Historia
19/2020 (1293) 2020-05-06
Przez tyle lat próbuję odpowiedzieć na pytanie, dlaczego niemiecki żołnierz podarował mi św. Józefa. Myśl, że pochodził z pobożnej rodziny i na pewno miał Boga w sercu, zawsze podnosiła mnie na duchu - mówi Czesława Sokół z Bork, która z miniaturową figurką świętego nie rozstaje się niemal od 80 lat.

- Urodziłam się tutaj, wychowałam, wyszłam za mąż i całe życie mieszkam - mówi pani Czesława, rocznik 1929. - Żyje nam się tutaj bardzo dobrze. Mamy kościół i naszą św. Ritę, do której na nabożeństwo każdego 22 dnia miesiąca ludzie zjeżdżają autokarami. Jest urząd gminy, ośrodek zdrowia, apteka, szkoła - wszystko na miejscu. Szkoda pieknego pałacu, który ciągle przechodzi z rąk do rąk. A najbardziej żal mi stawów wykopanych jeszcze przez Jaźwińskich, właścicieli majątku. Przez tyle lat patrzyłam na nie z mojego podwórka. Dzisiaj nie ma po nich śladu. Wszyscy mówią, że Borki urok straciły, odkąd nie ma stawów - tłumaczy. O historii podradzyńskich Bork Cz. Sokół może opowiadać bez końca: o dziedzicach i pałacu, czasach wojny, zmieniającym się pejzażu wsi. Dobrze pamięta początek wojny, który 12 września 1939 r. wyznaczyły tutaj niemieckie naloty. Borki stanęły w ogniu. - Do dzisiaj mam w oczach samolot, z którego na naszą wieś zrzucano pociski i strzelano do ludzi. Jedna z bomb spadła na podwórko sąsiadów.
19/2020 (1293) 2020-05-06
Wyciągnęła mnie z kałuży błota i postawiła na skale. Zrozumiałam, że czuwa nade mną, że jestem Jej dzieckiem. Nasza kochana Mamusia zrobiła w moim życiu prawdziwą rewolucję - opowiada Maria Piela, założyciela internetowego bloga „wojowniczka Niepokalanej”.

<br /. Mówi o sobie, że jest niewolnicą Matki Bożej i chce pokazywać w sieci, jak piękne może być życie kobiety przy Sercu Maryi. Z miłości do Najlepszej z Mam narodził się pomysł założenia strony internetowej wojowniczkaniepokalanej.pl i profilu pod takim samym tytułem na facebooku. Niedawno ruszyła też „Perła Króla”. - Obiec strony są oparte na wartościach chrześcijańskich. Powstały z miłości do Niepokalanej. Pragnę, by była Ona jeszcze bardziej znana i kochana. Chcę też ukazywać piękno Córki Króla w mojej codzienności, ale również, że można pięknie ubrać się i umalować dla Pana Boga, nie obrażając Go, tak, by inni dostrzegli nasze piękno, które jest dziełem Pana. Dzisiaj świat twierdzi, że im bardziej kobieta się rozbierze, tym jest piękniejsza. Kiedyś też tak myślałam. Jednak Najlepsza Mama nauczyła mnie, iż piękne jest ciało, kiedy piękna jest dusza, a dusza jest piękna, kiedy jest czysta - opowiada Maria.
18/2020 (1292) 2020-04-29
Współcześnie, gdy wpływ nowoczesnych technologii widoczny jest w wielu dziedzinach życia, dużą popularnością cieszy się zawód grafika komputerowego.

Nie można zapominać o tradycyjnych technikach graficznych, np. linorytach czy gipsorytach. Te jednak, choćby ze względu na wymóg dużego nakładu pracy, w dynamicznych czasach nie sprawdzają się. Graficy sięgają po różne tematy. Są tacy, którzy tworzą nie tylko z pasji, ale również z inspiracji wiarą. Do nich należy Andrzej Micor. Artysta ręcznie wykonuje grafiki. Zajmuje się również pirografiką, tj. wypalaniem w drewnie ozdobnych wzorów i napisów o tematyce religijnej. - Kiedyś, gdy rozmyślałem o trudnościach życia, wziąłem do rąk starą wypalarkę do drewna, która należała do mojej śp. mamy, i wykonałem Jezusa cierpiącego. Połączyłem klasyczną metodę pirografii na desce z malowaniem - opowiada o początkach swojej pracy. Pan Andrzej, rodowity Ślązak, mieszkał wówczas w Międzyrzecu Podlaskim. Rodzinnym mieście swojej żony Agnieszki. - Żonie obraz bardzo się spodobał i pochwaliła się nim na forach internetowych. Ku naszemu zaskoczeniu, zaczęły napływać zamówienia - mówi Micor.
18/2020 (1292) 2020-04-29
Rozmowa z Haliną Zgrajką, autorką publikacji „Klucz borkowski. Dzieje dóbr ziemskich i losy ich właścicieli”.

Klucz borkowski wyłaniał się na przestrzeni lat z większych obszarowo kluczy: kockiego, a następnie czemiernickiego. W XVIII w. (własność rodu Humieckich) obejmował Borki, Osowno, Sitno, Wolę Osowińską, Starą Wieś, część Wrzosowa, Tchórzewek oraz część firlejowską Oszczepalina (tzw. Firlejowszczyznę). Płk Tadeusz Czerski, który stał się właścicielem klucza borkowskiego w roku 1802, na początku XIX w. nabył również część Przytoczna i osadę Ferdynandów.Mnie przede wszystkim interesuje centrum klucza: Borki oraz tworzące z nimi jeden organizm gospodarczy Osowno i Sitno. Dzieje majątku, który to rozkwita, to popada w ruinę, są równie ciekawe, co losy jego właścicieli. Ostatnim - braciom Jaźwińskim: Zygmuntowi Ignacemu, Konstantemu i Tadeuszowi oraz ich matce, Marii z Jezierskich udało się utrzymać go do 1944 r., gdy zmuszeni byli do ucieczki przed zbliżającą się Armią Czerwoną. Znamienne jest to, że najbardziej związany z dobrami Konstanty umiera w roku 1970, oglądając z okien autobusu to, co stanowiło kiedyś własność rodziny.
17/2020 (1291) 2020-04-22
Wirtualne zwiedzanie wystaw, oglądanie eksponatów czy zgłębianie lokalnej historii online - tak wyglądają teraz propozycje placówek muzealnych.

Decyzją rządu od 12 marca instytucje kultury w Polsce zostały zamknięte dla odwiedzających z powodu rozprzestrzeniania się koronawirusa. Nie oznacza to jednak, że muzea zawiesiły swoją działalność. Przeniosły się do sieci, gdzie prezentują posiadane eksponaty. Na wirtualne lekcje historii zaprasza Muzeum Regionalne w Siedlcach. - Staramy się codziennie zamieszczać przynajmniej jeden post na fanpage’u muzeum na FB dotyczący naszych ciekawych zbiorów. Pracownicy z poszczególnych działów pracują zdalnie w domu, przygotowując materiały, które udostępniamy. W ten sposób kontaktujemy się z naszymi odbiorcami - mówi Krzysztof Cabaj, specjalista ds. promocji w Muzeum Regionalnym. Na swoim profilu placówka prezentuje m.in. jeden z najcenniejszych eksponatów z działu historyczno-archeologicznego, jakim jest Conspicuous Gallantry Medal (medal za wykazaną dzielność). Należy on do najważniejszych brytyjskich odznaczeń wojskowych. Początkowo był przeznaczony dla marynarki wojennej.
17/2020 (1291) 2020-04-22
Podchodził do człowieka i mówił: „Mam dla ciebie rolę w moim teatrze”. Kultura ludowa nie miała dla niego tajemnic. Poświęcił jej całe swoje życie. Wierzył, że to, co robi, ma sens.

Losy śp. Kazimierza Kusznierowa mogą być materiałem na fascynującą książkę. Jego historia pokazuje, że dla prawdziwych pasjonatów nie istnieją żadne przeszkody. Przez lata był kojarzony z teatrem obrzędowym „Czeladońka”. Prowadził go przez 40 lat. Pochodził z miejscowości Lubenka (gm. Łomazy), gdzie mieszkał aż do śmierci. - Było nas siedmioro. Rodzice utrzymywali się z czterohektarowego gospodarstwa. Tato dorabiał jako klarnecista. Grał na weselach i wiejskich zabawach. Zmarł, gdy miałam trzy lata. Kazik chodził wtedy do czwartej klasy podstawówki. Ciężar utrzymania rodziny spadł na mamę. Brat ciężko pracował na roli. W 1977 r. powierzono mu prowadzenie wiejskiego domu kultury w Lubence - zaczyna opowieść Jadwiga Kwiatkowska, najmłodsza siostra p. Kazimierza. Dodaje, że brat prowadził także Klub Książki i Prasy „Ruch”. To ta organizacja wysłała go na szkolenie prowadzone przez Uniwersytet Ludowy w Gardzienicach, gdzie zetknął się z różnymi formami kulturalno- oświatowymi.
16/2020 (1290) 2020-04-15
W naszym domu w Polsce, po powrocie z Syberii nawet chleb trzeba było kłaść wysoko. Tak bardzo człowiek był go spragniony. Nie mogliśmy się najeść - wspomina Henryk Ambrożewski z Drohiczyna, Sybirak.

Wkrótce minie 80 lat od ostatniej deportacji Polaków na Sybir ze stacji kolejowej w Siemiatyczach. W okresie od 14 kwietnia 1940 r. do 20 czerwca 1941 r. wywieziono stąd w bydlęcych wagonach ok. 4 tys. osób. Wśród „przesiedleńców”, których przymuszono do wyjazdu w ostatnim z transportów, byli rodzice H. Ambrożewskiego - Helena i Antoni, oraz dziadkowie - Wiktoria i Wacław. - Młodszy brat mego ojca Lucjan,uczeń gimnazjum, próbował z kolegami uciec nocą na drugą stronę Bugu, do Niemców [Bug stanowił naturalny wyznacznik tzw. linii Mołotowa - przyp. red.]. Rosjanie złapali stryjka, związali ręce drutem kolczastym, uwięzili, a potem wywieźli do Archangielska. Od tej pory mieli też oko na dziadków. Podczas spisu rodzice, którzy żyli z rodzicami taty w jednym gospodarstwie, podali się jako jedna rodzina Ambrożewskich. Gdyby nie to, zostaliby w Polsce - tłumaczy pan Henryk.
16/2020 (1290) 2020-04-15
Już ponad 100 eksponatów zebrano z myślą o muzeum rolnictwa. - Ocalmy dawną wieś od zapomnienia, by nasze dzieci i wnuki wiedziały, z jakim wysiłkiem i pomysłowością wiązała się dawniej praca na wsi - mówi o idei placówki wójt gminy Radzyń Podlaski Wiesław Mazurek.

Pomysł dojrzewa już od kilku lat. Ma szansę skrystalizować się wkrótce dzięki temu, że z myślą o siedzibie muzeum gmina zakupiła działkę w Bedlnie koło Żabikowa. W muzeum zgromadzone będą narzędzia i urządzenia, które służyły dawniej, by uprawiać ziemię, prowadzić gospodarstwo rolne i domowe. - Jako dziecko pomagałem rodzicom i dziadkom w gospodarstwie. Wiem, jak ciężko pracowało się na wsi, ile te obowiązki pochłaniały zdrowia fizycznego i czasu, ale też, jak wielkiej wymagały pomysłowości. Z szacunku dla minionych pokoleń mieszkańców wsi chciałbym te chwile ocalić od zapomnienia. Wiem też, ja trudno współczesnej młodzieży i dzieciom wyobrazić sobie, ile wysiłku, zdrowia wymagało przygotowanie chleba i „do chleba” - mówi W. Mazurek, uzasadniając chęć i potrzebę powołania placówki muzealnej w gminie Radzyń Podlaski.
15/2020 (1289) 2020-04-08
​To miała być zwykła wiosenna sobota. No, może trochę inna, bo na ten poranek telewizja zapowiedziała transmisję z uroczystości uczczenia 70 rocznicy Zbrodni Katyńskiej, w której miała uczestniczyć liczna polska delegacja z prezydentem Lechem Kaczyńskim na czele.

Ale relacja z Katynia się nie pojawiła. Dotarły za to inne informacje. Pierwsze sygnały były już przed dziewiątą. Niepodawane jeszcze przez media czekające na potwierdzenie wiadomości, według których katastrofie miał ulec samolot Jak-40 - z prezydentem Polski. Kiedy okazało się, że prezydent poleciał Tu-154M, zatliła się iskierka nadziei. I bardzo szybko zgasła. Bo to właśnie tupolew - przy próbie podejścia do lądowania - rozbił się na lotnisku Smoleńsk-Siewiernyj. W katastrofie zginęli wszyscy - 96 osób: para prezydencka Lech i Maria Kaczyńscy, ostatni prezydent RP na uchodźstwie Ryszard Kaczorowski, wicemarszałkowie Sejmu i Senatu, dowódcy wszystkich rodzajów sił zbrojnych RP, pracownicy Kancelarii Prezydenta, szefowie instytucji państwowych, duchowni, przedstawiciele ministerstw, organizacji kombatanckich i społecznych, osoby towarzyszące i załoga tupolewa. Ludzie o różnych poglądach, przynależący do różnych politycznych ugrupowań.
15/2020 (1289) 2020-04-08
Z „Echem Katolickim” zawsze po drodze! Tymi słowami rozpoczynam moje skromne wspomnienia dotyczące niezwykle ważnych wydarzeń, które miały miejsce w pierwszych powojennych latach.

W Serpelicach, mojej rodzinnej miejscowości, wojna skończyła się - można powiedzieć - w trzecią niedzielę lipca 1944 r., ponieważ właśnie wtedy, podczas Sumy odprawianej przed skromną, ale uroczą kaplicą, dali się zauważyć żołnierze sowieccy. Zatrzymali się tuż przed kaplicą i spokojnie czekali na zakończenie Eucharystii. Dzień był piękny. Czyściutkie słońce otwierało serca ku radości - tak nam się wydawało. Za miesiąc miałem ukończyć szósty rok mego życia. Sowieci zrobili najpierw… dobre wrażenie - zachowali się skromnie, chętnie podejmowali rozmowy, siadając na ławkach przy ogródkach. Ale tak było tylko na początku. Szybko dała o sobie znać okrutna rzeczywistość. Kogoś wywieziono na Sybir. Kogoś ścigano ze względu na to, że podczas hitlerowskiego najazdu należał do organizacji partyzanckiej, a nie poddawał się nowemu najeźdźcy. Rodzice coś mówili szeptem, a zawsze chodziło o Polskę, o jej imię, jej rzeczywistość, jej samoistnienie. Z dyskretnych rozmów starszych wynikało bowiem, że coś nam jednak grozi. A więc nie ma końca wojny.