Historia
Zakończenie działań legionów na płd. Podlasiu

Zakończenie działań legionów na płd. Podlasiu

Pod datą 1 września 1915 r. Roman Starzyński zanotował: „Maszerując do Różanki łąkami nad Bugiem, spotykaliśmy pojedynczych uchodźców przekradających się bokami, aby Prusacy nie zarekwirowali im ostatniego konia czy ostatniej krowy. Wkrótce miałem okazję przekonania się, że obawy te nie były płonne.

Z oddali zaobserwowałem, jak pruscy taboryci rzucili się na ostatnią krowinę jakiejś baby i drwili sobie ze strasznej rozpaczy kobiety, która nie mogła się z nimi porozumieć, a oni zabierali jej ostatni «ogon», nie dając nawet pokwitowania. Byliśmy we dwóch, ich była cała kolumna, bezsilni musieliśmy patrzeć na gwałt i bezprawie”. Legionista Seweryn Romin we wsi Stawki spotkał 90- letniego starca K. Bobryka, powstańca z 1863 r. z partii Karola Krysińskiego. Był on wywieziony na Sybir, ale najpierw dostał 150 kijów. „Z twarzą jakby skamieniałą mówił nam, że czuje się zupełnie szczęśliwy, gdy ogląda raz jeszcze prawdziwe polskie wojsko”.

W Różance widać było, że część wsi koło kościoła wraz z cerkwią została spalona, a nowy kościół z 1908 r. otrzymał kilka granatów. W ścianie świątyni była duża dziura, a filar obok fasady wyszczerbiony. Pałac hr. Zamoyskiego był doszczętnie spalony. Z Różanki do Włodawy szosa była zupełnie rozbita. Legioniści spotkali tu liczne tabory i furmanki zaprzęgnięte w konie i krowy wracających uchodźców. Folwark Suszno pod Włodawą i tameczna krochmalnia były także spalone.

Wacław Lipiński pod datą 1 wrezśnia zapisał: „Maszerujemy szosą przez wieś Hannę do Włodawy. Tam mamy stanąć. Baon nasz maszeruje na przedzie z kompanią warszawską, z orkiestrą przed sobą. Przechodzimy Włodawę przez błotnisty Rynek, który jedyny ocalał, w miasteczku pełno Niemców. Wylegli na rynek i przyglądają się nam z ciekawością. Rozgwarzona, głośna przed chwilą kolumna, w jednej chwili milknie. Orkiestra przestaje grać. Uciszył się zwykły w szeregach gwar (…). Przechodzimy obok nich spokojnie bez zwykłych krzyków i powitań, w zupełnej ciszy, bez słowa (…). Na rynku zapanowała głucha cisza”.

Inny ciekawy fakt zanotował R. Starzyński: „Od Różanki na pół spalonej szliśmy już dalej szosą do Włodawy. O jakie dwie wiorsty przed miastem natknęliśmy się na batalion rekrutów lubelskich por. Zosika (…). Miły to był marsz z rekrutami wesołymi i żywymi, niezmęczonymi jeszcze wojną, którzy śpiewali i cieszyli się z tego, że żyją”. Tu małe wyjaśnienie: por. Zosik to Stanisław Tessaro urodzony w Białej Podlaskiej. Zagrożony aresztowaniem za działalność niepodległościową uciekł do Krakowa, gdzie włączył się do prac kręgu J. Piłsudskiego i wyruszył na front na czele drugiej kompanii kadrowej. Teraz przyprowadził do Legionów batalion ochotników z Lubelszczyzny. Przyszły generał, dowódca AK Stefan Rowecki zapisał „1 września jadę naprzód przez Hannę, Dołhobrody, Stawki, Różankę do Włodawy. Tu dostać nic nie można. Trzy czwarte miasta spalone (…)”.

Najpełniej pobyt we Włodawie opisał August Krasicki: „We Włodawie koszary rosyjskie stoją, w mieście spalona część koło rynku. Z kościoła zdjęli Moskale blachę miedzianą, a dali papę. Sztab legionów kwateruje się w domu burmistrza, konie daleko na przedmieściu. Kościół nie jest zajęty. W kościele tym jest pochowany dziadek mój August Zamoyski (…). Dziś przed kościołem i jego grobem defilowała z orkiestrami i sztandarami cała dywizja naszego wojska polskiego, tj. Legionów. W mieście dużo wojsk niemieckich, jest tu też komenda i część wojsk austriackich 17 korpusu. Przez miasto przejeżdżają liczne fury uchodźców, biedaków, którym zabrano konie dobre, ciągną wozy pokaleczone szkapy, krowy i sami ludzie pchają. Przed komendą etapową ścisk ludzi, gdyż każdy wychodzący z Włodawy musi mieć przepustkę, za którą biorą opłaty 40 kopiejek. Idę z Komorowskim do niem. Labe Station urządzonej w aptece. Dają tu oficerom i żołnierzom za darmo posiłek (…). Do księdza kapelana przyszły z płaczem dwie kobiety z Komarówki ze skargą, że ostatnie krowy zarekwirowali im Niemcy. Jedna była poddana austriacka. Poszedłem do niemieckiej etapowej komendy, gdzie przedstawiłem tą sprawę. Adiutant bardzo grzecznie mnie przyjął i bez żadnych trudności wydał kartki, żeby tym kobietom krów nie zabierano. Mówił też, że ostatniej krowy, jak wiedzą o tym, to nie zabierają”. Niestety w praktyce było inaczej.

R. Starzyński relacjonował: „Dowiedziawszy się, że Brygada kwateruje za miastem w Orchówku, odmaszerowałem do tej wsi (…). 2 września spędziliśmy na postoju w Orchówku. W oczekiwaniu wymarszu przypatrywaliśmy się pracom jeńców rosyjskich we wsi”.

Również W Lipiński zapisał: „2 września, Orchówek: naprzeciw naszych chałup trochę na wzgórku, stoi poharatany kulami biały kościół Boży. Do przeprawy na Bugu Austriacy budują drogę wykładaną drzewem, posługując się przeważnie jeńcami rosyjskimi”. Okazało się, że wśród tych jeńców było wielu Polaków. Jeden z nich niezauważenie natychmiast przyłączył się do legionistów. Przypadek ten tak zapamiętał: „S. Dróżdż: (…) miał u nas w oddziale znajomego st. żołn. Klemczaka. Wykorzystawszy odpowiednią chwilę, kiedy eskorta jeńców nie zwracała uwagi, Klemczak ułatwił Drożdżowi ucieczkę, który szybko przebrawszy się w nasz mundur, powiększył szeregi naszej kompanii”. Dalej Starzyński zapisał: „Korzystając z przeciągania się chwili odmarszu, odwiedzam starego gospodarza, którego adres dał mi poseł Błyskosz (…). Był to światły chłop, który jeszcze z ojcem Błyskosza jeździł do Rzymu, aby tam szukać obrony przeciwko prześladowaniu unitów. Był on we wsi patriarchą. Naszemu księdzu kapelanowi zwierzył się, że w cerkwi miejscowej przerobionej z kościoła są stare utensylia kościelne, które chciałby stamtąd wydostać. Obiecano je przesłać do Kurii w Lublinie”.

Następnego dnia W. Lipiński zanotował „3 września 1915 r.: przeszliśmy dzisiaj Bug przez podły most wybudowany przez naszych saperów. Mamy ok. 30 km marszu do jeziora Świteź”.

Krótka epopeja Legionów Polskich na płd. Podlasiu dobiegła końca.

Józef Geresz