oraz niezweryfikowane źródła” (raport agencji Newseria oraz firmy Szapiro Business Advisory).
Nie dlatego, że są zbyt trudne, ale dlatego, że w pewnym momencie w przekazie medialnym stało się niemal niemożliwe odróżnienie prawdy od tzw. fake newsów, które stają się zmorą współczesnego świata. Przypomnijmy, że fake news to „informacja opublikowana przez media, sprawiająca wrażenie zweryfikowanej oraz opisującej fakty, która w rzeczywistości wprowadza opinię publiczną w błąd, uwiarygodniając zawarte w niej niepotwierdzone informacje, dane oraz niezweryfikowane źródła” (raport agencji Newseria oraz firmy Szapiro Business Advisory).
Co poszło nie tak?
Dziennikarze w Polsce (niezależni i obiektywni) też zmieniają w tej kwestii zdanie - bo w tej samej stacji telewizyjnej dziś paski w programach informacyjnych komentują to wydarzenie zupełnie inaczej niż pięć lat temu (no ale przecież tylko krowa na miedzy nie zmienia poglądów). Faktem jest, że rok 1989 był rokiem formalnej zmiany ustroju, że do władzy dopuszczono dotychczasową opozycję, a „siła przewodnia” odeszła w cień; ba - nawet formalnie przestała istnieć.