Rozmowy
Źródło: ARCH.
Źródło: ARCH.

Bóg miał wszystko zaplanowane

Podjęcie ostatecznej decyzji o wyjeździe na misje zbiegło się z chorobą i śmiercią Jana Pawła II. Odchodził do Domu Ojca Piotr, a zarazem Paweł naszych czasów - niezmordowany apostoł, misjonarz wzywający, by nie lękać się otworzyć drzwi do serca Chrystusowi.

Trzy lata temu wyruszył Ksiądz do peruwiańskiej dżungli, by głosić Dobrą Nowinę. Jak narodziło się powołanie misyjne?

Zanim wstąpiłem do seminarium, zainteresowanie misjami obudził we mnie pochodzący z rodzinnej parafii w Ostrowie Lubelskim franciszkanin Władysław Chlebik. Kiedy na czwartym roku seminarium usłyszałem, że potrzeba kleryków do pracy przy budowie kościoła w rosyjskim Jekaterynburgu, nie mogłem oprzeć się wezwaniu Boga. Nie przeszkodziły opowieści o chorobach, kleszczach syberyjskich, perswazje kolegów czy niechęć rodziców. Do dziś wspominam moje i dwóch kolegów, dziś kapłanów: Leona Bobrowskiego i Tomasza Dudy, nierozstawanie się z łopatą i taczką. Tam po raz pierwszy doświadczyłem wielkiej wiary i miłości ludzi do Boga oraz drugiego człowieka.

Co było potem?

Bóg miał wszystko zaplanowane. W 2001 r. do Peru wyjechał Grzegorz Sagan. Nasze rozmowy telefoniczne były przygotowaniem, które Jezus czynił, żeby wyciągnąć mnie na święcenia kapłańskie kolegi. Nie obyło się bez wątpliwości. Zdecydowałem jednak, że pojadę. Tym samym przyjąłem zaproszenie, nie tylko kolegi, ale przede wszystkim Boga. W podróż wybrałem się sam, bez znajomości języka. Mimo to na każdym kroku czułem Bożą obecność i pomoc.

Boże powołanie najbardziej poczułem w wiejskiej parafii w Quillazú. Duży, drewniany kościół, na Mszy garstka ludzi, którzy cieszyli się, bo przyjechał do nich kapłan. Pomyślałem: „U nas w parafii jest sześciu księży, a tutaj nie ma nawet jednego…”. Nie dawało mi to spokoju. ...

Jolanta Krasnowska

Pozostało jeszcze 85% treści do przeczytania.

Posiadasz 0 żetonów
Potrzebujesz 1 żeton, aby odblokować ten artykuł