Przyznaję się bez bicia - złamałam zakaz. Rozumiem: do sklepu,
restauracji, na plac zabaw... Ale żeby na osiedlowy trawnik nie
można było wejść z czworonogiem?
Raz na jakiś czas staję się panią z pieskiem. Sześć kilo żywej, ale grzecznej, futrzanej wagi. Pewnego dnia, kiedy z będącym chwilowo pod moją opieką yorkiem wybrałam się na spacer po osiedlu, jak grzyby po deszczu wyrosły przede mną tabliczki z napisem „zakaz wprowadzania psów”. Obiekty małej architektury zainstalowano na trawniku, w pobliżu tzw. psiego pakietu, czyli pojemnika z workami i koszem na psie odchody. Ot, taki paradoks. Trudno. Nie pozostało mi nic innego, jak tylko wobec tego jawnego przejawu dyskryminacji opracować plan działania na kolejne dni. Widziałam oczami wyobraźni czekające mnie przejazdy komunikacją miejską albo taksówką do jakiegoś najbliższego lasku, tudzież generalnie za miasto, żeby piesek mógł załatwić swoje potrzeby i się wybiegać...
Raz na jakiś czas staję się panią z pieskiem. Sześć kilo żywej, ale grzecznej, futrzanej wagi. Pewnego dnia, kiedy z będącym chwilowo pod moją opieką yorkiem wybrałam się na spacer po osiedlu, jak grzyby po deszczu wyrosły przede mną tabliczki z napisem „zakaz wprowadzania psów”. Obiekty małej architektury zainstalowano na trawniku, w pobliżu tzw. psiego pakietu, czyli pojemnika z workami i koszem na psie odchody. Ot, taki paradoks. Trudno. Nie pozostało mi nic innego, jak tylko wobec tego jawnego przejawu dyskryminacji opracować plan działania na kolejne dni. Widziałam oczami wyobraźni czekające mnie przejazdy komunikacją miejską albo taksówką do jakiegoś najbliższego lasku, tudzież generalnie za miasto, żeby piesek mógł załatwić swoje potrzeby i się wybiegać...