Nie herb, ale szlachetna dusza
Rodzinne drzewo genealogiczne, strona internetowa Strusowie ze Strus (strus.org), publikacja o historii wsi Strusy i wkład w piękny jubileusz jej 600-lecia to niepodważalne dowody i Pańskiej tożsamości, i wielkiej dociekliwości…
Jakieś dziesięć lat temu znajomy ksiądz przesłał mi kopie kilku dokumentów dotyczących moich przodków. Zadziało to na moją ciekawość jak woda na młyn. Swoim dzieciom mówię, że gdyby w naszym domu zbić tynki, to oczyma wyobraźni można by na każdej z cegieł zobaczyć imię jednego przodków i członków jego rodziny z 15 pokoleń żyjących przed nami w Strusach. Ten dom odziedziczyłem po rodzicach, którzy dziedziczyli po swoich rodzicach, tamci po swoich i tak dojdziemy do początków XV w.
Każde pokolenie przekazywało coś następnemu i w ten sposób jestem spadkobiercą i dłużnikiem ich wszystkich.
Często wydaje się nam, że coś należy się nam ot tak, po prostu, ale na dobrą sprawę to, czym jesteśmy, ma swój początek w przeszłości. Odkrywanie korzeni jest w moim przypadku formą wdzięczności.
Podobnie mocno jak z „pniem”, czuje się Pan związany z rodową wioską?
Urodziłem się w Strusach w 1949 r. Mój ojciec był w 15 pokoleniu potomkiem Wita ze Strus, prawdopodobnego pierwszego osadnika. Ze Strus wyjechałem, mając 14 lat, do szkoły średniej. Ponieważ moi starsi bracia wyjechali wcześniej, tata liczył, że to ja przejmę po nim gospodarkę. Miał nadzieję, że wrócę, bo z opowieści wiem, że wychodził czasami za stodołę i patrzył w dal, jakby kogoś wypatrywał. Kiedy poszedłem na studia i oczywistym stało się, że na wieś nie wrócę, rodzice sprzedali gospodarstwo i zamieszkaliw Piasecznie. Kiedyś mówiło się, że szlachcic jest tak silnie przywiązany do ziemi, że zostaje to w nim do końca życia. Coś w tym jest. 27 sierpnia tego roku, po uroczystościach jubileuszowych, na siedlisku, które od moich rodziców – Strusów „po Leonie”, kupili Strusowie „po Teofilu”, zrobiliśmy spotkanie w mniejszym rodzinnym gronie, a na stodole zawiesiliśmy cztery fragmenty drzewa genealogicznego – łącznie ok. 2 tys. osób.
Tak tworzy się historię albo – jak kto woli – odtwarza, a to zawsze rodzi dużo emocji. Potwierdzeniem jest strona internetowa, która żyje dzięki kolejnym wpisom, komentarzom i dyskusjom.
Strona powstała w 2021 r., kiedy stery w niewielkiej rodzinnej firmie, którą prowadziłem, przekazałem synom. A że wolny czas trzeba było jakoś zagospodarować, zająłem się administrowaniem blogiem internetowym.
Okazuje się, że najwięcej dyskusji wywołuje heraldyka. Może dlatego, że łatwiej jest pochwalić własnym herbem po przodkach niż zgłębiać historię rodu – tym bardziej że w przeszłości Rosjanie i Niemcy spalili lub skradli wiele dokumentów, a więc źródła poznania historii rodzinnej. Wioski między Bugiem a Liwcem zamieszkane były głównie przez szlachtę cząstkową. Zygmunt Gloger mówił o szlachcicu podlaskim: na jednym ramieniu miecz, na drugim pług niesie. Tak naprawdę nasi przodkowie nie używali herbu na co dzień. Korzystali z niego tylko wtedy, gdy trzeba było obronić się przed zarzutem nieszlacheckiego pochodzenia. W zbiorze ok. 1,2 tys. dokumentów sądowych dotyczących Strusów herb jest wspomniany tylko trzy razy. Wydaje się, że dla naszych dziadów najważniejsza była bona fama, czyli dobra opinia. Herb nie był do tego potrzebny, „okolica” i tak wiedziała, kto jaki jest. Podoba mi się myśl pewnego francuskiego myśliciela: „tytuły szlacheckie same w sobie nie mają żadnej wartości, jeśli nie są poparte cnotą nazywaną szlachectwem duszy”. Podobnie jest z przywiązaniem do herbu.
I to od herbu tak naprawdę zaczęło się badanie historii rodziny Strusów.
W 2014 r. ukazała się publikacja „Dzieje podlaskiej rodziny herbu Jastrzębiec” autorstwa Roberta Wiraszki oraz dr. Tomasza Jaszczołta. Sądząc po treści i okładce książki, jednym z celów publikacji było uzasadnienie wyboru herbuprzez jedną z gałęzi rodu. Autorzy na podstawie 425 zapisków z ksiąg sądowych odtworzyli genealogię Strusów do mniej więcej końca XVI w. Zapytałem sam siebie, czy nie warto szukać dalej. Jedynym źródłem wiedzy o dziejach wiosek powstałych w tym samym czasie co Strusy są księgi sądowe starostwa drohickiego. Zawłaszczając część polskich ziem, Rosjanie wywieźli w XVIII w. ok. 400 ksiąg sądowych do Petersburga. W latach 60 ub.w. część z nich powróciła i znalazła się w Archiwum Głównym Akt Dawnych, reszta trafiła do Mińska białoruskiego. Jesienią 2022 r. spędziłem w tamtejszych archiwach ok 120 godzin. Przejrzałem kilkadziesiąt ksiąg, wynotowując wzmianki o Strusach. Zamówiłem i zakupiłem skany tych dokumentów. Potem zostały one przetłumaczone z łaciny. W sumie przejrzałem ok. 200 tys. stron i dysponuję prawie 1,3 tys. zapisków dotyczących Strusów i wsi Strusy. Na ich podstawie można by opowiedzieć dzieje, które pomogłyby nam utrzymać tożsamość.
Czego nauczył się Pan o sobie i swoim rodzie?
Utwierdziłem się w tym, że nieocenioną wartością jest dla człowieka wolność. Strusowie ze Strus byli ludźmi wolnymi, chociaż ubogimi. W Strusach nigdy nie było dworu ani pańszczyzny Porównałem cztery wioski szlacheckie, w tym Strusy, z czterema „wioskami włościjańskimi”, gdzie osiedli osadnicy z Rusi Czerwonej lub Halickiej, po północnej stronie Liwca. Wynika, że w XV w. gospodarczo jedni i drudzy stali podobnie. Z upływem czasu potomkowie szlachty biednieli, ale byli cały czas wolni. Ci z Rusi szybko popadli w niewolę i żyli w znacznie większej biedzie. W Strusach poziom życia był wyższy, chociaż w porównaniu do dzisiejszych standardów cierpieli niedostatek. A mimo to z podpisów pod uchwałą scaleniową sprzed 100 lat wynika, że na 35 osób tylko pięć było niepiśmiennych, reszta podpisała się własnoręcznie. Byli to ludzie wolni i korzystający z wolności, mający swoje poczucie godności, chociaż – owszem – konserwatywni i nieufni wobec tego, co nowe. Zachowane protokoły z Paprotni mówią, że na 22 wsie w gminie w 1979 r. tylko w dwóch nie było grupy partyjnej ani podstawowej organizacji partyjnej PZPR. To Strusy i Łozy.
Na jakie pytania chciałby Pan jeszcze znaleźć odpowiedź w przeszłości?
Nie ma chyba takich pytań, ponieważ historia jest ciekawsza niż wyobrażenia i potrafi zaskakiwać. Nie prowadzę poszukiwań pod żadną tezę, tylko przyjmuję to, co znajduję. Mogę powtórzyć za J. Mackiewiczem: „Tylko prawda jest ciekawa”. Ukształtowała nas historia – ta niewymyślona, niewybielona.
A co zaskoczyło Pana, jeśli idzie o samych Strusów, ich życie codzienne, sąsiedzkie relacje itd.?
Zaciekawił mnie sposób kształtowania się nazwy osoby na przełomie XVI i XVII w., która z czasem stała się nazwiskiem. Jej część określająca miejscowość, w której żyła ta osoba, zamieniła się w określenie odprzymiotnikowe, np. Jan s. Jakuba z Czarnot stał się Janem Czarnockim, synem Jakuba, mieszkaniec Błonia – Błońskim. A ponieważ w wielu wsiach oprócz rodziny pierwszego osadnika żyły odrębne rodziny – po mieczu, tj. kawalerów, którzy ożenili się z pannami z rodu osadnika i osiedli na ziemi żony, stąd wszyscy otrzymali tę samą nazwę, która z czasem stałą się wspólnym nazwiskiem. To tłumaczy wielość herbów w różnych gałęziach rodziny, które de facto były odrębnymi rodzinami o tym samym nazwisku.
Zaskoczeniem był respekt dla prawa i zrównanie roli kobiety z mężczyzną. 500 lat temu, w 1525 r. przed sądem drohickim Paweł, Stanisław, Jan i Piotr oraz Jadwiga dziedzice ze Strus skarżyli się na Jana z Kamianki, podkomorzego drohickiego, że „źle i bez uzgodnienia z nimi wyznaczył granice pomiędzy Strusami a Brzozowem”. Synowie i córka Jakuba nie mieli żadnych oporów, aby wspólnie pozwać przed sąd urzędnika księcia litewskiego.
Trzecią rzeczą, dotychczas nieoczywistą, była w moim odczuciu europejskość tej ziemi. Jeśli zgodzimy się, że źródła cywilizacji europejskiej znajdują się na trzech wzgórzach: Golgocie (miłosierdzie chrześcijańskie), Akropolu (filozofia i sztuka Greków) i Kapitolu (sprawiedliwość i prawo Rzymian), okaże się, że to, co pochodziło z Golgoty i Kapitolu, w Strusach było respektowane już kilkaset lat temu. O tym nie mają pojęcia współcześni „pedagodzy wstydu” określający warunki, na których możemy uznać się za Europejczyków. Mój podlaski pradziad już w XV w. nie mógł być inaczej pozwany przed sąd niż na podstawie pisemnego pozwu. Tymczasem we Francji jeszcze w XVIII w. król mógł skazać na śmierć bez sądu i możliwości obrony.
Kilka lat temu zaraził Pan mieszkańców Strus pomysłem uczczenia 600-lecia. Udało się, a pamiątką obchodów i rocznicy są kamień i krzyż. Będzie ciąg dalszy?
Jubileusz pomyślany był jako okazja do zintegrowania się. Tak to zadziałało – trochę na zasadzie reaktywacji dawnych odpustów, które były okazją do wspólnej modlitwy i gościny. Tradycja odpustów zanikła, ale 27 sierpnia tego roku odżyła. Do większości mieszkańców przyjechały rodziny i po części oficjalnej spotkały się już w mniejszym gronie – piękna sprawa. Kiedy dzień później rozmawiałem z sołtysem, powiedziałem: Słuchajcie, za rok macie kolejną okrągłą rocznicę, 601… Drugi, dla mnie równie ważny jubileusz dotyczy chrześcijaństwa tej ziemi. Tu chrzest nie był narzucony przez panującego ani przyniesiony przez misjonarzy. Chrześcijaństwo zagościło z woli osadników, którzy, jak chrześcijanie z Abiteny, uważali: „Sine dominico non possumus” (bez niedzieli nie możemy). Stąd krzyż jako jeden z symboli upamiętnienia 600-lecia wsi.
Czy będzie ciąg dalszy? Jeśli idzie o historię Strus czy innych wiosek założonych przez szlachtę pochodzącą najczęściej z północnego Mazowsza, to ich historia jest w zasięgu ręki. Dostępnych jest kilkaset ksiąg drohickich. Przeglądać je mogą nawet uczniowie szkoły średniej.
Dziękuję za rozmowę.
LI