Między wami a nami będzie tylko miecz
W sobotę świat dowiedział się, że po ponad 19 wiekach na tym terenie nie ma już żadnego chrześcijanina. Wyznawcy Chrystusa uciekający z Mosulu zostali zatrzymani w punktach kontrolnych przez milicję iracką, która ograbiła ich z najcenniejszych rzeczy, zarekwirowała samochody i kazała kontynuować ucieczkę pieszo.
W niedzielę, 20 lipca, w czasie modlitwy Angelus Domini papież Franciszek z bólem modlił się za prześladowanych chrześcijan i wzywał do modlitwy wszystkich wierzących. Tymczasem w Mosulu trwa niszczenie wszystkiego, co chociaż minimalnie związane jest z wiarą w Jezusa. Usunięto krzyże ze wszystkich 30 kościołów i klasztorów, przekształcono także syrokatolicką katedrę w meczet, zaś świątynie, których nie zamieniono na meczety, zostały spalone, zniszczone i splądrowane. Ponadto lider ISIL nakazał obrzezać wszystkie dziewczęta i kobiety znajdujące się w obrębie utworzonego przez niego kalifatu. Polecił także rodzicom posiadającym córki, by wydali je za mąż za bojowników.
Ta ostatnia informacja zszokowała świat polityczny i medialny. Ale od czegóż są „niezależni eksperci”. Natychmiast pojawiło się dementi, którego jedynym uzasadnieniem była informacja, że nie można wierzyć doniesieniom o obrzezaniu kobiet w wieku od 14 do 46 lat, ponieważ na tereny zajmowane przez irackich rebeliantów nie mają dostępu dziennikarze, w związku z czym nie mogą oni potwierdzić, że jest tak, jak podano w newsie. Podobnie było z wieścią, iż w ręce islamistów z ISIL wpadły materiały radioaktywne. Natychmiast puszczono w obieg wyjaśnienia Agencji Atomistyki, że są one niskiej jakości. Zastanawiająca jest ta szybka reakcja, by tylko uspokoić światek zachodni, że nie ma się czego obawiać. Niestety, w medialnym szumie właśnie usypianie czujności świata zachodniego jest najgorszym kłamstwem.
„Między tym bajzlem a mną jest odtąd wojna”
W 1973 r. francuski pisarz Jean Raspail opublikował książkę „Obóz świętych”. Uznana 41 lat temu za całkowitą fikcję i bełkot zagorzałego konserwatysty oskarżanego o ksenofobię i rasizm dzisiaj wydaje się być niedostrzeżonym zwiastunem klęski. Słowa zacytowane w śródtytule są słowami paryskiego suterena – Sollacaro – który widząc najazd arabskich i hinduskich hord, zrozumiał, że w świecie zachodnim nawet grzech miał znamiona cywilizacji.
Wiem, że w ustach księdza te słowa mogą razić, lecz czy nie warto zastanowić się nad ich treścią, a właściwie nad tym, co ginie na naszych oczach? Rebelianci z ISIL nie są zwykłymi rabusiami owładniętymi żądzą krwi i opętanymi zideologizowaną religią. To ludzie, którzy doskonale znają historię. Wskazuje na to chociażby opublikowany w internecie film, w którym bojownicy odwołują się do imperium muzułmańskiego obejmującego tereny dzisiejszej Grecji, Bułgarii, Rumunii, krajów dawnej Jugosławii, a także całość Hiszpanii, nie wspominając już o południu Afryki. Co więcej, wspominają również o podboju Austrii. Można powiedzieć, że to mrzonki. Ale mrzonki te jako żywo przypominają to, z czym mieliśmy do czynienia w XVII w. Planom, których finałem miało stać się zamienienie w stajnie sułtańskie Bazyliki św. Piotra w Rzymie, kres położył król, który w liście do papieża umiał przyznać, iż to „Deus vicit”. Jan III Sobieski, bo o nim mowa, Europie będącej już na przedprogach oświeceniowej walki z religią, rozbitej przez wieszczący absolutyzm w każdym wymiarze pokój augsburski (czyja władza, tego religia), potwierdzony potem pokojem westfalskim, przypomniał zasady cywilizacji łacińskiej.
A cóż my dzisiaj mamy jako broń przed inwazją? Nic, dosłownie nic. Zamysły różnych lewicowych i lewackich głów mówiące o tzw. inkulturacji, która pozwala na to, by na londyńskiej ulicy muzułmanin, powołując się na Koran, mógł zaszlachtować żołnierza brytyjskiego? Prawa człowieka, które służą do tego, by szerzyć dostępność aborcji i eutanazji, zamiast bronić ludzi? Trybunały nakazujące człowiekowi biorącemu udział w zamachu na innych wypłacić 130 tys. euro, bo nie miał ciepłej wody w więzieniu? Polska szlachecka, chociaż dzisiaj o tym się zapomina, wypracowała właśnie na bazie chrześcijańskiej koncepcji społecznej umiejętność współżycia różnych wyznań i nacji. Powodem tego był fakt, że stanowione prawo nie było li tylko wyrazem opinii i mrzonek poszczególnych „mniejszości”, ale miało oparcie w prawdzie o człowieku i o Bogu jako gwarancie sprawiedliwości.
Trzeba było myśleć, zamiast się bawić!
Ta przestroga również pochodzi z książki Jeana Raspaila. Wypowiada je redaktor jednej z gazet konserwatywnych wieszczący rychły upadek cywilizacji. Nie jest to jednak defetyzm, tylko dość dobre podsumowanie działań w Europie tzw. postępowców. Dzisiaj można postawić pytanie: kto nas obroni? Nas, to nie znaczy duchowieństwo czy też Kościół katolicki, ale raczej nas jako ludność Polski i Europy. Tęczowi przebierańcy, rozhisteryzowane emo (którego już nie można nazwać smarkaczem), młodzi wykształceni z wielkich miast, a może pozbawieni tradycji i historii licencjaci produkowani na potęgę (bo do zawodu trzeba charakteru i wytrwałości)? A może wydaje się nam, że to jeszcze daleko przed nami? Zacytuję fragment książki Raspaila, który tak pisał o Szwajcarii (będącej poza „otwartą Europą”): „Szwajcaria bowiem – ona też! – była podminowana od wewnątrz. Bestia i tutaj ryła swe podkopy, ale tak ostrożnie, że grunt pod nogami zaczął się zapadać znacznie później. I wreszcie, również Szwajcaria, uległa intelektualnej pokusie. Jej upadek był znacznie bardziej przyzwoity. Słynna ostoja neutralności miała jeszcze pewne wpływy, więc aby ją dopaść i zatrąbić „Już ją mamy!” – założono rękawiczki. Od wewnątrz i z zewnątrz presja stawała się coraz silniejsza. Jak drugie Monachium. Nie do obrony. Szwajcaria zmuszona została do negocjacji. Nie mogła tego uniknąć. Dzisiaj podpisała… Dziś o północy jej granice zostały otwarte”.
Dlatego śmieję się jak norka, gdy słyszę, że najważniejszym elementem naszego wejścia do UE są otwarte granice. Nie trzeba podkopów, gdy drzwi wyłamane.
Ks. Jacek Świątek