Rozmowa z Pawłem Bębenkiem, dyrygentem i kompozytorem,
współprowadzącym Międzyrzeckie Warsztaty Uwielbienia
Co zdeterminowało Pana drogę do dyrygentury? Czy wyklarowała się ona już w dzieciństwie?
Mali chłopcy najczęściej marzą o zawodzie policjanta, strażaka lub sportowca. Moje pragnienia były podobne. Fascynował mnie sport i tak też wyglądało moje dzieciństwo: dużo czasu na trenowanie sztuk walki, a w wolnych chwilach zabawa z kolegami w żołnierzy. Muzyka, owszem, towarzyszyła mi, ale bardziej jako sposób odpoczywania i szukania przestrzeni do wsłuchiwania się w siebie. Moje intensywne zainteresowania sportowe trwały do końca szkoły średniej. Trafiłem wtedy do duszpasterstwa oo. dominikanów w Krakowie, gdzie po raz pierwszy usłyszałem śpiew chóralny w pięknym wykonaniu a cappella. Właśnie tam zostałem najpierw chórzystą, ucząc się samodzielnie czytania nut. W czasie studiów zaczął się kolejny rozdział muzycznej przygody - śpiewanie w oktecie wykonującym przede wszystkim muzykę dawną a cappella bądź z akompaniamentem renesansowej lutni.
Co zdeterminowało Pana drogę do dyrygentury? Czy wyklarowała się ona już w dzieciństwie?
Mali chłopcy najczęściej marzą o zawodzie policjanta, strażaka lub sportowca. Moje pragnienia były podobne. Fascynował mnie sport i tak też wyglądało moje dzieciństwo: dużo czasu na trenowanie sztuk walki, a w wolnych chwilach zabawa z kolegami w żołnierzy. Muzyka, owszem, towarzyszyła mi, ale bardziej jako sposób odpoczywania i szukania przestrzeni do wsłuchiwania się w siebie. Moje intensywne zainteresowania sportowe trwały do końca szkoły średniej. Trafiłem wtedy do duszpasterstwa oo. dominikanów w Krakowie, gdzie po raz pierwszy usłyszałem śpiew chóralny w pięknym wykonaniu a cappella. Właśnie tam zostałem najpierw chórzystą, ucząc się samodzielnie czytania nut. W czasie studiów zaczął się kolejny rozdział muzycznej przygody - śpiewanie w oktecie wykonującym przede wszystkim muzykę dawną a cappella bądź z akompaniamentem renesansowej lutni.