Historia

Trzynastu z Pratulina

150 lat temu w małej wiosce nad Bugiem od rosyjskich kul zginęło 13 mężczyzn. Byli prostymi rolnikami, większość z nich nie potrafiła czytać. I choć nie zostawili po sobie żadnych pism, przetrwali w sercach i pamięci ludzi.

Jak słodko jest umierać za wiarę - ilu z nas byłoby dzisiaj w stanie tak powiedzieć w obliczu niesprawiedliwych prześladowań i śmierci? A tak właśnie brzmiały ostatnie słowa 13 katolików obrządku unickiego, którzy 24 stycznia 1874 r. bronili swojej wiary i kościoła oraz jedności z papieżem. W 1569 r. w Brześciu podpisano unię, która doprowadziła do jedności Kościołów katolickiego i prawosławnego na terenach Rzeczpospolitej. Unici przyjęli prymat papieża i katolickie dogmaty, zachowując wschodni obrządek.

Unii od początku sprzeciwiali się rosyjska Cerkiew i carowie, ale dopóki tereny te należały do Polski, nic nie mogli zrobić. Kiedy Rzeczpospolita trafiła pod rządy zaborców, Rosja zaczęła „nawracanie” unitów, których traktowała jako odłączonych przemocą od Kościoła prawosławnego. Najpierw z cerkwi unickich usuwano wszystko, co wiązało się z liturgią łacińską: konfesjonały, monstrancje, organy, dzwonki. Namawiano do dobrowolnego przyjęcia prawosławia. Potem stosowano groźby i nakładano wysokie kontrybucje. A gdy to nie przynosiło oczekiwanych rezultatów, unitów więziono lub zsyłano na Sybir.

 

To nie bitwa o kościół, to walka za wiarę

W Pratulinie doszło do publicznej konfrontacji między mieszkańcami miejscowości a Kutaninem – carskim naczelnikiem powiatu konstantynowskiego. Gdy nakazał unitom, by przekazali świątynię wyznaczonemu przez cara proboszczowi – odmówili. Dał im więc czas do namysłu. Wrócił po kilku dniach z sotnią kozaków pod dowództwem płk. Steina. Przy kościele zebrała się cała parafia. Kutanin zażądał kluczy. Gdy po raz kolejny ich nie dostał, zaczął straszyć mieszkańców wojskiem. Feliks Osypiuk, jeden z parafian, powiedział: „Wiemy, że według postanowienia carskiego nikogo bić nie wolno. Ale jeśli car upoważnił was do zabijania nas, lud gotowy jest zginąć za Boga i wiarę i nie cofnie się ani kroku przed śmiercią”. Wojsko zaatakowało ludzi kolbami karabinów i bagnetami. Daniel Karmasz wołał do obrońców świątyni: „Odrzućcie kołki i kamienie. To nie bitwa o kościół. To walka za wiarę i za Chrystusa!”.

 

Śmierć na kolanach

Gdy ktoś zaintonował pieśń „Kto się w opiekę…”, padły strzały. Pierwszy zginął Wincenty Lewoniuk, którego rodzina już wcześniej była represjonowana przez zaborców. Daniel Karmasz – poważany we wsi, roztropny i pobożny 48-latek – upadł na krzyż, który trzymał w ręku. Krucyfiks podniósł ojciec siedmiorga dzieci 50-letni Ignacy Franczuk z Derła. Idąc do Pratulina, przebrał się w czystą bieliznę i pożegnał ze wszystkimi. Miał przeczucie, że do domu nie wróci… Łukasz Bojko, 22-letni rolnik z Zaczopek, bił w dzwony, zwołując mieszkańców wsi pod kościół. Zginął przy dzwonnicy. 49-letni Konstanty Bojko, ubogi rolnik, mąż i ojciec, został śmiertelnie ranny w głowę na cmentarzu przy świątyni. O cztery lata młodszego Konstantego Łukaszuka, szanowanego przez mieszkańców za uczciwość i rzetelność, zabito bagnetem. Osierocił siedmioro dzieci. 44-letni Filip Geryluk, rolnik z sąsiedniej wsi, z własnej woli przyszedł do Pratulina, by bronić świątyni. Kiedy zastrzelono jego sąsiada, wołał do żołnierzy: „Już narobiliście mięsa, możecie go mieć jeszcze więcej, wszyscy jesteśmy gotowi umrzeć za naszą wiarę”. Za chwilę sam upadł na ziemię. 21-letniego Onufrego Wasyluka, którego rok wcześniej rodzice wykupili z carskiego wojska za 800 rubli, na oczach żony i matki kula trafiła w głowę, rozrywając czaszkę. Synowa pocieszała teściową: „Matko, nie płaczcie swego syna, jak ja nie płaczę straty męża. Wszak on ani za zbrodnię, ani za występek został zabity. Owszem, cieszmy się, że poległ za wiarę. O, gdybym ja była godna umrzeć z nim”.

19-letni Anicet Hryciuk był najmłodszym spośród męczenników. Pod kościół przyszedł, żeby przynieść jedzenie jego obrońcom, ale wychodząc z domu mówił: „Może i ja będę godny, że mnie zabiją”. Zginął na miejscu od strzału w głowę.

 

Wieczność bez końca

Czterech spośród obrońców zmarło we własnych domach. 30-letni Bartłomiej Osypiuk w chwili śmierci modlił się za swoich prześladowców. Michał Wawrzyszuk przez całe swoje 21-letnie życie powtarzał słowa duchowego przywódcy unitów Pawła Pikuły: „Życie krótkie, wieczność bez końca”. Raniony w brzuch 34-letni Michał Hawryluk, który już wcześniej protestował przeciwko wyrzuceniu organów z cerkwi, umierał w męczarniach. Osierocił troje dzieci. Jan Andrzejuk był parafialnym kantorem, umiał czytać i pisać, a kiedy szedł bronić kościoła, żegnał się z żoną i dwoma synami przekonany, że nie wróci. Wrócił tylko na kilka godzin – zmarł w wyniku odniesionych ran.

ROZMOWA

Wzór wierności w rzeczach małych

 

Ks. prał. prof. Kazimierz Matwiejuk, dyrektor Diecezjalnego Centrum Formacji Kapłańskiej, potomek unitów

 

Księże Profesorze, święci i błogosławieni zazwyczaj nas onieśmielają. Tymczasem męczennicy z Pratulina byli takimi samymi ludźmi jak my.

To prawda. Ludzie błogosławieni i święci są wśród nas. Natomiast beatyfikowani i kanonizowani stanowią wzór do naśladowania dla kolejnych pokoleń wyznawców Jezusa Chrystusa. Oni, wpisani oficjalnie przez papieża w poczet błogosławionych i świętych Kościoła, „odtwarzali” w swojej codzienności misterium Chrystusa ukrzyżowanego i zmartwychwstałego. Święci stanowią ciągle aktualną zachętę do życia wiarą. Zawierzenie Chrystusowi skutecznie odnawia ludzkie serca. Odnawia także, według Bożej mądrości, oblicze świata.

 

Pochodzi Ksiądz Profesor z parafii w Pratulinie, a jeden z 13 męczenników był Księdza krewnym. Jak wspominali ich miejscowi?

Męczennicy z Pratulina mocno zapisali w zbiorowej pamięci parafian. Była ona utrwalana nade wszystko przez tradycję rodzinną i w jakiś sposób, nie zawsze w pełni uświadomiony, kształtowała religijne i moralne postawy w mojej rodzinie, a także moje. Mama czasem wspominała swego dziadka Konstantego Łukaszuka. Mówiła, że poległ za wiarę. Moja świadomość doniosłości pratulińskiego wydarzenia została pogłębiona i ożywiona w czasie formacji seminaryjnej. W rodzinie zaś nastąpiło to w czasie trwania procesu beatyfikacyjnego.

Owszem, pamiętaliśmy, że zabici w Pratulinie przez kozaków carskich 24 stycznia 1874 r. unici to męczennicy. Czasem odwiedzaliśmy ich zbiorowy grób, prosząc o wstawiennictwo u Boga w różnych sprawach. W domu mieliśmy ziemię z tej mogiły. Ta swoista relikwia przypominała nam o bohaterstwie mojego pradziadka. Dokładniejsze wiadomości o życiu męczenników z Pratulina przekazali świadkowie w ramach procesu beatyfikacyjnego.

 

Mam wrażenie, że my, diecezjanie, nie doceniamy bł. męczenników z Pratulina – tego, że mamy tuż obok takich orędowników…

Mamy uzasadniony powód do pokornej dumy, że w bł. męczennikach z Pratulina otrzymaliśmy tak wspaniałych orędowników. Ich relikwie stwarzają możliwość niejako fizycznej bliskości z nimi. Ośmielają, byśmy ożywieni prawdą o „świętych obcowaniu” prosili ich o wstawiennictwo u Boga w naszych troskach i potrzebach. Kult bł. męczenników jest wielkim duchowym dobrem. Należy do dziedzictwa naszego Kościoła diecezjalnego. Prowadzi do Boga, który jest jedynym dawcą łask. Święci natomiast są naszymi orędownikami. Ich największą troską jest, aby Bóg był zawsze przez nas wielbiony. Dlatego zwracamy się do nich: wstaw się do Boga w mojej sprawie, oręduj za mną u Boga, wspomagaj mnie, bym otworzył się na przyjęcie Bożej łaski.

 

Co dzisiaj mają nam do powiedzenia bł. Wincenty Lewoniuk i jego towarzysze?

Każda epoka w historii Kościoła jest naznaczona problemami, jakie przeżywa ludzkość, także człowiek wierzący w Boga. Nasza współczesność cechuje się kryzysem wiary, moralnym zagubieniem, a co najbardziej smutne – kryzysem rozumu. Wyrazem tego jest lansowany pogląd, że nie ma obiektywnej prawdy, każdy może robić, co chce, nie licząc się z prawami innych osób, a wieczność to utopia. Nie, życie ludzkie nie jest wegetacją. Bł. Wincenty i jego 12 współtowarzyszy pokazują, że jest darem Bożym i naszym – bardzo ważnym – zadaniem. Są wzorem konsekwentnej realizacji Ewangelii Chrystusa. Uczą, że najskuteczniejszym sposobem zwyciężania zła jest czynienie dobra. Pokazują, że zwykła codzienność stanowi drogę do duchowego wzrastania. Dlatego ich pracowite życie było ożywiane wiarą w Boga żywego. Są przykładem męstwa w obronie wyznawanych wartości. Prawdziwe męstwo to nie zwykła ludzka odwaga, ale owoc współpracy z łaską Ducha Świętego. Błogosławieni z Pratulina są wzorem wierności w rzeczach małych, z których przecież składa się codzienność. W takim klimacie chrześcijanin dorasta do czytelnego świadczenia o miłości Boga i bliźniego.

Przeżywając 150 rocznicę męczeńskiej śmierci pratulińskich unitów, potwierdźmy nasze trwanie w ich duchowym dziedzictwie. Życie treściami tego dziedzictwa jest szansą skutecznego przezwyciężania współczesnego zalewu zła, przemocy i niesprawiedliwości, także rutyny w życiu religijnym i moralnej bylejakości. Nie ulegajmy pokusie relatywizowania prawdy. Trwajmy mocno w moralności opartej na niezmiennych normach prawa naturalnego i Bożego. Miłujmy Kościół Chrystusowy.

 

Dziękuję za rozmowę.

DY