Kościół
38/2020 (1312) 2020-09-16
Karol Wojtyła to prawdopodobnie najbardziej publiczna postać w historii. Czy możliwe jest, by powszechnej świadomości umknęło coś, co kryje się za jego publicznym wizerunkiem?

Nikt nie był fotografowany, nagrywany czy filmowany tak często jak św. Jan Paweł II. Nikt wcześniej nie spotkał się z przeszło miliardem ludzi... Znamy historię jego życia, działaność, podróże, dokumenty, dzieła. Pamiętamy beatyfikację, kanonizację. Czy 15 lat po swojej śmierci może nas czymś zaskoczyć? Odpowiedzi na to pytanie szukają autorzy najnowszego filmu o Papieżu Polaku „Wojtyła. Śledztwo”. Pytany o motywację, jaka nim kierowała, by nakręcić film o Janie Pawle II, José María Zavala, reżyser filmu, podkreśla, że ma dług wdzięczności wobec Karola Wojtyły. - Mój ojciec ofiarował za niego życie w dniu zamachu w 1981 r., kiedy Ali Agca na placu św. Piotra oddał strzały do papieża - zdradza rodzinną tajemnicę. - Tata, nie mówiąc nic nam, swoim najbliższym, poświęcił własne życie za Jana Pawła II. Operowani byli tego samego dnia. Mój tata zmarł. Ojciec Święty przeżył i potem przesłał mojej matce list wraz z różańcem - wspomina.
37/2020 (1311) 2020-09-09
Niezależnie od epoki, w jakiej powstały, formy czy maniery artystycznej, wyobrażenia Matki Bożej Bolesnej stwarzają okazję do kontemplacji Jej współcierpienia z Synem i Jej odkupieńczej miłości - prowadzącej pod Krzyż.

Wspomnienie Maryi Bolesnej obchodzone w Kościele 15 września - nieprzypadkowo dzień po święcie Podwyższenia Krzyża Świętego - przypomina o zjednoczeniu Matki z Chrystusem w Jego męce, cierpieniu i śmierci. Wejść w Jej boleść, kontemplować ból, który Jej duszę - jak prorokował Symeon - przeniknąć miał niczym miecz, naśladować w przyjmowaniu codziennych krzyży, ułatwiają dzieła sztuki. Kustosz Muzeum Diecezjalnego w Siedlcach Dorota Pikula- Kuziak podkreśla, że można mówić o pewnych typowych formach przedstawiania cierpienia Maryi. Należy do nich wyobrażenie różnych scen z Jej życia, adekwatnych do siedmiu boleści, z których najczęściej chyba pokazywana jest scena zdjęcia z krzyża Pana Jezusa, oddawana przez artystów jako pietà. Sposób przedstawienia boleści ewoluował na przestrzeni lat, niejako poszerzając zakres współodczuwania Najświętszej Maryi Panny, tzn. przenosząc akcent ze współcierpienia z Jezusem - na udział w cierpieniach ludzkości.
37/2020 (1311) 2020-09-09
Niewątpliwie była przez Boga wybrana do spełnienia posłannictwa cierpienia i ratowania dusz. Ten krzyż niosła wiernie do końca z podziwu godnym heroizmem i miłością - podkreślają osoby, które znały s. Różę Wandę Niewęgłowską i towarzyszyły do końca. Ostatni dzień, który w całości przeżyła na tej ziemi, przypadł na liturgiczne wspomnienie Matki Bożej Bolesnej. To nie przypadek.

Przyszła na świat 6 listopada 1926 r. w położonych w powiecie łukowskim Toczyskach. Kiedy miała zaledwie pięć lat, zmarli jej rodzice. W rezultacie trafiła do Domu Dziecka przy ul. Cichej 6 w Lublinie. W wieku 22 lat zdiagnozowano u niej chorobę Heinego- Medina. Po kilkuletnim leczeniu w różnych szpitalach lekarze orzekli, iż Wanda do końca życia będzie sparaliżowana. Tak trafiła do Domu Opieki Społecznej przy ul. Głowackiego w Lublinie. W sumie przeszła dziewięć operacji, cztery zawały serca, trzy razy śmierć kliniczną. Miała też ciężką astmę oskrzelową. Z wiekiem urazów i chorób przybywało. Dopóki mogła leżeć na wysoko ułożonych poduszkach, pracowała chałupniczo dla spółdzielni inwalidów, robiąc kapsle do butelek. W 1962 r., za namową ks. Wacława Hryniewicza, przyjęła biały szkaplerz tercjarzy dominikańskich i zakonne imię Róża, a od 1982 r. - za zgodą przeora dominikanów w Lublinie - nosiła habit. Jej życie naznaczone było ogromnym cierpieniem, które ofiarowywała za innych. Zmarła w opinii świętości 16 września 1989 r. ze słowami: „Panie, pozwól mi umierać na krzyżu”. Od jej śmierci mija właśnie 31 lat.
36/2020 (1310) 2020-09-02
W walce cywilizacji śmierci z cywilizacją życia stają po stronie prawdy i miłości. „Wychodzimy na ulice polskich miast, aby wspólnie modlić się i dawać świadectwo, że aborcja to zło, z którym trzeba walczyć” - mówią pro-liferzy.

Raz w miesiącu gromadzą się w przestrzeni publicznej na wspólnej modlitwie różańcowej w intencji ratowania nienarodzonych dzieci i przebłagania Pana Boga za grzech aborcji. Naszym celem - przekonują pro-liferzy z Fundacji Pro-Prawo do Życia - jest przede wszystkim uświadamianie społeczeństwu, czym jest tzw. aborcja, aby w konsekwencji każde ludzkie życie było chronione od poczęcia do naturalnej śmierci. Różańcowi towarzyszą wystawy i pikiety. „Wychodzimy na ulice polskich miast, aby wspólnie modlić się i dawać świadectwo, że aborcja to zło, z którym musimy walczyć” - podkreślają, powołując się m.in. na słowa św. Jana Pawła II o tym, że naród, który zabija własne dzieci, jest narodem bez przyszłości. „My chcemy walczyć o naszą przyszłość!” - argumentują. Akcja inicjowana przez fundację zatacza coraz szersze kręgi. Na mapie miast organizujących spotkania modlitewne są też Siedlce. - Pierwsza pikieta w obronie życia nienarodzonych odbyła się w połowie 2018 r. Przyświecało jej hasło „Stop aborcji”. O nowej inicjatywie poinformował mnie kolega i w drugiej pikiecie wziąłem już czynny udział - mówi Bogdan Halucha, wolontariusz Fundacji Pro-Prawo do Życia.
36/2020 (1310) 2020-09-02
W życiu wszystko ma swój czas: płacz i śmiech, trud i odpoczynek, zdrowie i choroba. Dla nas przyszedł teraz czas dziękowania - mówią Krystyna i Zbigniew Paskudzcy z Siedlec.

- Bogate mieliśmy życie - stwierdzają, sięgając pamięcią wstecz - aż do dzieciństwa. Podobieństw w ich historii mogłoby się doszukać wiele innych osób, dla których obok Boga najważniejsza jest rodzina, praca, zwykłe uczciwe życie. I którzy pozostają wierni raz danemu słowu. Pochodzą z parafii Gąsiory. Pobrali się w 1964 r. Poznali się w niedzielę… a w następną poszli dać na zapowiedzi. Ślub był w listopadzie, miesiąc później zamieszkali na swoim, we wschodnich rogatkach Siedlec. W małżeństwie przeżyli 55 lat, dochowali się pięciorga dzieci i 11 wnuków. - W rodzinie jest różnie: raz lepiej, raz gorzej. Łzy przeplatają się z radościami. W najcięższych chwilach trzymała nas modlitwa - mówi K. Paskudzka. Pan Zbigniew pracował w zakładach Nowotki. Ona zajmowała się prowadzeniem domu i wychowywaniem dzieci. - Kiedy zaczęli naciskać, żebym zapisał się do partii, najpierw wykręcałem się: żona nie pozwala. Koledzy na to: nie przyznawaj się. A ja - że przed żoną tajemnic nie mam. Potem sprawa stanęła na ostrzu noża. Byłem pewien, że wyrzucą mnie z pracy, ale się nie ugiąłem - opowiada. Do zakładowej „Solidarności” zapisał się jako jeden z pierwszych. W 1982 r. wszedł w kolportaż ulotek, niezależnej prasy i książek.
35/2020 (1309) 2020-08-26
Kościół ma problem. Kościół jest w kryzysie. Tezy powracają jak refren w publicznej dyskusji. Dla jednych stają się wezwaniem do większej modlitwy, wzmacniają świadectwo wiary i stanowią przyczynek do ponownego przemyślenia słów Chrystusa, że przecież „bramy piekielne go nie przemogą”. Inni się cieszą.

Co właściwie wyznajemy, gdy w czasie liturgii niedzielnej Mszy św. mówimy: „Wierzę w jeden, święty, powszechny, apostolski Kościół”. Afirmujemy pobożne życzenia? Głosimy kolejną utopię? Gołym okiem tej świętości w Kościele nie widać. Przynajmniej wtedy, gdy spoglądamy w swoje lustrzane odbicie. Jeden? Przez wieki tyle jego odłamów powstało, że chyba nikt już ich nie jest w stanie zliczyć. Poza tym wystarczy dziś niewielka grupa ludzi, by założyć sobie dowolny „kościół”. Apostolski? Przecież żadnego z grona Dwunastu dawno nie ma wśród nas, a bywa, że współczesny „personel naziemny” nawala. Powszechny? Z tym mamy też nie lada kłopot. Całkiem spora grupa ludzi twierdzi, że nie jest mu do niczego potrzebny. Faceboook, instagram… Ooo, to co innego! Podobnie jak dyskonty i galerie handlowe, których zamknięcie w niedziele dla niemałej liczby młodych rodzin stało się nie lada wyzwaniem! Poza tym - mówią katolicy - na świecie żyją miliony ludzi, którzy nie są ochrzczeni, którzy nawet nie słyszeli o Jezusie i Jego Ewangelii. Co z nimi? Jak to jest z Kościołem? Jest potrzebny czy nie? Jaką ma pełnić funkcję w społeczeństwie: wyznaczać kierunek egzystencji, pokazywać granice wolności określonej przez Pana Boga czy godzić się na bycie ornamentem codzienności? Głosić Chrystusa, który „przyszedł rzucić ogień na ziemię” (por. Łk 12, 49-53) czy wyznawać „filozofię zmokłego kapiszona”?
35/2020 (1309) 2020-08-26
Z Niemiec przeszczepiłbym na polski grunt zaangażowanie ludzi świeckich w życie parafii - mówi o. Filip Wojciech Iwanowski, paulin pochodzący z diecezji siedleckiej, który od 11 lat posługuje w jednej z bawarskich parafii.

W Polsce Zakon Świętego Pawła Pierwszego Pustelnika, czyli potocznie paulini, kojarzony jest głównie z Jasną Górą. Tymczasem został utworzony na Węgrzech w XIII w. i w krótkim czasie rozprzestrzenił się w Polsce, Austrii, na terenach obecnej Chorwacji. Znany był także we Włoszech, Francji, Hiszpanii, Portugalii i właśnie w Niemczech. - Od ponad 30 lat, po długiej przerwie, mamy tam ponownie swoje placówki. Obecnie większość klasztorów znajduje się na terenie Bawarii - mówi o. Filip. - Zostałem tam wysłany w 2009 r. przez naszego przełożonego generalnego z Częstochowy. Szukano kogoś, kto ma chociaż podstawową znajomość języka niemieckiego i padło na mnie - stwierdza z uśmiechem paulin. Jednocześnie uwrażliwia, że polscy zakonnicy nie są posłani do Niemiec, aby posługiwać wśród Polonii, ale ogólnie wśród wiernych. Chociaż na terenie Bawarii, jak zaznacza ojciec, jest bardzo dużo Polaków. - Niektórzy z nich mówią jeszcze po polsku, ale ich młodsi potomkowie już wcale - stwierdza. Duszpasterstwem wśród Polaków zajmuje się Polska Misja Katolicka. O. Filip zapytany o proces laicyzacji Niemiec odpowiada, że to ogólny trend w Europie Zachodniej. - Nie chciałbym jednak malować wszystkiego w ciemnych barwach. Owszem, część ludzi jest bardzo otwarta na nowości.
34/2020 (1308) 2020-08-19
Kapłan to zwykły człowiek. Z bardzo ludzkimi przyzwyczajeniami, słabościami, wadami i grzechami. Dlatego każdy ksiądz potrzebuje wiernych: ich życzliwości, serca, czasami porady, a najbardziej modlitwy. Wiedzą o tym członkowie Apostolatu Modlitwy za Kapłanów „Margaretka”, który w ciągu ostatnich kilkunastu lat rozkwitł w wielu parafiach.

Św. Jan Maria Vianey, patron proboszczów, mówił, że „dobry pasterz, pasterz według Bożego serca, jest największym skarbem, jaki dobry Bóg może dać parafii i jednym z najcenniejszych darów miłosierdzia Bożego”. Jednak o takiego kapłana trzeba się modlić. Bo ksiądz nie staje się świętym, gdy przywdzieje sutannę. Pozostaje zwyczajny i prosty, jak Chrystus z Ewangelii, choć oczywiście daleko mu do swego Mistrza, Jego miłości, dobroci i czystości serca. Dlatego każdy kapłan potrzebuje duchowego wsparcia. Św. Jan Paweł II od pierwszych dni swojego pontyfikatu w pokorze serca prosił wiernych, aby wstawiali się za nim u Pana. Wielokrotnie podkreślał też, że był „silny siłą modlitwy”. Dzisiaj natomiast pokutuje przekonanie, że to księża mają modlić się za nas, a my za nich już nie. Nic bardziej mylnego. W dobie kryzysu wiary i ataków na Kościół wierni tym bardziej powinni otoczyć troską swoich duszpasterzy. Zdają sobie z tego sprawę członkowie apostolatu „Margaretka”.
34/2020 (1308) 2020-08-19
Życie z Jezusem da się porównać do jazdy na rowerze, pod warunkiem że to On kieruje! Żywego Boga można spotkać w twarzach dzieci i schorowanych ludzi. Jest obecny w Eucharystii oraz na kartach Pisma Świętego. Dowodem dotyku Bożej miłości staje się każda historia ludzkiego życia przemienionego przez nawrócenie.

Droga do spotkania z żywym Bogiem wiedzie przez różne życiowe sytuacje. Czasem jest to choroba, innym razem śmierć dziecka. Są także okoliczności owiane tajemnicą, znane jedynie tym, którzy w porę usłyszeli głos Jezusa i - jak św. Paweł - zawrócili z błędnej ścieżki. Dzielący się świadectwami zgodni są w jednym: odkąd Bóg stanął na pierwszym miejscu, życie zyskało nową jakość. „Tylko z Nim można znaleźć spokój i spełnienie” - powtarzają. A także radość, której - na co uwrażliwia Renata - nie należy jednak mylić z wesołkowatością. Sabina, Rodzina Matki Bożej Bolesnej: - Moje życie to pasmo chorób i ogromne cierpienie fizyczne. Odkąd pamiętam, czułam ból serca i duszy powodowany ogromnym pragnieniem miłości. Tylko modlitwa dawała mi ukojenie - Bóg był dla mnie ucieczką od bólu. Pragnęłam Boga. Nauczyłam się modlitwy różańcowej.
33/2020 (1307) 2020-08-12
Jesteśmy wdzięczne Bogu za każde dobro - mówią siostry loretanki świętujące 100-lecie powołania zgromadzenia. Jubileusz staje się także dogodną okazją do wspomnienia założyciela, który - jak wyjaśnia przełożona generalna s. Aniceta Borowska - zakresem podejmowanych działań apostolskich wyprzedzał swoją epokę.

Zgromadzenie Sióstr Matki Bożej Loretańskiej powstało 31 lipca 1920 r. Zgodnie z zamysłem założyciela - bł. ks. Ignacego Kłopotowskiego, dziekana i proboszcza parafii Matki Bożej Loretańskiej przy kościele św. Floriana na warszawskiej Pradze, posługa sióstr miała być odpowiedzią na najpilniejsze potrzeby Kościoła. Apostoł słowa drukowanego dostrzegał je na polu głoszenie Ewangelii oraz opieki nad osieroconymi dziećmi i ludźmi potrzebującymi pomocy. Wierne zadaniom apostolskim wyznaczonym przez ks. I. Kłopotowskiego loretanki prowadzą wydawnictwa i drukarnie w Polsce, Rumunii, we Włoszech oraz na Ukrainie. Podejmują także współpracę w rozgłośni radiowej w Chicago w USA. - Byłyśmy pierwszymi siostrami pracującymi w drukarni - podkreśla s. A. Borowska, przełożona generalna ss. loretanek. Przypominając, iż głównym charyzmatem zgromadzenia jest apostolstwo słowa drukowanego, wskazuje na miesięczniki wydawane od ponad 100 lat: „Różaniec” i - adresowany do dzieci - „Anioł Stróż”. - Nie ustajemy na tym polu, choć technika wciąż idzie do przodu.