Historia

Skomplikowane relacje

Niekorzystne położenie Polski - między dwoma mocarstwami na wschodzie i zachodzie - to temat dyżurny w świadomości historycznej Polaków.

Jedyne, co pozostaje dyskusyjne, to która część jest bardziej niebezpieczna i uciążliwa w procesie dziejowym. - Ci, którzy mieszkają bliżej wschodnich rubieży, wskazują na wschód, zaś ci na zachodnich mają zupełnie odmienne zdanie. I tak jest od stuleci - tłumaczył podczas spotkania w Muzeum Regionalnym w Siedlcach prof. Hieronim Grala, który należy do grona najwybitniejszych polskich badaczy dziejów Europy Wschodniej w średniowieczu i epoce nowożytnej.

Wykład pt. „Rzeczpospolita vs Carstwo Moskiewskie (XVI-XVII w.). Rywalizacja polsko-rosyjska i jej dziejowe następstwa” skupiał się na ostatnim tysiącleciu naszych relacji z Rosją. Są one bardzo często wpisywane w tradycyjny konflikt cywilizacji: świat łaciński kontra bizantyjski, katolicyzm kontra prawosławie. – Jak dalece uprawnione jest stosowanie tego rodzaju perspektywy czy filtrów historycznych do naszej przeszłości? – postawił pytanie H. Grala na wstępie swojego wykładu. – Uprzedzając argumentację, którą za chwilę przytoczę, przypominam, że przez pół tysiąclecia jest nieuprawniona – dodał. Tłumaczył, że błędnie zakłada się, iż Polska i Ruś były ze sobą permanentnie skonfliktowane i wzajemnie krwawiły w tym uścisku. – Można zastosować inne kryterium – tłumaczył. – I uświadomić sobie, że na ówczesnej mapie Europy nie było dwóch dynastii monarszych bliżej ze sobą spokrewnionych, tak wymieszanych i tworzących setki małżeństw. Lubimy opowiadać, jak to Chrobry bierze Kijów i Szczerbcem wali w złote wrota. Nikomu nie psuje nastroju, że kiedy Chrobry wjeżdża do Kijowa, złote wrota nie istnieją, a Szczerbiec zostanie odlany 300 lat później. Pojawia się pytanie: po co Chrobry tam poszedł? Powodem był jego zięć Światopełk, dla którego teść poszedł na Kijów. Nie dla siebie, nie żeby go podbić i przyłączyć. Jak w rodzinnych swarach, by osadzić zięcia na tronie, a przy okazji – to taki niechlubny moment – wziąć odwet na ruskiej rodzinie książęcej za odmowę ręki córki. Trudno mówić w tym przypadku o zwycięstwie Polski nad Rusią, skoro jest to osadzenie na ruskim tronie tego władcy, którego nie tylko Chrobry, ale i spora część miejscowej elity uważała za legalnego następcę. I tak można by snuć opowieść o dziejach rodzinnych, przypominając sobie, że wymiana nastąpi niebawem, kiedy wnuk Chrobrego, Kazimierz Odnowiciel, będzie usiłował odzyskać w Polsce tron, walcząc ze swoimi poddanymi – Mazowszanami. Kto przyjdzie mu w sukurs? Szwagrowie: Jarosław Mądry z Kijowa i Mścisław z Czernichowa.

 

Przenikanie i szacunek

Zdaniem gościa spotkania na pytanie, czy granica między Polską a naszym wschodnim sąsiadem stanowiła linię graniczną prawosławia i katolicyzmu, również należy odpowiedzieć: nie. – To był obszar przenikania się cywilizacji, języków i kultur – akcentował H. Grala. – To początek późniejszej tolerancji, bo tam i wtedy ona się rodzi. I warto pamiętać, że ruskojęzyczni i prawosławni bojarzy Regnum Rusie staną się najwierniejszymi sługami państwa polskiego na kierunku południowo-wschodnim, a jeszcze 100 lat później, kiedy zacznie się epoka powstań kozackich, właśnie szlachta woj. ruskiego np. pod Beresteczkiem będzie walczyła jak lwy przeciw kozakom i obroni Lwów przed Moskwą. Czy dlatego, że byli już zupełnie spolonizowani? W zdecydowanej większości należymy do pokolenia, które czytało Sienkiewicza, które z „Ogniem i mieczem” pamięta finałowy opis bitwy beresteckiej. Te chorągwie kniazia Jaremy wpadające w ten wir. Ale nasz krajan Henryk Sienkiewicz nie dopisał jednego wątku – co niesiono przed szykami polskimi przeciwko armii kozacko-tatarskiej. Mianowicie ikonę Matki Boskiej Chełmskiej, która jest obecnie niezbyt legalnie w muzeum regionalnym w Łucku – zdradził, podkreślając, jak wielki wpływ na przyszłość nie tylko Polski miało zderzenie dwóch cywilizacji i obrządków. – Na Zamku Lubelskim, w gotyckiej kaplicy Świętej Trójcy, są bizantyjsko-ruskie freski – wyliczał H. Grala. Król Jagiełło freski prawosławne wprowadził do najważniejszych świątyń swojej nowej ojczyzny, nawet do katedry gnieźnieńskiej, a do katedry wawelskiej – jego syn. To wszystko funkcjonuje bardzo spokojnie. Rusini i Polacy, władcy polscy i ruscy bardzo długo, bo aż do XIII w. w ogóle nie ogarniali zjawiska schizmy wschodniej. Nie przyjmowali tego do świadomości i nikomu to nie przeszkadzało – tłumaczył z uwagą, iż o tym, jak dalece wpływy polskie w Rusi i ruskie w Polsce się przenikały, świadczy również fakt, że w państwie polsko-litewskim ruski był językiem państwowym obok łaciny i polskiego.

 

Nowe rozdanie

Jednak z czasem doszło do powstania konfliktu polsko-rosyjskiego. Jak podkreślił historyk, jest on wpisany w skutki unii polsko-litewskiej. Początek kariery państwa moskiewskiego zaczął się nieoczekiwanie, zaś Litwa nie zwracała na to uwagi, bo zaangażowana była w innych częściach Europy. W pierwszej połowie XV w. pojawił się problem, jak przerobić unię polsko-litewską na realną, wypracować wspólne wektory. – Początek konfliktu między Moskwą a Litwą nie oznaczał początku konfliktu między Moskwą a Polską – zauważył H. Grala, wyliczając, iż Polacy szli na Krzyżaków, a Litwini chcieli iść na Podole. Pod Malbork i Chojnice Litwa nie pójdzie, jedynie wyśle niewielki hufiec. – Litwa chciała rozwiązać konflikt z Moskwą poprzez małżeństwo – zauważył H. Grala. – Helena Iwanowna miała w swoich żyłach krew cesarskiej dynastii z Konstantynopola i niektórzy uznają, że to ostatecznie określiło konflikt: prawosławie – katolicyzm. Niestety, Moskwa wyszła znakomicie na tej transakcji. Dostała wsad intelektualny, czyli wykształconych Greków, pisarzy, myślicieli, tłumaczy, którzy stworzyli dla niej nowoczesną biurokrację, sprawną dyplomację i wiele innych rzeczy… – wyliczał z uwagą, że tak naprawdę początek kontaktów polsko-rosyjskich to 1501 r., kiedy po raz pierwszy na Kremlu pojawia się polski dyplomata. – Posłuje w imieniu króla polskiego jako siła wspierająca – tłumaczył. – Jedzie z poselstwem litewskim wesprzeć Litwinów i nawiązać stosunki dyplomatyczne, by powstrzymać napór moskiewski. To nie jest demonstracja siły ze strony Polski – zauważył.

 

Udaremniony rozbiór

Historyk przybliżył również fakty dotyczące bitwy pod Orszą, podczas której – co ciekawe i nie wszystkim wiadome – Polacy walczyli jako najemnicy. – Korona jako państwo w niej nie uczestniczyła – podkreślił z uwagą, że to wtedy Zygmunt Stary zrozumiał, czym jest zagrożenie ze strony Rosji, i przeorientował politykę. – Zarzuca mu się, że zrezygnował ze stworzenia silnego państwa – mówił H. Grala. – Ale to on rozbroił pierwszy projekt rozbioru Polski, tzw. pakt przy udziale Duńczyków, zakonu krzyżackiego oraz innych – zaznaczył.

Okresy wojen mieszały się z okresami rozejmu, w tym czasie Moskwa krzepła, Iwan Groźny państwo skonsolidował, przeorientował politykę w kierunku zachodnio-północnym, w Inflantach widział szansę na dostęp do Bałtyku. Jego ambicje upadły, gdy pojawił się Stefan Batory. – Warto pamiętać, że król elekcyjny dla swoich wypraw na wschód wcale nie miał masowego poparcia szlachty i elity polskiej – tłumaczył H. Grala. – Popierali go możni oraz magnaci Białorusi i Ukrainy. Bo to oni na co dzień odczuwali uroki moskiewskiego sąsiedztwa. Inaczej patrzyły Kujawy, Wielkopolska i Pomorze. Początkowo rozważano elekcję Iwana Groźnego. Potem jego syna. Tyle że władcy Rosji myśleli inaczej niż Polacy.

 

Niejednoznaczna ocena

Podczas spotkania historyk niejednokrotnie zaznaczał, by w ocenie relacji ze wschodnim sąsiadem nie kierować się stereotypami czy powszechnymi opiniami. Przypomniał, że np. klęski ponoszone przez państwo polsko-litewskie – aż do Batorego – chętnie tłumaczy się dwuznaczną postawą prawosławnych itp. – A oni w obliczu najazdów moskiewskich fundowali chorągwie, jak trzeba było, sami szli do boju – wyliczał. – Prawosławni panowie z ziem Białorusi i Ukrainy byli tarczą i mieczem. W czasie elekcji nigdy nie popierali elekcji moskiewskiej. Zbadałem to. Nie ma ich na listach agentów i płatnych wpływów – podkreślił.

Analizując relacje Polski z Rosją na przestrzeni wieków, zdaniem H. Grali, można mówić o – z naszej strony – polityce szans niewykorzystanych, zepsutych, a ze strony państwa moskiewskiego – sumowania małych przewag, łączeniu konkretnych kolejnych zdobyczy w potężniejącą kulę. – Cały czas ta sama polityka, ta sama doktryna, nie ma w ich elicie sporów. Jeśli już się zdarzają, to jedynie takie, na kogo uderzyć w pierwszej kolejności – zaznaczył.

JAG