Współodczuwam, czyli…
Powinna być ona tym większa, im bliższe łączą nas relacje. Nie można bowiem kochać drugiego człowieka, jeśli się go nie rozumie - zauważa psycholog. „Wiem, co przeżywasz” - mówimy, chcąc okazać współczucie oraz wsparcie osobie, której towarzyszymy w cierpieniu bądź żałobie. Nieraz solidarnie uronimy łzę, potrzymamy za rękę, jednak przede wszystkim - cierpliwie słuchamy. Nasz rozmówca jest wówczas usatysfakcjonowany możliwością „wygadania się”, a my egzamin z empatii zdajemy na pięć.
Z myślą o konsekwencjach
Jednak życie uczy, że nie zawsze jest tak pięknie. Bo ludzie są różni i zbyt często zdarza się, że delikatność przegrywa w starciu z pychą i egoizmem.
Justyna za brak taktu cechującego jej babcię wini gorycz. Podaje przykład swojej koleżanki, którą seniorka rodu powitała z pozoru grzecznymi słowami: „Ależ ty ładnie wyglądasz”, by po chwili dodać: „Mocno się roztyłaś!”. – Koleżance zrobiło się przykro, więc szybko zmieniłyśmy temat. Kiedy po zajściu próbowałam tłumaczyć babci, że „tak się nie mówi!”, obruszyła się, zaznaczając, że powiedziała prawdę, a kłamstwo to grzech. I jak ją przekonać? Próbowałam uświadamiać, że zanim powie się słowo, które rani, należy zastanowić się nad konsekwencjami. Że złym słowem można zadać ból gorszy niż nożem. Spojrzała dziwnie i – co było do przewidzenia – obraziła się. W dekalogu babci „nie zabijaj” nie odnosi się bowiem do języka. A że pokłócona jest z niemal całą rodziną? Cóż… Każdą próbę zwrócenia uwagi traktuje jak atak na siebie. Ona może obrażać. Inni mają być dla niej mili. „Słyszała babcia o empatii?” – raz nie wytrzymałam. „Nie. A to jakaś nowa choroba?” – zdziwiła się. ...
AW