Historia
24/2020 (1298) 2020-06-10
Mamy perłę architektury, która jest zakurzona, a chcemy, żeby znowu zajaśniała. Dlatego razem z parafianami podjęliśmy inicjatywę, aby przywrócić naszej świątyni pierwotny blask - mówi ks. Tomasz Duda, proboszcz parafii pw. św. Mikołaja Biskupa w Krześlinie.

Krześlin to wieś położona w powiecie siedleckim, w gminie Suchożebry. W latach 1735-1740 zbudowano tu barokową świątynię, a wokół niej klasztor. Krótko zajmowali go dominikanie, po nich sprowadzono tu bernardynów, którzy w Krześlinie pozostali aż do kasaty zakonu przez władze carskie w 1865 r. Klasztor rozebrano, a kościół klasztorny zamieniono na parafialny. W 1915 r., w trakcie walk, świątynia została ostrzelana. Od lat 20 XX w. ówczesny proboszcz zabiegał o jej remont i rozebranie walącego się klasztoru. Ostatecznie dopiero po 1940 r. usunięto część konwentu, a w miejscu rozebranych cel zakonników zostały dobudowane nawy boczne kościoła. Dziś we wnętrzu świątyni wzrok przyciągają m.in. ołtarze boczne i ambona. - Wystrój kościoła jest barokowy, bardzo ozdobny. Znajduje się w niej czczony zabytkowy obraz św. Antoniego z Padwy, którego kult jest bardzo żywy, wizerunek św. Franciszka oraz olbrzymi obraz św. Mikołaja, patrona naszej parafii, który wymaga odnowy. Mamy także neogotyckie organy, przeniesione z Pilawy. Myślimy jednak o tym, aby te organy, które po pierwsze: nie są funkcjonalne, a po drugie: nie pasują do wystroju świątyni, zamienić na organy barokowe.
24/2020 (1298) 2020-06-10
Trwają prace inwentaryzacyjne i projektowe przy rewitalizacji placu wokół Czworoboku we Włodawie, a ich efekt zostanie poddany konsultacjom społecznym.

Mimo zniszczeń I i II wojny światowej Włodawa zachowała swój dawny układ, z kwadratowym rynkiem po środku i siecią ulic z niego wybiegających. Środek rynku nadal zajmuje Czworobok. W 1972 r. został on wpisany do rejestru zabytków. Układ urbanistyczny centrum Włodawy pochodzi z XVIII w. Jego ośrodkiem jest rynek z charakterystycznym budynkiem Czworoboku stojącym pośrodku. Budynek na początku był jednokondygnacyjny, ale na początku XIX w. dobudowano do niego piętro i przybudówki. Czworobok został zbudowany na planie kwadratu, wewnątrz znajduje się duży dziedziniec. Wjeżdżało się tu przez jedną z dwóch bram. Nad bramą zachodnią zachował się blaszany wietrznik w formie jeźdźca z wyciągniętą szablą. Jak głosi miejscowa tradycja, na dziedzińcu miał miejsce pojedynek Bohuna z Wołodyjowskim opisany przez Henryka Sienkiewicza w powieści „Ogniem i mieczem”. Wzmianki historyczne z końca XVII w. mówią o ratuszu stojącym pośrodku rynku, przy którym zgrupowane były kramy i jatki, w których sprzedawano mięso z uboju, początkowo drewniane.
23/2020 (1297) 2020-06-02
Te urodziny - setne - nie były takie, jakie miały być. Plany pokrzyżowała zaraza. Ale najważniejsi - jak zawsze - nie zawiedli. Były dzieci, wnuki, prawnuki. Dobre, serdeczne, kochane.

Kadr po kadrze przywołuje to, co było i pozostało ważne. A że są w jej opowieściach i emocje, i humor, i dystans - można ich słuchać godzinami. Słuchałam. Wszystkiego nie da się przekazać w jednym krótkim tekście, niech więc pozostaną sytuacje, które najmocniej zapisały się na kartach stuletniej pamięci. Życie nie szczędziło jej rozmaitych zdarzeń. Bo też i czasu miało przecież sporo. Kazimiera Soćko przyszła na świat w Kamieńcu 20 maja 1920 r. Trochę ją ciotki, trochę babcia chowała. Rok czasu miała, jak jej mama umarła. Do szkoły do Wodyń chodzić to chodziła, ale że gospodarstwo miał jej ojciec spore, ważniejsze musiały być krowy. O świcie je do lasu wyganiała, gdzieś tam w zagajnik wpuszczała. I kiedy krowy się pasły, pastereczka - skulona - pod krzakiem, pod drzewem czasem przysypiała. Wtedy - biesy zapowietrzone - w rozmaite się strony lasu zapuszczały, że ledwie można je pozbierać było. Ale nie tylko pasionka na jej głowie była - jeszcze i innej roboty dużo na nią czekało.
23/2020 (1297) 2020-06-02
Po przerwie spowodowanej epidemią koronawirusa, 28 maja odbyło się w siedleckiej katedrze drugie spotkanie z cyklu „Wieczory prymasowskie” przygotowujące do beatyfikacji ks. kard. Stefana Wyszyńskiego.

O stereotypach, które narosły wokół postaci Prymasa Tysiąclecia i tzw. czarnej legendzie prymasa opowiadał ks. Wojciech Hackiewicz, asystent diecezjalny Akcji Katolickiej. - Mówiono, że był zaściankowym biskupem, polskim, typowym, siermiężnym, który nie widzi zbyt wiele poza horyzont Kościoła katolickiego w Polsce - rozpoczął. A prawda była zupełnie inna. - Prymas Wyszyński postulował przywrócenie podmiotowości świeckim, dlatego już przed wojną zajmował się na poważnie tematem Akcji Katolickiej. Jak zaznaczył prelegent, były to czasy rodzenia się Akacji Katolickiej - pierwszy taki mocny głos świeckich w Kościele. W 1928 r. ks. kard. Hlond mianował ks. Wyszyńskiego członkiem komisji Episkopatu ds. Akcji Katolickiej. - Przy pomocy swojego duchowego mistrza ks. Władysława Korniłowicza i naukowego protektora ks. Antoniego Szymańskiego udał się do Europy Zachodniej na rekonesans. Odwiedził kilka krajów, aby zobaczyć, jak tworzy się tam i działa Akcja Katolicka - opowiadał ks. W. Hackiewicz.
22/2020 (1296) 2020-05-27
Rozmodlony, otwarty, koleżeński, utalentowany, odpowiedzialny, potrafi słuchać, lubi dobry humor i umie żartować z siebie - tak wspominają ks. Grzegorza Suchodolskiego jego koledzy kursowi z seminarium.

Księża Krzysztof Stepczuk, Mirosław Łaziuk, Krzysztof Pawelec i Jacek Golbiak, którzy w latach 1982-1988 formowali się na jednym roku w siedleckim seminarium, nie maja wątpliwości co do tego, że ks. kan. G. Suchodolski w pełni zasłużył na tytuł biskupa i że będzie owocnie, z pokorą i odpowiedzialnością wypełniał powierzone mu jako biskupowi pomocniczemu diecezji siedleckiej zadania. Ks. kan. Krzysztof Stepczuk, proboszcz parafii NMP Matki Kościoła w Łukowie: Wszyscy bardzo chcieliśmy, by ks. Grzegorz został biskupem pomocniczym diecezji siedleckiej. Przez tyle lat naszej znajomości wiedzieliśmy dobrze, że to odpowiednia osoba na to miejsce. Zna dobrze wszystkich kapłanów, realia naszej diecezji, wyrósł z niej i jest jednym z nas. Jednocześnie zna Kościół powszechny, bo przecież studiował w Rzymie i był zaangażowany w przygotowanie Światowych Dni Młodzieży. Przyznam szczerze, że kiedy usłyszeliśmy nazwisko nowego biskupa pomocniczego, nie byliśmy zaskoczeni. Oczywiście gdy dotarły do mnie te dobre nowiny, natychmiast zadzwoniłem do ks. Grzegorza z gratulacjami.
22/2020 (1296) 2020-05-27
Powstanie urzędu biskupa pomocniczego wiąże się z podbojami muzułmańskimi chrześcijańskich państw Bliskiego Wschodu, Afryki i Hiszpanii w VII i VIII w.

Ten urząd pojawił się w dosyć tragicznych okolicznościach - podkreśla ks. kan. Wojciech Hackiewicz, wykładowca w Wyższym Seminarium Duchownym Diecezji Siedleckiej. - Zmuszeni do opuszczenia zajętych przez muzułmanów terenów swoich diecezji biskupi chronili się w chrześcijańskich krajach i tam pomagali miejscowym ordynariuszom. W nadziei na szybkie odzyskanie dla chrześcijaństwa utraconych terytoriów, papieże mianowali po ich śmierci następców, wyznaczając im tymczasowo zadania pomocnicze w istniejących diecezjach. Z czasem Stolica Apostolska usankcjonowała istniejący stan rzeczy. - Do dziś, jeżeli biskup diecezjalny prosi o pomocnika, wyznacza mu go Stolica Apostolska. W związku z tym, że biskup nie może być bez diecezji, to symbolicznie nadaje się mu tytuł diecezji, która już przestała istnieć, czyli jakiejś starożytnej, funkcjonującej przed wiekami gdzieś w Afryce czy na Bliskim Wschodzie - tłumaczy ks. W. Hackiewicz.
21/2020 (1295) 2020-05-20
To - porównywana do Jerozolimy i Paryża - jedna ze stolic polskiej przedwojennej kultury i elegancji. Miasto Ordonki, Piłsudskiego i siostry Faustyny. Ostrej Bramy i cmentarza na Rossie. Niezabliźniona rana wielu Polaków. Wilno.

„Wszystko piękno w mej duszy było przez Wilno pieszczone. Tu perwsze słowa miłości, tu pierwsze słowa mądrości, tu wszystko, czym dziecko i młodzieniec żył w pieszczocie z murami i w pieszczocie z pagórkami. Jedno z najpiękniejszych miast na świecie” - mówił o Wilnie Ziuk, późniejszy marszałek Polski Józef Piłsudski. Łączyły go z tym miastem bardzo skomplikowane uczucia, ale mimo ciężkich przeżyć, jakie go tam spotkały - tu chodził do znienawidzonego rosyjskiego gimnazjum i tu odczuwał upokorzenie z powodu zakazu mówienia po polsku - darzył je ogromnym sentymentem. Piłsudscy zamieszkali w Wilnie - najpierw przy ul. Trockiej 20, później Bakszta 10 - latem 1874 r., po pożarze rodzinnej siedziby w Zułowie. Trzy lata później Józef i jego starszy brat Bronisław (przyszły badacz Sachalinu) rozpoczęli naukę w tej samej klasie wileńskiego gimnazjum. Bracia różnili się usposobieniem i odmiennie traktowali obowiązki szkolne. Bronisław był poważny i opanowany, Józef - wesoły i pełen radości życia. Starszy, choć był uczniem systematycznym i sumiennym, dostawał raczej słabe oceny.
21/2020 (1295) 2020-05-20
Niniejsza kronika - mówi o książce „Parafia Hrud” jej autor ks. Stanisław Zajko - jest utrwaleniem historii małej ojczyzny. Może być też cenną pamiątką i zawsze aktualnym świadectwem głębokiej wiary - na wzór bohaterskich kobiet, które z narażeniem życia chroniły swoje dzieci przed chrztem w prawosławnej cerkwi.

Początki parafii sięgają 1666 r. 200 lat później - o czym informuje autor książki - miejscowość z 50 domami zamieszkiwało 360 osób, zaś w 2016 r., tj. czasie, kiedy powstawała ta publikacja, Hrud liczył już odpowiednio 140 domów i 526 mieszkańców. Historyczny rys przynosi też wzmiankę o Michale Kazimierzu Radziwille herbu Trąby, księciu podkanclerzym litewskim, biegłym w naukach gorliwym katoliku, który zasłynął m.in. jako fundator drewnianego kościoła (cerkwi) i parafii w Hrudzie. Wiele miejsca w publikacji autor poświęca czasom prześladowań unickich. W oparciu o znane źródła - książki: „Z ziemi chełmskiej” Władysława Stanisława Reymonta oraz „Martyrologium, czyli męczeństwo Unii Świętej na Podlasiu” ks. Józefa Pruszkowskiego - opisuje bohaterstwo kobiet z Hruda, które nie chcąc dopuścić do chrztu dzieci w zmienionej już wówczas na prawosławną cerkwi, przez sześć tygodni ukrywały się w pobliskim lesie. Zanim jednak zapoznamy się ze znamiennym świadectwem wiary przodków, ks. S. Zajko rzuca światło na okoliczności poprzedzające męczeństwo mieszkańców...
20/2020 (1294) 2020-05-13
Kapłanem świętym i nieskazitelnym określił ks. Karola Wojtyłę proboszcz parafii w Niegowici, gdy po roku pracy młody wikary został skierowany do Krakowa. Obydwie parafie pieczołowicie pielęgnują ślady jego posługi i pamiątki po nim.

Znamy go jako następcę św. Piotra, Papieża Narodów, Papieża Pielgrzyma, świętego. A przecież na początku swej kapłańskiej drogi, którą rozpoczęły święcenia w 1946 r., był skromnym wikariuszem w prostej sutannie i znoszonych butach. Codziennie stawał przy ołtarzu, by sprawować Najświętszą Ofiarę, klękał przed krucyfiksem, zatapiał się w modlitwie. Ale też spowiadał, chrzcił, udzielał ślubów, uczył religii rozbrykane dzieciaki w wiejskich szkołach. W parafiach, gdzie pracował jako wikary, co krok coś o tym przypomina. Po powrocie ze studiów w Rzymie z dniem 28 lipca 1948 r. ks. K. Wojtyła został skierowany do parafii Wniebowzięcia Najświętszej Maryi Panny w Niegowici (powiat Wieliczka). - W 1948 r. w wiosce nie było prądu ani asfaltu. Autobusy dojeżdżały tylko do Gdowa - mówi ks. prałat Paweł Sukiennik, proboszcz niegowickiej parafii. Odsyła do fragmentu książki „Dar i Tajemnica”, w którym papież wspomina, że podwieziony wozem drabiniastym do granicy parafii, uklęknął i ucałował ziemię - o czym dzisiaj przypomina napis na kapliczce w Marszowicach - a następnie polami, na których trwały żniwa, pokonał resztę drogi pieszo. W Gdowie cztery lata temu stanął pomnik przedstawiający ks. Wojtyłę z walizką w ręce.
20/2020 (1294) 2020-05-13
Jak można kroczyć za świętym papieżem, pokazują życiorysy wielu ludzi, a ich świadectwa niosą przesłanie dla młodego pokolenia.

Jedną z osób, którym dane było żyć w czasie, kiedy na Stolicy Piotrowej zasiadał nasz rodak - św. Jan Paweł II, jest emerytowana nauczycielka z włodawskiego gimnazjum, katechetka Teresa Szczygielska. W 1978 r. pani Teresa była młodą mężatką i matką półtorarocznego syna Grzegorza. Z 16 października, kiedy usłyszała wiadomość telewizyjną, że Karol Wojtyła został wybrany papieżem, zachowała wspomnienie radości i spontaniczności spikerów, która - jak wyznaje - „stała się radością mojego narodu, moją radością”. Potem wsłuchiwała się wraz z mężem i rodzicami w kolejne medialne doniesienia dotyczące posługi papieskiej. - Płakaliśmy ze wzruszenia, kiedy nastąpił ten historyczny uścisk, dziś znany tylko ze zdjęć, dwóch wielkich polskich świętych - mówi. Z rodziną słuchała też Radia Wolna Europa, skąd można było dowiedzieć się więcej, ponieważ relacje z Rzymu w polskich mediach były dość skąpe. Potem oglądali relację z pierwszej pielgrzymki Jana Pawła II do Polski i widzieli „las krzyży uniesionych w górę”. Ufając głęboko w duchowe zjednoczenie papieża i kardynała, poprzez lektury pogłębiała wiedzę o tym niezwykłym człowieku, który przyjął posługę jako dar i tajemnicę. Dzięki siostrom loretankom pani Teresa zakupiła kilka książek, m.in. „Ostatnie dni Prymasa Tysiąclecia” czy „Jan Paweł II - rodowód”. - W maju, po zamachu na Ojca Świętego, kiedy umierał prymas Wyszyński, byliśmy z mężem na Jasnej Górze - wspomina. - Przejmujący był Apel Jasnogórski, podczas którego modliliśmy się o uratowanie Jana Pawła II i o uzdrowienie prymasa. Płakaliśmy wszyscy.