Opinie
17/2018 (1189) 2018-04-25
Z dużej galerii handlowej wychodzi ojciec z kilkuletnim synem. Taszczy spore pakunki. Logo firm na torbie świadczy, że byli niedawno w sklepie z zabawkami. - I czego ty jeszcze chcesz?! - słychać podniesiony, lekko zirytowany głos mężczyzny. - Przecież kupiłem ci robota, kolejkę, byliśmy na lodach! - Tato… - cichutko odpowiada chłopczyk. - Ja chciałbym tylko, żebyś mnie wziął za rękę.

Tradycyjnie od kilku tygodni media „grzeją” temat pierwszokomunijnych prezentów. Co jest w tym roku na topie, ile wypada dać, co kupić? Maj to „high sezon” dla sklepów, później zrobi się niemrawo aż do wakacyjnych wyprzedaży, więc każdy chce ugrać jak najwięcej. Takie są prawa rynku. Inna rzecz, że coraz częściej dla wielu osób pierwszokomunijne „świętowanie” niewiele ma wspólnego z wiarą, zatem całość uwagi skupia się na imprezie i souvenirach.​ Problem prezentów, a co za tym idzie „zmaterializowania” naszych relacji, jest jednak znacznie szerszy. Zjawisko stanowi pochodną ogólnego procesu cywilizacyjnego, gdzie „mieć” jest ważniejsze od „być”. Narasta przekonanie, że wszystko można kupić - także miłość dziecka.
17/2018 (1189) 2018-04-25
Od 75 lat las pod Lipinami w gminie Przesmyki skrywa mroczną tajemnicę. Jesienią 1943 r. Niemcy zamordowali tutaj grupę Romów. Ich zwłoki wrzucono do dwóch wielkich dołów i przysypano ziemią. Ślady mogił zaciera czas.

W Lipinach ruch na polach i w ogrodzie - wiosna nie pozwala siedzieć w domu. Ale to już nie to samo, co dawniej. – Kiedyś to było! - mawiają ci, którzy pamiętają nie tak znowu odległe czasy świetności wioski usytuowanej na granicy powiatu siedleckiego i łosickiego: dom w dom - gospodarz z krwi i kości, taki, któremu robota aż pachnie! Z ziemi żywicielki wyciągali wszystko. Wiadomo - szlacheckie gniazdo - kwitują z uznaniem ci, którzy hasło „Lipiny” wiążą z przeszłością tej części dawnej ziemi drohickiej i gniazdem rodowym szlacheckiego rodu Lipińskich herbu Gozdawa. Dzisiaj - przyznają sami mieszkańcy.
16/2018 (1188) 2018-04-17
Świętość rodzi się w zwyczajności niekoniecznie naznaczonej doskonałą miłością, siedmiomilowymi susami, głębokimi duchowymi poruszeniami. Może dlatego tak często czujemy zniechęcenie, poddajemy się bez walki, kwalifikując a priori nasze wezwanie do bycia świętymi jako coś nierealnego, bajkowego? Bo zbyt dobrze znamy siebie?

Na początek ewangeliczna migawka. Wiele na temat relacji, jakiej pragnie Jezus, może nam powiedzieć spotkanie apostołów ze Zmartwychwstałym nad Jeziorem Tyberiadzkim (por. J 21,1-19). Najpierw Go nie rozpoznali. Na Jego zachętę zarzucili sieci, choć wiedzieli („robiąc” w tym fachu od lat), że czynność nie ma sensu. Wyciągnęli ją pełną ryb! Jako pierwszy Mistrza rozpoznaje Piotr. Spanikowany rzuca się w morze, spodziewając się surowej nagany za zdradę, niedotrzymane obietnice. Żadna z obaw jednak się nie materializuje…
16/2018 (1188) 2018-04-17
Stanisław Szymani ma 68 lat. Mieszka w Białej Podlaskiej. W 2011 r. zachorował na raka prostaty. Kosztowne leczenie przekracza możliwości finansowe rodziny. Stąd apel o wsparcie!

W trakcie leczenia pan Stanisław poddawany był wielu zabiegom i terapiom. Podawano mu hormony i sterydy. Przeszedł cykl chemioterapii. Zakwalifikowany był także do programu terapeutycznego. Przez kilka miesięcy mężczyzna przyjmował lek Zometa [stosowany w zapobieganiu powikłaniom kostnym u osób z zaawansowanym nowotworem atakującym kości - przyp.]. Niestety, nie był on refundowany, a zakup z własnych środków znacznie obciążył budżet rodziny. Następnie wdrożono do terapii Abirateron. S. Szymani przyjmował ten lek przez trzy miesiące, jednak okazał się on nieskuteczny. Obecnie włączono do leczenia Xtandi. Kilkumiesięczna kuracja nowym lekiem przynosi efekt - proces chorobowy został zahamowany. Problemem pozostaje jednak wysoki koszt terapii.
15/2018 (1187) 2018-04-11
Ojcem, matką zostaje się na zawsze. Sztuką jest jednak umieć usunąć się na bok. Jeszcze trudniejsze zadanie to tak wychować dzieci, aby przygotować je do opuszczenia domu i podjęcia życiowej samodzielności - być blisko, ale zarazem zachować mądry dystans.

Do zakrystii przychodzi starsza pani. „Proszę księdza, chciałabym zamówić Mszę św. w rocznicę ślubu syna”. „Proszę bardzo” - odpowiada ksiądz. Ustalają termin, godzinę Eucharystii. Pada prośba o podanie imion jubilatów. „Wojciech” - mówi kobieta. „A jakie jest imię synowej?” - dopytuje kapłan. „A to ją też trzeba podawać?...” - pyta zdziwiona. To anegdotka, jedna z wielu, pokazująca z przymrużeniem oka relacje: synowa/zięć - teść/teściowa. Fakt: nie biorą się znikąd. Ale też sztuką jest nauczyć się śmiać z siebie, złapać dystans pozwalający skutecznie rozładować napięcia wynikające z konfrontacji inności, trudności w pogodzeniu się z przemijaniem, koniecznością wzięcia odpowiedzialności za swoje życie przez młodych i - z drugiej strony - usunięciem się na bok przez starszych. Nie zawsze jest jednak do śmiechu.
15/2018 (1187) 2018-04-11
Symbolem Bractwa są stópki dziecka w 11 tygodniu życia prenatalnego. Te małe, a jednak wielkie stópki przypięte do klapy marynarki prowokują i ewangelizują… Są świadectwem, że człowiek od momentu poczęcia jest cudem.

Cel przyświecający powstaniu Bractwa Małych Stópek (BMS) z siedzibą w Szczecinie jest jasno określony: obrona wartości życia od poczęcia do naturalnej śmierci oraz godność jego przekazywania. „W czasach, gdy ludzkie istnienie jest tak bezlitośnie niszczone w imię obrony wolności drugiego człowieka, czujemy się zobowiązani do wspólnego interweniowania w życiu publicznym i przestrzeni medialnej” - deklarują w imieniu tych, którzy nie mają prawa głosu. Swoją działalność ukierunkowują na integrację środowiska obrońców życia, zarówno indywidualnych, jak i działających w organizacjach pro-life, aby wspólnymi siłami formować i edukować społeczeństwo. Zadaniem BMS jest także promowanie odpowiedzialnego rodzicielstwa.
14/2018 (1186) 2018-04-04
Nic nie trzyma człowieka w niewoli tak mocno, jak grzech. Rzecz jasna, różni „nowocześni” ludzie w tym momencie zdecydowanie zaprzeczą! - To Biblia, nauczanie Kościoła więzi ludzkiego ducha! - zaprotestują. - Bóg dał nam przykazania, które zaczynają się od słów „nie będziesz”. Czyżby więc Bóg chciał nam w ten sposób odebrać wolność, którą uprzednio nam dał, stwarzając nas? - zapytają inni.

Lubię opowiadanie zamieszczone obok. Bardzo sugestywne, dedykowana dzieciom, ale przecież mające głębokie potwierdzenie w życiowym doświadczeniu każdego z nas. Nic tak mocno nie jest w stanie sparaliżować człowieka jak grzech. Doskonale byli tego świadomi funkcjonariusze peerelowskich służb bezpieczeństwa, którzy na nim budowali - z jakąś wręcz demoniczną skutecznością - cały zbrodniczy system. Tak trzymano w szachu ludzi różnych stanów i profesji.
14/2018 (1186) 2018-04-04
Kilka dni temu prezydent zawetował tzw. ustawę degradacyjną, na mocy której miały zostać odebrane stopnie wojskowe m.in. generałom Jaruzelskiemu i Kiszczakowi. Wskazał na kilka dość istotnych niejasności prawnych, które - pomimo klarowności intencji ustawodawcy i niewątpliwej słuszności inicjatywy posłów prawicy - mogłyby uczynić ją wadliwą prawnie.

Prezydent wskazał na kwestie natury moralnej wprowadzenia ustawy: czy można karać osoby, które już nie żyją? Nieżyjący nie mają też możliwości odwołania się od decyzji. Rzecz jasna, rozpętała się burza komentarzy, krytyki i pochwał, płynących zarówno od lewicy, jak i z prawicy sceny politycznej. W chwili, gdy czytacie Państwo ten tekst, zapewne dyskusja trwa nadal. Prawda jest taka, że Polaków w małym stopniu ona obchodzi. Dotyczy symboli, spraw dalekich od codziennych egzystencjalnych dylematów. Może dlatego tak jest, że przez minione dziesięciolecia w jakiś tragiczny sposób zostało w nas zachwiane, zdeformowane poczucie sprawiedliwości społecznej?
13/2018 (1185) 2018-03-28
Zastanawiamy się nieraz, czy w życiu koniecznie trzeba otrzeć się o grób, by nie przegapić świtu poranka... Chyba tak. A wtedy nadchodzi On - nasz Zbawca!

Kiedy Bożena wychodziła za Artura, wszyscy - jak jeden mąż - przestrzegali ją, że w jego rodzinie króluje alkohol. Bo niby jaki ojciec, taki syn… - Ale on był inny. Był dobry - podkreśla. Przywołuje pierwsze lata rodzinnego szczęścia, kiedy rodziły się ich dzieci, zadomawiali na swoim… „Grobem”, o który rozbiły się nadzieje na dalszą pomyślność, okazało się bankructwo firmy męża. - Artura oszukał wspólnik. Na długi i kredyty poszedł majątek naszego życia. Sprzedaliśmy dom, przenieśliśmy się do moich rodziców. Wtedy się zaczęło… - nawiązuje do początkowych epizodów, a później już pijackich ciągów, w jakie wpadał Artur. Pytana, skąd brała siły do walki o trzeźwość męża, Bożena wskazuje na wierność przysiędze małżeńskiej: „na dobre i na złe”.
13/2018 (1185) 2018-03-28
To było jej obsesją przez całe życie. - Gdybym wiedziała, że żyją. Albo przynajmniej, co się z nimi stało - mówiła - łatwiej by mi było umierać.

Luty 1939 r. Helenka stoi w oknie kamienicy, której pierwsze piętro zamieszkuje doktor Weingott. Helenka jest tu od tygodnia. Ma się zajmować dziećmi pana doktora. To sześcioletni Rysio i ośmioletni Tadzio. Teraz chłopcy jedzą podwieczorek, a Helenka w tym oknie zastanawia się, czy tak samo słońce zachodzi w jej rodzinnej wsi. I czy ludzie z taką samą jak ona trwogą przyglądają się krwistoczerwonemu horyzontowi. Jesienią Helenka skończyła 16 lat i już drugi raz jest w Siedlcach. Tyle że teraz na dłużej. Przyjdą roboty, żniwa - trzeba będzie wracać. Starsza siostra, Stasia, pewnie tu zostanie. Doktor od dawna chwali jej kulinarny talent. No i Stasia jest taka bardziej „miastowa”. A Helenka boi się tego całego rejwachu, tych nieprzyjaznych ulic i samych obcych ludzi.