Po ponad 40 latach od śmierci kapłana diecezji siedleckiej ks.
Zygmunta Wachulaka (1912-74) światło dzienne ujrzały jego wiersze
wydane przez wrocławskie Stowarzyszenie W Cieniu Lipy Czarnoleskiej
w tomie „Wstępując po Jakubowej drabinie”.
„Od dziś już z Tobą na dolę, niedolę/ Pójdę - współcierpieć i współtriumfować -/ A choćby przyszło całe życie boleć,/ Choćbym krwią płynął, jak Droga krzyżowa,/ Czy losy spłyną szczęsne, czy cierniste,/ Twój tylko będę, o Chryste!” - deklarował ks. Zygmunt w jednym ze swoich wierszy, zapisanych ręką autora w zeszycie w twardych okładkach. - Pewnego wieczoru zaczęłam je czytać. Pochłonęło mnie to bez reszty. Zawsze podobała mi się poezja, a ta, którą miałam prze sobą - od razu trafiła do mego serca. Pomyślałam: szkoda, żeby zeszyt dalej leżał w szufladzie. Przepisałam wiersze na komputerze, utwierdzając się tylko w przekonaniu, że muszą przemówić także do innych - wspomina Danuta Cybulska z Jeleniej Góry. Pomysł poparł zarówno jej mąż Sławomir - chrześniak ks. Z. Wachulaka, jak i szwagier Bogdan. - Doszliśmy do wniosku, że warto je opublikować przynajmniej w niewielkim nakładzie. Dzięki temu ocaleją, a rodzina, bliżsi i dalsi znajomi zachowają je w pamięci - mówi D. Cybulska.
„Od dziś już z Tobą na dolę, niedolę/ Pójdę - współcierpieć i współtriumfować -/ A choćby przyszło całe życie boleć,/ Choćbym krwią płynął, jak Droga krzyżowa,/ Czy losy spłyną szczęsne, czy cierniste,/ Twój tylko będę, o Chryste!” - deklarował ks. Zygmunt w jednym ze swoich wierszy, zapisanych ręką autora w zeszycie w twardych okładkach. - Pewnego wieczoru zaczęłam je czytać. Pochłonęło mnie to bez reszty. Zawsze podobała mi się poezja, a ta, którą miałam prze sobą - od razu trafiła do mego serca. Pomyślałam: szkoda, żeby zeszyt dalej leżał w szufladzie. Przepisałam wiersze na komputerze, utwierdzając się tylko w przekonaniu, że muszą przemówić także do innych - wspomina Danuta Cybulska z Jeleniej Góry. Pomysł poparł zarówno jej mąż Sławomir - chrześniak ks. Z. Wachulaka, jak i szwagier Bogdan. - Doszliśmy do wniosku, że warto je opublikować przynajmniej w niewielkim nakładzie. Dzięki temu ocaleją, a rodzina, bliżsi i dalsi znajomi zachowają je w pamięci - mówi D. Cybulska.