Historia
Źródło: Arch
Źródło: Arch

Muzeum Historii Kocka

Nowa, multimedialna placówka muzealna w Kocku, wskazywana jako jedna z najnowocześniejszych na Lubelszczyźnie, działa od niespełna dwóch miesięcy. - To muzeum samo opowiada o historii - ocenia Adam Świć.

Oficjalne otwarcie i poświęcenie Muzeum Historii Kocka, mieszczącego się w budynku biblioteki przy ul. Marcina Stępnia 6, miało miejsce 14 grudnia, stając się ukoronowaniem trwających przez cały 2017 r. obchodów 600-lecia praw miejskich. Zanim w 2014 r. rozpoczęły się przymiarki do utworzenia miejsca eksponującego bogatą przeszłość Kocka, w mieście istniała Wojskowa Izba Pamięci. Poświęcona była zaledwie jednemu rozdziałowi historii tego miejsca na mapie - bitwie pod Kockiem. Na rozmach prac przy projektowaniu i realizacji projektu multimedialnej placówki oraz pomieszczeń służących kulturze na drugim piętrze budynku pozwoliło dofinansowanie, jakie miasto pozyskało z Narodowego Programu Rozwoju Czytelnictwa. Wyniosło ono 2 mln zł. Wkład własny samorządu to ponad 600 tys. zł.

Koncepcję MHK opracowały dwie krakowskie firmy (ich dziełem jest również m.in. nowe oblicze Muzeum Czynu Bojowego Kleeberczyków w Woli Gułowskiej). Przygotowanie projektu trwało kilka miesięcy. Jego autorzy bazowali na publikacjach nt. historii Kocka i okolic, uwzględnili również sugestie mieszańców, m.in. burmistrza Tomasza Futery – z wykształcenia i zamiłowania historyka, regionalistki Marii Kowalewskiej czy Sylwii Dmowskiej z Domu Kultury.

 

Osiem sal

 

Poznając w muzeum ważne etapy funkcjonowania Kocka i życia miejscowej społeczności – od czasów prehistorii – zatrzymujemy się na XV w., kiedy Kock – wówczas własność biskupów płockich – otrzymał prawa miejskie z rąk króla Władysława Jagiełły, co zapoczątkowało dynamiczny rozwój miasta. Dalej toczy się opowieść o późniejszych właścicielach miasta: rodzinie Firlejów oraz księżnej Annie z Sapiehów Jabłonowskiej. Następnie przenosimy się do klimatycznego miasteczka pełnego Żydów i poznajemy chasydzką tradycję Kocka. Pochylić się trzeba również nad Kockiem w okresie zaborów i powstań narodowych i zapoznać z wywodzącymi się stąd bohaterami. Zwiedzanie kończy historia ostatniego boju, jaki stoczyło tu regularne Wojsko Polskie pod dowództwem gen. Franciszka Kleeberga w 1939 r.

Ideą przewodnią było zobrazowanie historii małego miasta w taki sposób, by rzucała ona światło na historię Polski. Zamysł ten zrealizowano w ośmiu salach. Tylko jedna z nich, dedykowana kleeberczykom, prezentuje materialne dziedzictwo. Pozostałe – począwszy od tej poświęconej ziemi kockiej w czasach prehistorycznych – wprowadzają w przeszłość za pomocą grafiki, multimediów i scenografii.

 

Cztery godziny w muzeum

 

To muzeum dla każdego, niezależnie od wieku – podkreślają jego twórcy. Znawcy i pasjonaci historii znajdą w nim to, na czym zależy im najbardziej: dużą dawkę wiedzy. Jak wynika z eksperymentu przeprowadzonego przez pracowników Domu Kultury, aby zapoznać się z całością zaprezentowanego w muzeum materiału, tj. przeczytać informacje udostępnione w elementach scenografii, obejrzeć wszystkie prezentacje, przejrzeć ekrany dotykowe i wysłuchać historii mówionych, trzeba zarezerwować około czterech godzin (chociaż zwiedzanie trwa z reguły około godziny). Na najmłodszych gości, którzy na edukację dużego formatu nie są jeszcze gotowi, czeka dobra zabawa: można zamienić się w archeologa, poobserwować przez lunetę przyrodę, ustawić makietę średniowiecznego miasta czy… zmierzyć się z puzzlami, by odtworzyć grafiki Zygmunta Vogla.

 


Muzeum czynne od poniedziałku do piątku w godz. 9.00-17.00 oraz w weekendy. Wizyty grup i odwiedziny w weekend należy zgłaszać pod nr tel. 81-859-11-10 i 501-699-518 lub na adres: domkultury.kock@wp.pl. Bilety: 3 zł dzieci i młodzież szkolna, 5 zł dorośli.

Do końca czerwca br. mieszkańcy miasta i gminy Kock mogą zwiedzać muzeum bezpłatnie.


Muzeum samo opowiada o historii

PYTAMY Adama Świcia, dyrektora Domu Kultury im. Księżnej Anny z Sapiehów Jabłonowskiej w Kocku.

 

Czy nowe muzeum zdążyła już odwiedzić większa część mieszkańców Kocka?

 

Myślę, że nie. Od momentu otwarcia placówki, tj. w ciągu półtora miesiąca, odwiedziło ją ok. 1,5 tys. zwiedzających, podczas gdy Kock liczy ok. 3,5 tys. mieszkańców, a cała gmina 7 tys. Coraz częściej pojawiają się grupy spoza naszego terenu, i to nie tylko szkolne. W ubiegłym tygodniu gościliśmy liczną grupę z Uniwersytetu Trzeciego Wieku w Radzyniu Podlaskim, była też duża wycieczka z Warszawy. Zapowiadają się kolejne grupy gości zagranicznych, z Izraela i Rosji. Od wiosny spodziewamy się natomiast wysypu wycieczek szkolnych.

Dodam, że teraz w Kocku można spędzić na zwiedzaniu prawie cały dzień. Poza Muzeum Historii Kocka mamy niezwykle ciekawe muzeum parafialne.

 

Dwa muzea uruchomione w tym samym mieście, w tym samym roku nie wchodzą sobie w drogę?

 

Przeciwnie – są zupełnie inne i swoją ofertą świetnie się uzupełniają. Muzeum parafialne bazuje na wielu eksponatach, które prezentowane są z wielkim pietyzmem, ma charakter bardziej tradycyjny.

 

W Muzeum Historii Kocka nie ma przewodnika podsuwającego zwiedzającym wiedzę na talerzu…

 

Muzeum narracyjne „prowadzi” gości tak, że obecność przewodnika nie jest konieczna. W każdej z sal czekają prezentacje filmowe, animowane lub aktorskie, ekrany dotykowe czy stanowiska odsłuchowe, które zwiedzający sami uruchamiają. Trzeba tylko słuchać intuicji. To muzeum samo opowiada o historii.

Oczywiście – jeśli goście sobie życzą – pracownicy Domu Kultury towarzyszą im przy zwiedzaniu, zwracają uwagę na najważniejsze rzeczy, pomagają, wyjaśniają. Jeśli ktoś woli przejść sale muzealne sam, przyjrzeć się dawnym dziejom w swoim tempie, nie ma problemu.

 

Elektronika nie stanowi bariery dla tej grupy zwiedzających, którzy przyzwyczajeni są do innych form prezentacji muzealnych?

 

Obserwuję przede wszystkim zadowolenie i zaskoczenie, że w małym miasteczku mogła powstać placówka bazująca na nowoczesnych technikach przekazu. Osoby, które zwiedzają muzeum, nie kryją zachwytu.

 

Na co stawia muzeum w takiej postaci?

 

Nie dysponując eksponatami, które rzucają na kolana, musimy oprzeć opowieść o historii na filmach i grafice. To jest współczesność. Takie są trendy w muzealnictwie. Skoro technika pozwala takie rzeczy robić, dlaczego jej nie wykorzystać?

To, co nazywam kuchnią techniczną, naprawdę imponuje. Efekt, jaki zyskujemy dzięki rzutnikom multimedialnym, monitorom telewizyjnym itd., jest naprawdę niesamowity. Staraliśmy się przy tym, żeby technika nie zdominowała przekazywanych treści. Myślę, że to się udało. Na plan pierwszy wysuwa się fascynująca opowieść o historii. Technika nam w tym pomaga.

 

Nie obawia się Pan następstw swego rodzaju statyki? Tradycyjne muzeum oferuje nowe, zwykle czasowe wystawy, eksponaty się zmieniają; tutaj – brakuje takiej perspektywy.

 

Właściwie nie powiedzieliśmy jeszcze ostatniego słowa. Muzeum rzeczywiście przez jakiś czas pozostanie w tej formie, jaka została dofinansowana. Nie przekreśla to możliwości zmiany aplikacji, uzupełniania czy zmieniania treści na ekranach dotykowych, dodawania kolejnych tematów.

Mamy w planach przeprowadzanie lekcji muzealnych. Dzieci i młodzież przychodzić będą na taką lekcję do konkretnej sali i tutaj zagłębiać się w wiedzę dotyczącą danego okresu historycznego, w nawiązaniu do programu nauczania.

 

Co Pana Dyrektora ujmuje w wachlarzu prezentowanych w Muzeum Historii Kocka tematów?

 

Postać księżnej Anny Jabłonowskiej. To osoba istotna dla Kocka, ale i dla Polski końca XVIII w. Mało kto wie, że księżna finansowała konfederację barską, że do jej kockiej siedziby przybywały koronowane głowy: cesarz Austrii, car Rosji, król Stanisław August Poniatowski. Wiemy o niej sporo, ale ciągle tę wiedzę uzupełniamy. Sala w muzeum poświęcona księżnej Jabłonowskiej, stylizowana na jej pałacowy pokój, robi duże wrażenie na zwiedzających. Możemy się w niej poczuć jak przeniesieni w czasie i przestrzeni. Wchodzimy, nagle ożywa okno pałacowe, pojawiają się historyczne postacie w pięknych strojach z epoki odwiedzające Kock, a księżna Anna z portretu zaczyna sama opowiadać o swoim życiu…

 

Dziękuję za rozmowę.

LA