Mieszkaniec Kąkolewnicy, peowiak Antoni Mazur zapisał w swych
wspomnieniach pod datą 16 listopada: (…)Straszna wiadomość:
Niemcy wyrżnęli naszych w Międzyrzecu! Ekspedycja karna!
Międzyrzec się pali! Bez wahania idziemy na odsiecz. Prócz
naszych są peowiacy z Turowa i Siedlanowa. Oddział liczy 35
piechoty i 8 kawalerzystów. Dowodzi Roman Makowski.
Rozkładamy się w okopach austriackich [z 1915 r. - JG] na skraju lasu z obu stron szosy pod Rzeczycą: siedmiu z lewej strony szosy, reszta z prawej. Łącznikiem - Lewczuk. Makowski wysyła p. Leskiego konno do Szaniaw, aby ostrzec nasze oddziały od Łukowa, bo Niemcy ustawili karabin maszynowy na spalonym młynie na przejeździe kolejowym. Mnie i bodaj młodego Kozłowskiego wysłano na zwiady. Widzimy, że karabin maszynowy Niemcy przenoszą z przejazdu do Rzeczycy. Międzyrzec się pali i słychać odgłosy wybuchających ręcznych granatów, czasami trzask karabinów. Nie wiemy, czy Niemcy w Rzeczycy tylko osłaniają Międzyrzec, czy maja zadania agresywne. Wracamy do linii i składamy meldunek. Wraca też i p. Leski z meldunkiem, że w Szaniawach i w okolicy żadnych polskich oddziałów nie znalazł. Zaczajeni w lesie widzimy, że idzie szosą jakiś cywil. Jesteśmy pewni, że to szpieg na zwiady. Pada rozkaz, aby go przepuścić. Przeszedł szosą las, wrócił i za chwilę ukazały się dwa auta, jedno pancerne, drugie ciężarowe pełne uzbrojonych Niemców. Są pewni, że las wolny. Nakazano nie strzelać bez rozkazu.
Rozkładamy się w okopach austriackich [z 1915 r. - JG] na skraju lasu z obu stron szosy pod Rzeczycą: siedmiu z lewej strony szosy, reszta z prawej. Łącznikiem - Lewczuk. Makowski wysyła p. Leskiego konno do Szaniaw, aby ostrzec nasze oddziały od Łukowa, bo Niemcy ustawili karabin maszynowy na spalonym młynie na przejeździe kolejowym. Mnie i bodaj młodego Kozłowskiego wysłano na zwiady. Widzimy, że karabin maszynowy Niemcy przenoszą z przejazdu do Rzeczycy. Międzyrzec się pali i słychać odgłosy wybuchających ręcznych granatów, czasami trzask karabinów. Nie wiemy, czy Niemcy w Rzeczycy tylko osłaniają Międzyrzec, czy maja zadania agresywne. Wracamy do linii i składamy meldunek. Wraca też i p. Leski z meldunkiem, że w Szaniawach i w okolicy żadnych polskich oddziałów nie znalazł. Zaczajeni w lesie widzimy, że idzie szosą jakiś cywil. Jesteśmy pewni, że to szpieg na zwiady. Pada rozkaz, aby go przepuścić. Przeszedł szosą las, wrócił i za chwilę ukazały się dwa auta, jedno pancerne, drugie ciężarowe pełne uzbrojonych Niemców. Są pewni, że las wolny. Nakazano nie strzelać bez rozkazu.