Opinie
38/2018 (1210) 2018-09-19
Od maja obowiązuje unijne rozporządzenie o ochronie danych osobowych - w skrócie RODO. O tych przepisach słyszał chyba już każdy. Jednak zamiast poczucia bezpieczeństwa pojawia się RODO- panika skutkująca absurdalnymi sytuacjami.

Ministerstwo cyfryzacji przypomina, że sensem reformy jest zwiększenie poziomu ochrony naszej prywatności i zbudowanie poczucia, że jako właściciele danych osobowych mamy pełne prawo do decydowania o nich. „Jednakże nie należy poddawać się RODO-panice i zachowywać nieracjonalnie, co bardzo często wywołuje niebezpieczeństwo. RODO ma zwiększyć nasze poczucie bezpieczeństwa, nie zaś je osłabiać. Tymczasem coraz więcej jest sytuacji, w których ktoś odmawia udzielenia kluczowych dla czyjegoś zdrowia i bezpieczeństwa informacji, powołując się na RODO. Nie tędy droga” - argumentuje resort. Na początku czerwca głośno było o wypadku na zakopiance. Autokar przewożący dzieci z jednej z warszawskich podstawówek zderzył się z tirem. Poszkodowani zostali przewiezieni do kilku różnych szpitali w Małopolsce. Problemy zaczęły się, kiedy zdenerwowani rodzice chcieli ustalić, w której placówce znalazło się ich dziecko. Jeżdżenie po wszystkich szpitalach zajęłoby bardzo dużo czasu, dlatego postanowili zasięgnąć wiedzy telefonicznie.
38/2018 (1210) 2018-09-19
„Bóg jest ucieczką i obroną naszą! Póki On z nami, całe piekła pękną! Ani ogniste smoki nas ustraszą, ani ulękną!” - pisał Juliusz Słowacki w 1864 r. („Pieśń Konfederatów”). Polska odrodziła się, ponieważ przetrwał w niej duch narodu. A odzyskana 100 lat temu wolność była nie tylko efektem męstwa żołnierzy, geniuszu dowódców. Została wymodlona na kolanach.

Kroniki odnotowują, że wielki przyjaciel Polaków Francuz marszałek Ferdynand Foch, teoretyk wojskowy, bohater I wojny światowej, kiedyś stanął w obronie modlącego się żołnierza. Powiedział wtedy znamienne słowa: „Wiedz, panie oficerze, że ja codziennie odmawiam różaniec i zaręczam, że Francja więcej zawdzięcza różańcowi, aniżeli moim zdolnościom strategicznym”. A ile Bogu zawdzięczała dźwigająca się w 1918 r. z nocy niewoli Polska? Gdy dziś dziękujemy za niepodległość, analizujemy sytuację geopolityczną, strategię bitew, geniusz dowódców i umyka nam fakt, że jest ona nie tylko efektem tychże działań. Ta wolność została wymodlona na kolanach. Wybłagana przed ołtarzami przez pokolenia Polaków - germanizowanych, rusyfikowanych, skazywanych na emigrację, więzienia i łagry, z których wielu nigdy nie powróciło „na ojczyzny łono” - za przywiązanie do polskiej mowy, wiarę, wierność Bogu i Kościołowi. Doskonale wiedzieli zaborcy, że można przekupić przywilejami i honorami możnowładców, wprowadzić wojska, ale nie da się ujarzmić wolnego ducha. Dlatego tak wiele robili, by go złamać.
38/2018 (1210) 2018-09-19
Od 5 do 7 września na pograniczu kultur i tradycji odbywały się spotkania i dyskusje z udziałem twórców sztuki i literatury trzech sąsiadujących państw. To inicjatywa Aldona Dzięcioła, pisarza i regionalisty, prezesa Poleskiego Towarzystwa Medialnego we Włodawie.

Jego pragnienie stworzenie mostu pojednania, tolerancji i dialogu trzech narodów: polskiego, białoruskiego i ukraińskiego ziściło się dzięki współpracy z władzami miasta oraz Wojewódzkim Ośrodkiem Kultury w Lublinie. Inauguracja II Międzynarodowego Trójstyku Literackiego miała miejsce w sali konferencyjnej urzędu miasta 5 września. Otwierając uroczystą galę, burmistrz Wiesław Muszyński przywitał ludzi kultury z trzech państw: Polski, Białorusi i Ukrainy. - Kiedy w ubiegłym roku po raz pierwszy organizowaliśmy trójstyk, wiedzieliśmy, że wydarzenie stanie się cykliczne - stwierdził burmistrz, wyrażając przekonanie, że inicjatywa na stale wpisze się w kalendarz imprez kulturalnych Włodawy i województwa lubelskiego. Następnie dyrektor WOK z Lublina dr Artur Sępoch podkreślił rolę miejsca polsko-białorusko-ukraińskiego pogranicza w rozwoju twórczości.
38/2018 (1210) 2018-09-19
Przez cały wrzesień w Bialskim Centrum Kultury można oglądać poplenerową wystawę fotograficzną „Duchowość pogranicza VI”. Ekspozycja składa się z kilkudziesięciu kolorowych i czarno- białych zdjęć. Warto je obejrzeć z wielu względów. Ich autorami są profesjonalni fotografowie.

Wśród nich znaleźli się m.in. Tadeusz Żaczek, Ryszard Karczmarski, Adam Trochimiuk, Jarosław Domański i Małgorzata Piekarska. - To już szósta edycja pleneru „Duchowość pogranicza”. Odbył się on we wrześniu ubiegłego roku. Tym razem pojechaliśmy do Lisznej. Uczestniczyło w nim 12 osób. Organizatorem przedsięwzięcia był lubelski okręg Związku Polskich Artystów Fotografików. W wydarzeniu brały udział osoby zrzeszone w związku, jak również członkowie Fotoklubu Podlaskiego i Fotogramu w Siedlcach. Tym razem mieszkaliśmy w gospodarstwie agroturystycznym. Przemierzaliśmy okolice Sosnowicy, Sławatycz i Holi. Interesowały nas tutejsze świątynie - kościoły i cerkwie, przydrożne krzyże, kapliczki, cmentarze, a nawet niezamieszkałe stare domy - mówi M. Piekarska, opiekun Fotoklubu Podlaskiego. Pomysłodawcą pleneru „Duchowość pogranicza” był T. Żaczek, który pasjonuje się fotografowaniem sacrum.
38/2018 (1210) 2018-09-19
Przypadająca 26 września dziesiąta rocznica śmierci bp. Jana Mazura skłania do wspomnień. - Był wzorem pasterza, który pasie owce, daje im dobrą strawę i troszczy się o nie - mówią księża. - Wrósł w tę ziemię. Kochał ludzi. Był „naszym biskupem” - to opinia świeckich.

Urodził się w rodzinie rolniczej w miejscowości Płoskie pod Zamościem. Równolatek Karola Wojtyły, rocznik 1920 r., podobnie jak papież imponował siłą, otwartością, zdecydowaniem w działaniu. Prowadził swoją owczarnię do nieba, ale na ziemi stał mocno. Kochał konkret. Nie bał się pracy. To wszystko sprawiało, że w zwierzchniku Kościoła więcej było zwykłego człowieka niż hierarchy. - Kiedy w 1968 r. objął rządy w naszej diecezji, w oczy rzucał się przede wszystkim kontrast w stosunku do poprzednika. Bp Ignacy Świrski był typem patriarchy, człowieka monumentalnego, surowego. W ostatnich latach schorowany, małomówny, na twarzy miał wypisane cierpienie. Nowy ordynariusz liczył zaledwie 48 lat. Wyprostowany, energiczny, rzutki, zaraz ruszył „w diecezję” - wspomina ks. prałat Mieczysław Głowacki. - Wydaje mi się, że w stylu pracy wzorował się na kard. S. Wyszyńskim, którego dobrze znał. Ksiądz kardynał był bardzo skrupulatny we wszystkim, co robił. Podobnie bp Mazur.
38/2018 (1210) 2018-09-19
Chiara Corbella Petrillo odmówiła leczenia, by ratować życie nienarodzonego synka. Ktoś powie: takich historii jest wiele. Być może. Jednak ta 28-letnia kobieta uczy czegoś więcej: że Bóg to nie maszynka do spełniania życzeń. Zaufanie, iż On wie lepiej - jeśli mamy nie zwariować - musi wyprzedzić nasze starania o cud. Że przeciwieństwem strachu nie jest odwaga, lecz wiara.

Kiedy pierwszy raz usłyszałam o tej 28-letniej Włoszce, pomyślałam, że to, co ją spotkało, jest dla przeciętnego człowieka nie do udźwignięcia. Jej biografia jeszcze bardziej utwierdziła mnie w tym przekonaniu. Chiara z pewnością nie była przeciętna. Bo które dziecko w wieku siedmiu lat pisze na widokówce znad morza: „Maryjo i Jezusie, proszę Was, żebym została świętą”? Wiele wskazuje na to, że jej pragnienie ma szansę się spełnić. 21 września w Watykanie zaplanowano uroczyste otwarcie procesu beatyfikacyjnego Chiary Corbelli Petrillo. Urodziła się 9 stycznia 1984 r. w Rzymie. Wychowywała się w rodzinie katolickiej, chodziła też na spotkania wspólnoty Odnowy w Duchu Świętym. Była piękną dziewczyną, towarzyską. Lubiła ludzi i wszyscy dobrze się z nią czuli. „I wcale nie była odważna. Kiedy chodziła do szkoły, nigdy nie zgłaszała się na ochotnika. Taka drobnostka, ale o czymś świadczy. To nie była przebojowa kobieta, która bierze się za bary ze światem. Nie, ona miała wiarę. Wiara i odwaga to dwie różne rzeczy. Przeciwieństwem strachu nie jest odwaga, lecz wiara.
38/2018 (1210) 2018-09-19
Dziś już wiadomo, że na emeryturę pod palmami, którą kilkanaście lat temu obiecywały w reklamach fundusze emerytalne, nie ma szans. Zamiast o Bahamach, można co najwyżej pomarzyć o wypoczynku na działce. I tam nasłuchiwać obietnic o podwyżkach emerytur, którymi partie mamią przed każdymi zbliżającymi się wyborami.

Okazuje się, że problem braku funduszy na godne życie, a nawet przysłowiowe związanie końca z końcem, dotyka nie tylko polskich seniorów. Japońskich też. Z tym że ci drudzy wpadli na dość oryginalny pomysł radzenia sobie z niewystarczającymi zasobami finansowymi. W kraju kwitnącej wiśni zaobserwowano lawinowy wzrost drobnych kradzieży w centrach handlowych i supermarketach dokonywanych przez seniorów. Kradną modne ubrania, gadżety oraz artykuły spożywcze. Dlaczego? Okazuje się, że japońscy emeryci wolą spędzać jesień życia w... więzieniu, zamiast na wolności stawiać czoła trudnościom związanym z samotnością i utrzymaniem się z niezbyt wysokiej emerytury. Dotrwać do pierwszego trudno również niemieckim emerytom. Jak się okazuje, wbrew obiegowym opiniom, wcale nie należą do osób pobierających relatywnie wysokie świadczenia, zwłaszcza na terenach dawnego NRD.
38/2018 (1210) 2018-09-19
Nie jest dobrze pełnić rolę Kasandry. Nie dość, że zmierzyć się trzeba z zapotrzebowaniem społecznym na spokojne życie i dawki ułudnego szczęścia, to jeszcze w tle majaczy się śmierć najczęściej z ręki swoich.

Nikt, a zwłaszcza we współczesnym świecie, nie jest zainteresowany słuchaniem hiobowych wieści raniących uszy nastawione raczej na pochwały. Problem jednak w tym, że bez spotkania się z twardą rzeczywistością nie ma możliwości trwałego zaznania szczęścia. A i spokój istnienia jest raczej ułudą. Można przecież, siedząc na kraterze czynnego wulkanu, mówić o ocieplaniu się klimatu jako przyczynie doznawania zbytniego ciepła. Tylko że przyczyna wydaje się wadliwie określona, a co za tym idzie podejmowane środki zaradcze są chybione. Przed erupcją lawy nie ochroni parasolka czy nawet hektolitry wypitej wody. Piszę te słowa w kontekście pojawiających się w mediach, także katolickich, uspokajających wypowiedzi na temat gwałtownego zamieszania wokół i w Kościele. Nie od dzisiaj to zamieszanie nazywane jest dosadnie i nie bez racji kryzysem. Jego zasięg i siła narosła w ostatnim czasie tak znacznie, że nie można już dzisiaj udawać, że go nie ma.
38/2018 (1210) 2018-09-19
28 listopada 1918 r. rząd J. Moraczewskiego wydał dekret o ordynacji wyborczej do sejmu, a następnego dnia wyznaczył datę wyborów. Miały się one odbyć w 33 okręgach byłego zaboru rosyjskiego i nie dotyczyły części Podlasia pozostającej pod niemieckim zarządem Ober-Ost. Bardzo szybko, bo już 30 listopada, odbył się zjazd PSL „Wyzwolenie” w Siedlcach pod przewodnictwem Szczepana Ciekota.

W swoich wspomnieniach zapisał on: „Na zjeździe delegatów PSL z całego okręgu wyborczego [obejmującego powiaty siedlecki, sokołowski i węgrowski - JG] wysunięto moją kandydaturę na posła na pierwszym miejscu. Organizujemy akcję wyborczą i wydajemy pismo pt. „Ludowiec”. Mianowany biskupem podlaskim Henryk Przeździecki odbył 1 grudnia uroczysty ingres do kościoła NMP w Siedlcach jako prokatedry. Gdy w Siedlcach, Zbuczynie i Łukowie zastanawiano się, na kogo głosować w przyszłych wyborach, niecałe 30 km dalej, w Międzyrzecu Podlaskim panoszyli się jeszcze Niemcy i obowiązywała godzina policyjna. Wydaje się jednak, że to wyeksploatowane gospodarczo miasto nie mogło już zadowolić okupantów i postanowili dokonać nowych kontrybucji w okolicy. Jak relacjonował kiedyś autorowi ówczesny mieszkaniec Łosic Józef Rumik - 4 grudnia 1918 r. oddział „huzarów śmierci” dokonał wypadu z Międzyrzeca, przez Mszannę, w rejon Łosic, gdzie po drodze dokonano licznych rekwizycji.
38/2018 (1210) 2018-09-19
30 września w Szaniawach-Poniatach odbędą się uroczystości religijno-patriotyczne upamiętniające 72 rocznicę przeprowadzenia akcji „Mitropa”. Niedzielne obchody honorowym patronatem objął minister obrony narodowej.

Hasło akcji stanowi nawiązanie do wojskowo-dyplomatycznego pociągu radzieckiego kursującego na linii Moskwa - Berlin Wschodni jeszcze 40 lat po zakończeniu wojny (nazwa eszelonu to skrót od niemieckiego słowa „Mitteleuropa” - Europa Środkowa). Skład - pozostający całkowicie poza polską kontrolą - pełnił rolę eksterytorialnego korytarza, urastając tym samym do symbolu sowieckiej dominacji. - 3 października 1946 r. działający na Podlasiu kilkudziesięcioosobowy oddział AK-WiN pod dowództwem por. Tadeusza Marczuka ps. Kurzawa zatrzymał pociąg radziecki w miejscowości Szaniawy-Poniaty. Bez żadnego wystrzału rozbrojono i pozbawiono mundurów ponad 200 czerwonoarmistów, w tym pięciu generałów i kilku wysokich rangą funkcjonariuszy NKWD udających się na naradę wojskową do Warszawy - przypomina Mirosław Szekalis, wójt gminy Trzebieszów będącej głównym organizatorem obchodów upamiętniających wydarzenia sprzed 72 lat.