Komentarze
Trendowaci

Trendowaci

Pewnie to wpływ wakacji, które wzmagają liczbę samolotowych wojaży, że w ostatnich tygodniach i na wielu portalach, i w pretendujących do opiniotwórczych w kwestii savoir-vivre’u pismach pojawiły się na trzy-cztery artykuły obśmiewające klaskanie przez pasażerów po szczęśliwym wylądowaniu samolotu.

Niemal każdy z tych tekstów oceniał takie zachowanie negatywnie. Zapisane już na wstępie pogrubioną czcionką stwierdzenie, że jest to wyłącznie polska przypadłość, sugerowało zaściankowość i obciach. Potem było już znacznie gorzej, znaczy - coraz bardziej krytycznie.

Czyli że klaszczą zazwyczaj pasażerowie tanich linii, podróżujący samolotem po raz pierwszy w życiu, mało odporni na stres (brawami po wylądowaniu odreagowują strach), nieobeznani z podniebnym savoir-vivre’em… Słowem – buraki łamane przez cebulę, które nie mają pojęcia, że obklaskiwani piloci nawet ich owacji nie słyszą.

Oczywiście światłą część samolotowych klientów (czyli tych podróżujących systematycznie, drogimi liniami i bez stresu) takie zachowanie bulwersuje, szokuje i napawa wstydem za nierozgarniętych rodaków-buraków (w sumie nie wiadomo dlaczego, skoro zazwyczaj latają innymi liniami). Szokuje nie tylko w samolocie (jeśli już zdarzy im się razem z burakami lecieć), nie tylko w opowieściach przekazywanych znajomym i nieznajomym w ramach pedagogizacji, ale też na społecznościowych portalach, gdzie błagają o zaniechanie tego barbarzyńskiego zwyczaju.

Koronny argument jest taki, że np. Amerykanie nigdy po lądowaniu nie klaszczą. Bo dla nich podróż samolotem to taka pestka, jak dla Polaków jazda pociągiem albo autobusem. – A klaszczecie w autobusie, jak się na przystanku zatrzyma? Albo w pociągu, jak na stację trafi? – pytają przeciwnicy klaskanego okazywania wdzięczności pilotom. I patrzą na klaszczących z politowaniem albo i pogardą. Wtedy najdorodniejszymi burakami są.

Podobne kontrowersje, jak klaskanie po wylądowaniu, budzi inna wakacyjna przypadłość – zakładanie skarpetek do sandałów. Nie wolno, i już – wołają trendowaci (dla niewtajemniczonych: to ci, którym się zdaje, że wyznaczają trendy). A przecież znalazł się niedawno szanowany przez trendowatych krytyk i znawca mody, który pokazał się w takim właśnie zestawie. Mało tego… Publicznie przekonywał, że skarpety do sandałów to nie tylko nie obciach, ale wręcz obowiązek.

Po co wrzucam do samolotu te skarpety i sandały? Ano po to, żeby powiedzieć, że i w kwestii klaskania różne stanowiska prezentować można. I choć gołym okiem widać idącą zasadniczo – z różnych względów – tendencję przeciwko temu, to stuprocentowej pewności nigdy nie można mieć. Zaś nowocześni, którzy tak mocno przeciwko klaskaniu są, niech sobie w zaciszu przypomną, że tolerancję od zawsze ślubowali. To co im przeszkadza, że ktoś komuś oklaskiem (choćby i przez adresata niekoniecznie słyszanym) swoją wdzięczność wyraża? Albo choćby tylko swój stres rozładowuje?

A poza wszystkim – o czym dobrze wiedzą nie tylko najstarsi górale: Mody się zmieniają, rozum pozostaje. A przynajmniej powinien.

Anna Wolańska