Komentarze
Kratka czy kartka?

Kratka czy kartka?

No i wszystko jasne. Listy uczestników prestiżowego konkursu „Wybraniec narodu jesień AD 2018” zamknięte i wydrukowane. Już na pierwszy rzut oka widać, że wielu dawnym towarzyszom i przyjaciołom tym razem jest nie po drodze...

Ale że natura, a tym bardziej polityka, nie znosi próżni, to dla równowagi niektórzy wrogowie znów stali się kompanami - dając do zrozumienia, że właśnie dojrzeli do zmian, przeżyli nagły zwrot i porzucili swoje dotychczasowe przekonania. Już kilkanaście dekad temu ktoś mądry zauważył, że tylko krowa nie zmienia poglądów, za to świnia zawsze; i że człowiek wprawdzie może wyjść z polityki, ale polityka z człowieka niekoniecznie.

Ale mniejsza o to. Wyścigi na obietnice, czy jak kto woli kampania wyborcza, w pełnej krasie. Polak patrzy, słucha i niedowierza. Kilometry nowych dróg, chodników i ścieżek rowerowych. Nowoczesne żłobki, przedszkola, zakłady pracy. 50 zł miesięcznie dla każdego ucznia na kino, kasa za czerwone paski na świadectwach, bezpłatne taksówki i komunikacja miejska, darmowe zupy dla seniorów… i póki co – oferta nie do przebicia: 1 tys. zł tygodniowo na każde dziecko, w tym poczęte. Ta ostatnia propozycja to nie żart. Tak przynajmniej deklaruje kandydat na prezydenta jednego z miast na wschodzie Polski. No i oczywiście – nośny i niezwykle popularny ostatnimi czasy: „plus” do wszystkiego.

Aż żal, że wybory są tak rzadko. Choć z drugiej strony nie ma co ubolewać, bo – jak słusznie zauważył niedawno jeden z szermierzy praworządności – „przed nami 21 szczególnych miesięcy, w czasie których będziemy mieli aż cztery kampanie wyborcze”. A zatem, niech nikogo niebawem nie zdziwi widok wsłuchującego się w głos ludu polityka, który, przytakując, w pewnej chwili wyrżnie czołem o własne migdałki. Stare indiańskie przysłowie mówi, że jeśli nie możesz pokonać swojego wroga, to się do niego przyłącz. Tymczasem mydlące nam oczy polityczne kameleony idą o krok dalej. Oni już nie tylko chcą się przyłączać. Oni pragną stać na czele.

Ostatnio w skrzynce na listy, wśród kilkudziesięciu ulotek z fotografiami ludzi szczerzących do mnie zęby i kolejny raz obiecujących mi nowy chodnik i wodociąg w wiosce (odkąd sięgam pamięcią będzie to już chyba trzecia rura z wodą i piąta szeroka ścieżka z kostki brukowej), znalazłem instrukcję komisarza wyborczego. Z niewielkiej kartki można się m.in. dowiedzieć, gdzie należy postawić znak „X”, aby oddany głos był ważny. Autor ulotki tłumaczy również, cóż to jest ów tajemniczy „X”. Otóż, jak się okazuje, to „co najmniej dwie linie przecinające się w obrębie kratki”. Kratki a nie kartki, jak w pierwszej chwili opacznie przeczytałem.

Gdy zza wycieraczek samochodu, oczek siatki ogrodzeniowej i różnych dziwnych miejsc wyjmowałem kolejne uśmiechnięte facjaty uroczych pań i przystojnych panów obiecujących mi już nie tylko gruszki na wierzbie – pomyślałem, że moja drobna pomyłka sprzed kilku dni może i ma jakiś sens. Bo skoro wszyscy chcą bezinteresownie – a pamiętajmy, że do polityki nie idzie się dla pieniędzy – poświęcać się dla mojego dobra, to dlaczego mam narysować dwie przecinające się kreski tylko w obrębie jednej kratki? Może o wiele uczciwiej byłoby zrobić to w obrębie jednej kartki? Ot, takie filozoficzne pytanie na przednówku wyborczego maratonu.

Leszek Sawicki