Za czym kolejka ta stoi?
Ujawniona pierwotnie przez studentów walczących o swoje prawa i cień szacunku ze strony władz uczelnianych, szybko przedostała się do mediów, a te rozgrzały temat do białości. Przyznam się, że dawno już nie widziałem tylu celebrytów jak jeden mąż przepraszających ludność kraju za swoje postępowanie. Ostatnio można było takie zjawisko obejrzeć w ramach stanu wojennego lub dużo wcześniej, w czasach, gdy w Polsce kwitła samokrytyka jak krokusy na tatrzańskiej hali. Niestety, to, co wydarzyło się w ramach szczepień tzw. grupy 0, dość jasno wskazuje na zasadniczą bolączkę naszego systemu społecznego, a szczególnie na istnienie w nim wirusa dużo gorszego od tego, przeciwko któremu serwowana jest rzeczona szczepionka. Tym wirusem jest załatwiaczostwo. Jego zasadniczym elementem nie jest tylko to, że ktoś kogoś zna i dzięki temu może coś sobie załatwić poza kolejnością lub na dogodnych warunkach.
Takie zachowania były i są stare jak świat. W końcu zawsze ręka rękę myje. Idzie raczej o pewną stałą mentalną, pozycjonującą wszystko w świecie.
Ulubiony ludek
Ów ogląd świata, nazwany przeze mnie na potrzeby tych rozważań załatwiaczostwem, charakteryzuje daleko idący podział ludzi na tych, którzy mają koneksje i dzięki temu są predestynowani do jakichś bonusów, oraz na tych, którzy ich nie posiadają. Podział ten tak silnie wpływa na ogląd świata, że stanowi podstawę do twierdzeń o naturalnej należności przywilejów społecznych ze względu na przynależność do danej grupy. Dokładniej można było to zobaczyć w czasie niedawnych protestów na naszych ulicach, gdy jedynym uzasadnieniem dla wulgaryzmów lub gwałtowności w łamaniu podstawowych przepisów normujących życie wspólne było wskazywanie na nadrzędność „celów” protestu lub przynależność do jakiejś mniejszości (mniej lub bardziej wydumanej). Ogólnie rzecz biorąc, można powiedzieć, że z faktu przynależności uczyniono jedyny argument za możliwością łamania prawa oraz przyzwoleniem na określone działania. Widać to było także niekiedy w wymiarze sprawiedliwości, gdy bycie znanym lub też znajomość z przedstawicielami tegoż ostatniego, a przynajmniej bycie artystą pozwalało na „niekonwencjonalne” zachowania, gdyż konieczność ekspresji własnych poglądów była uznawania za „prawo człowieka” zagrożone machiną państwową lub ciężarem tradycji. To ciągle powracające marzenie o byciu awangardą ideową świata, która z całą mocą oświadcza: „Dziś niczym, jutro wszystkim my!”. Jest to, już od strony czysto merytorycznej mówiąc, kolejne wcielenie gnostyckiego ujmowania świat, niestety tym razem cokolwiek sparciałe i komiczne. Towarzystwo spod znaku „maila Jandowego” nie widzi nic niestosownego w dokonanym procederze, nawet wtedy, gdy skonfrontowane zostało ze stosowaniem we własnej narracji kłamstwa. Uzasadnieniem dla nich miał być udział w kampanii promującej akcję szczepienną, co okazało się raczej nieprawdą. Predestynowani są bowiem doskonale przekonani, że w ich działaniach każdy sposób jest dobry, by tylko ochronić własną niewymowną.
Byle życie nie uciekło
Postawa taka jest charakterystyczna w naszej polskiej rzeczywistości nie tylko w sferze wspomnianej wyżej. Mało kto z nas pamięta, że właśnie przed 16 laty na kanwie wyrwania polskiej administracji i rządów naszego kraju z łap załatwiaczostwa, którego symbolem była afera Rywina, wybory wygrały ugrupowania na sztandarach niosące hasła o konieczności sanacji. Niestety, późniejsze działania przynajmniej jednej z tych sił wykazały, że łatwo wpada się w koleiny starych przyzwyczajeń. I nie ma znaczenia, czy ustawianie rzeczywistości społecznej dokonuje się za pomocą narzędzi komunikacji internetowej, czy też w samochodzie przy cmentarnym murze. Miejsce w tym przypadku staje się rzeczą wtórną. Istotne jest przekonanie, że nam się należy. Jest w tym zawarte przeświadczenie o uprzywilejowanej pozycji społecznej ze względu na zajmowanie konkretnego stanowiska, niezależnie od posiadanych ku temu predyspozycji. Mówiąc inaczej: to nie predyspozycje dają mi dostęp do stanowiska, ale zajęcie stanowiska w hierarchii społecznej daje mi pewność, że takowe predyspozycje spłynęły na mnie wraz z zajęciem stanowiska. I z tej pozycji rozmawiam z innymi, niżej ode mnie postawionymi osobami. Ten sposób myślenia dość jasno wyraził Reymont w „Chłopach”, gdy w usta przedstawiciela władzy włożył stwierdzenie: „Ja, wójt, wam to mówię!” Człowiek, którego najwyższym marzeniem była upojna noc z Jagną, z racji zajmowanego stanowiska uznawał siebie za wyrocznię we wszystkich sprawach tego świata, a swoje twierdzenia uzasadniał tylko i wyłącznie posiadanym stanowiskiem. Takich postaw w kadrze urzędniczej III RP nie jest wcale mało. To najcięższa pozostałość po latach PRL, gdy awans społeczny dokonywał się nie na podstawie posiadanych kwalifikacji i predyspozycji intelektualnych, ale dzięki przynależności do danej grupy społecznej lub też na podstawie legitymacji partyjnej. Ale jest to również scheda części opozycji z tamtych czasów, gdy rzetelną debatę zastępowano uznawaniem „autorytetów”.
„Co nam hańba, gdy…
…talary mają lepszy kurs od wiary” – śpiewał swego czasu Jacek Kaczmarski z Przemysławem Gintrowskim. Wraz z racjonalnością, jako podstawą pozycji społecznej, uchodzi również i honor. Widać to było dokładnie w całej masie histerycznych reakcji na ujawnione kolesiostwo i znajomkostwo. Nie jest bowiem ważna prawda, skoro podważa się wybraństwo quasi-mi(s)tyczne. Nie ma co jednak się łudzić, że sprawa ta dotyka tylko ludzi władzy czy wybranych grup społecznych w ramach wspólnoty państwowej. Ów gnostycki etatyzm zagraża także innym społecznościom: związkom zawodowym, stowarzyszeniom, grupom wyznaniowym czy też strukturom ponadnarodowym lub ponadpaństwowym. A co jest lekarstwem? Długofalowo oczywiście przywrócenie kształcenia klasycznego z dowartościowaniem logiki i filozofii, a krótkoterminowo – nagłaśnianie i piętnowanie tychże mechanizmów. Niezależnie od tego, jak silnie i głośno wyć będą ci, którzy korzystają z takiego systemu. Niezależnie czy w państwie, czy w Kościele, czy też w innych strukturach społecznych.
Ks. Jacek Świątek