Brawurowe akcje, dramatyczne wybory i wierny obraz epoki powinny
zaciekawić niejednego czytelnika. Na rynku ukazała się „Czerwona
zemsta”, pierwsza powieść o losach mjr. Mariana Bernaciaka i jego
żołnierzy.
Aktualności
Jej rysunki, fotografie i obrazy wywołują uśmiech, szczęście, a
czasem łzy. Niebywały talent Agnieszki Barylskiej podbił serca
wielu
miłośników sztuki w kraju, a nawet poza granicami.
Pochodząca i mieszkająca na stałe w Żelechowie artystka już nieraz zachwyciła swoją twórczością. Jesienią jej wybrane prace wystawiono w holu głównym miejskiego ratusza. A stałą wirtualną ekspozycję obrazów i grafik na stronie internetowej i portalu społecznościowym odwiedza coraz więcej osób. Oglądając obrazy A. Barylskiej, od razu rzuca się w oczy, że są dziełem profesjonalistki. - Odkąd sięgam pamięcią, dużo rysowałam i to po wszystkim, po czym się dało. Nie oszczędzając nawet książek. Jedną z nich, porysowaną prawie na każdej stronie, mam do dziś - przyznaje A. Barylska. Chęć do rysowania zaszczepili w niej rodzice. - W dzieciństwie bardzo dużo z nami rysowali. Głównie mama, choć w szkole najlepsza była w rysunku technicznym - dodaje malarka. Dziś sztuka to dla niej nie tylko pasja, ale i sposób na życie. Na co dzień jest bowiem instruktorem w Miejsko-Gminnym Ośrodku Kultury w Żelechowie. Ale gdy tylko ma chwilę, siada przy sztaludze lub karcie papieru. - Sztuka pozwala mi inaczej spojrzeć na świat i rozszerza moje horyzonty.
Pochodząca i mieszkająca na stałe w Żelechowie artystka już nieraz zachwyciła swoją twórczością. Jesienią jej wybrane prace wystawiono w holu głównym miejskiego ratusza. A stałą wirtualną ekspozycję obrazów i grafik na stronie internetowej i portalu społecznościowym odwiedza coraz więcej osób. Oglądając obrazy A. Barylskiej, od razu rzuca się w oczy, że są dziełem profesjonalistki. - Odkąd sięgam pamięcią, dużo rysowałam i to po wszystkim, po czym się dało. Nie oszczędzając nawet książek. Jedną z nich, porysowaną prawie na każdej stronie, mam do dziś - przyznaje A. Barylska. Chęć do rysowania zaszczepili w niej rodzice. - W dzieciństwie bardzo dużo z nami rysowali. Głównie mama, choć w szkole najlepsza była w rysunku technicznym - dodaje malarka. Dziś sztuka to dla niej nie tylko pasja, ale i sposób na życie. Na co dzień jest bowiem instruktorem w Miejsko-Gminnym Ośrodku Kultury w Żelechowie. Ale gdy tylko ma chwilę, siada przy sztaludze lub karcie papieru. - Sztuka pozwala mi inaczej spojrzeć na świat i rozszerza moje horyzonty.
Zakończyła się termomodernizacja Domu Pomocy Społecznej w
Leopoldowie. Ośrodek był na liście kilkunastu podobnych inwestycji,
jakie prowadził i prowadzi jeszcze powiat rycki.
Rolnicy nie zapłacą więcej niż rok temu, za to właściciele sklepów
wielkopowierzchniowych będą musieli liczyć się z podwyżkami. Rada
miejska uchwaliła nowe opłaty.
Okolicznościowy wykład przypomniał chlubną historię, a duży tort
zapewnił słodkie fetowanie lokalnego święta. Dziesiątki mieszkańców
uczestniczyły w 65 urodzinach Dęblina.
Uroczystości miały miejsce w centralnym miejscu miasta. Na placu przed ratuszem ustawiły się maluchy z okolicznych przedszkoli, tworząc liczbę symbolizującą obchodzony jubileusz. Za sprawą trzymanych w dłoniach balonów było odświętnie i kolorowo. Zaproszony trębacz zaintonował „100 lat”, a znaną powszechnie pieśń podjęli wszyscy. Zanim jednak przyszła pora na część nieco bardziej rozrywkową, mieszkańcy i zaproszeni goście wysłuchali wyjątkowej prelekcji. Masę ciekawostek i mało znanych faktów z historii przedstawiła prezes Towarzystwa Przyjaciół Dęblina Grażyna Szczepańska. A było czego posłuchać, bo zakres zagadnień obejmował przestrzeń czasową od starożytności aż po lata współczesne. W odbiorze wykładu pomagały pokaz multimedialny i szereg archiwalnych zdjęć.
Uroczystości miały miejsce w centralnym miejscu miasta. Na placu przed ratuszem ustawiły się maluchy z okolicznych przedszkoli, tworząc liczbę symbolizującą obchodzony jubileusz. Za sprawą trzymanych w dłoniach balonów było odświętnie i kolorowo. Zaproszony trębacz zaintonował „100 lat”, a znaną powszechnie pieśń podjęli wszyscy. Zanim jednak przyszła pora na część nieco bardziej rozrywkową, mieszkańcy i zaproszeni goście wysłuchali wyjątkowej prelekcji. Masę ciekawostek i mało znanych faktów z historii przedstawiła prezes Towarzystwa Przyjaciół Dęblina Grażyna Szczepańska. A było czego posłuchać, bo zakres zagadnień obejmował przestrzeń czasową od starożytności aż po lata współczesne. W odbiorze wykładu pomagały pokaz multimedialny i szereg archiwalnych zdjęć.
O wolnej Polsce przypomniała pantomima oraz koncerty
zaproszonych artystów. 11 listopada mieszkańcy Ryk tłumnie
uczestniczyli w koncercie upamiętniającym narodowe święto.
Spotkanie podsumowało całoroczny projekt pod nazwą „A gdyby Jej nie było...” zrealizowany dzięki rządowemu dofinansowaniu. Przez cały ten czas dzieci, młodzież, dorośli i seniorzy uczestniczyli w różnych zajęciach. Najmłodsi poznawali wartości patriotyczne w przedszkolach. Nieco starsi brali udział w konkursach wokalnych, recytatorskich i plastycznych. Słuchacze Uniwersytetu Trzeciego Wieku wyhaftowali herb Ryk. A pracownicy Miejsko-Gminnego Centrum Kultury organizowali pikniki, koncerty i spotkania historyczne. W dniu 101 rocznicy narodowego święta też działo się niemało. Rankiem mieszkańcy i władze powiatu zebrali się na Mszy w intencji ojczyzny. A w przeddzień uroczystości prawie 300 miłośników sportu pobiegło w X Biegu Niepodległości.
Spotkanie podsumowało całoroczny projekt pod nazwą „A gdyby Jej nie było...” zrealizowany dzięki rządowemu dofinansowaniu. Przez cały ten czas dzieci, młodzież, dorośli i seniorzy uczestniczyli w różnych zajęciach. Najmłodsi poznawali wartości patriotyczne w przedszkolach. Nieco starsi brali udział w konkursach wokalnych, recytatorskich i plastycznych. Słuchacze Uniwersytetu Trzeciego Wieku wyhaftowali herb Ryk. A pracownicy Miejsko-Gminnego Centrum Kultury organizowali pikniki, koncerty i spotkania historyczne. W dniu 101 rocznicy narodowego święta też działo się niemało. Rankiem mieszkańcy i władze powiatu zebrali się na Mszy w intencji ojczyzny. A w przeddzień uroczystości prawie 300 miłośników sportu pobiegło w X Biegu Niepodległości.
Gdy zagra muzyka, bawią się na całego, a jeśli trzeba - mądrością i
doświadczeniem służą nawet lokalnym władzom. Osoby w jesieni życia z
powiatu ryckiego udowadniają, że wciąż są ważną częścią
społeczeństwa.
Od wieków chciały współdecydować o losach ojczyzny. Ich marzenie
ziściło się dopiero 100 lat temu. Doniosłą rolę kobiet walczących o
swoją godność i suwerenność Polski przypomniało ryckie centrum
kultury.
Właśnie taką propozycję dla miłośników historii przyniósł niedzielny wieczór 27 października. Za sprawą przygotowanej na tę okoliczność wystawy mogli poznać życie ośmiu wybitnych Polek przełomu XIX i XX w. Duże zdjęcia i szczegółowe opisy ciekawiły każdego, ale wyobraźnię o wiele bardziej rozpalały panie wcielające się w role bohaterek sprzed lat. To członkinie Grupy Rekonstrukcji Historycznej „Bluszcz” z Warszawy i okolic. Już niedługo będzie je można oglądać w serialu „Ludzie i Bogowie”, a teraz pokazały się mieszkańcom Ryk, ubrane w codzienne stroje sprzed 100 lat. Główną częścią spotkania był wykład o prawach wyborczych kobiet. Wygłosiła go prezes Towarzystwa Przyjaciół Ryk Hanna Witek. Ale zanim doszło do prelekcji, głos zabrały rekonstruktorki. Każda opowiedziała historię życia jednej z bohaterek wystawy.
Właśnie taką propozycję dla miłośników historii przyniósł niedzielny wieczór 27 października. Za sprawą przygotowanej na tę okoliczność wystawy mogli poznać życie ośmiu wybitnych Polek przełomu XIX i XX w. Duże zdjęcia i szczegółowe opisy ciekawiły każdego, ale wyobraźnię o wiele bardziej rozpalały panie wcielające się w role bohaterek sprzed lat. To członkinie Grupy Rekonstrukcji Historycznej „Bluszcz” z Warszawy i okolic. Już niedługo będzie je można oglądać w serialu „Ludzie i Bogowie”, a teraz pokazały się mieszkańcom Ryk, ubrane w codzienne stroje sprzed 100 lat. Główną częścią spotkania był wykład o prawach wyborczych kobiet. Wygłosiła go prezes Towarzystwa Przyjaciół Ryk Hanna Witek. Ale zanim doszło do prelekcji, głos zabrały rekonstruktorki. Każda opowiedziała historię życia jednej z bohaterek wystawy.
Niepublikowane dokumenty, zdjęcia i relacje naocznych świadków
przypomniały o okrucieństwie wojny. Pasjonaci historii
uczestniczyli w wykładzie poświęconym losom Ryk i okolic we
wrześniu 1939 r.
Pełną ciekawostek i anegdot pogadankę wygłosił historyk wojskowości i członek Towarzystwa Przyjaciół Stężycy Jarosław Frąckiewicz. Dzięki zgromadzonym przez badacza dokumentom widzowie mogli m.in. poznać sylwetki walczących w tych stronach żołnierzy i cywilne ofiary pierwszych dni wojny. Taka wielość bohaterów wzbudziła zdziwienie, bo miasteczko było na uboczu działań wojennych. Jednak linia kolejowa Dęblin - Łuków i trasa Lublin - Warszawa i tu ściągnęły niemieckie naloty. Obraz terroru i zniszczeń ukazali przejeżdżający przez Ryki dwaj dziennikarze. „Ryki płonęły. Na ulicach leżały zwęglone szczątki ludzkie. Kilkakrotnie przeżywaliśmy naloty samolotów na jednostki wojskowe” - opisywał Wacław Zuchniewicz. Dotkliwe skutki ostrzału przytoczył Mieczysław Krzepkowski. „Samolot obrał sobie za cel dworzec kolejowy oddalony o 2 km od naszego postoju. Nalot był skuteczny. Bomby trafiły w pociąg z amunicją artyleryjską. W miarę jak zapalały się kolejne wagony, wybuchające pociski rozrzucały odłamki na całą okolicę, na nas też” - relacjonował.
Pełną ciekawostek i anegdot pogadankę wygłosił historyk wojskowości i członek Towarzystwa Przyjaciół Stężycy Jarosław Frąckiewicz. Dzięki zgromadzonym przez badacza dokumentom widzowie mogli m.in. poznać sylwetki walczących w tych stronach żołnierzy i cywilne ofiary pierwszych dni wojny. Taka wielość bohaterów wzbudziła zdziwienie, bo miasteczko było na uboczu działań wojennych. Jednak linia kolejowa Dęblin - Łuków i trasa Lublin - Warszawa i tu ściągnęły niemieckie naloty. Obraz terroru i zniszczeń ukazali przejeżdżający przez Ryki dwaj dziennikarze. „Ryki płonęły. Na ulicach leżały zwęglone szczątki ludzkie. Kilkakrotnie przeżywaliśmy naloty samolotów na jednostki wojskowe” - opisywał Wacław Zuchniewicz. Dotkliwe skutki ostrzału przytoczył Mieczysław Krzepkowski. „Samolot obrał sobie za cel dworzec kolejowy oddalony o 2 km od naszego postoju. Nalot był skuteczny. Bomby trafiły w pociąg z amunicją artyleryjską. W miarę jak zapalały się kolejne wagony, wybuchające pociski rozrzucały odłamki na całą okolicę, na nas też” - relacjonował.
W parafii Najświętszego Zbawiciela w Rykach spędził prawie połowę
swej posługi. Dla kapłanów był duchowym ojcem, a dla wiernych
gorliwym duszpasterzem. Setki księży i mieszkańców Ryk pożegnało ks.
prałata Stanisława Burca.
Rycka wspólnota po raz kolejny okryła się żałobą. Niespełna cztery miesiące po śmierci proboszcza ks. kan. Krzysztofa Czyrki na kościelnym katafalku znów stanęła trumna. Tym razem trzeba było rozstać się z duchownym, który w parafii spędził blisko 30 lat. Ksiądz prałat, począwszy od 1990 r., przez 15 lat był proboszczem parafii, a w ciągu kolejnych 14 przebywał w niej jako emeryt. W pamięci wielu wciąż jeszcze brzmią echa jego donośnego głosu i prostych, ale trafiających w samo sedno kazań. Mocno przywiązani do swego pasterza parafianie nie zawiedli. 14 października, w dniu jego pogrzebu, świątynia w Rykach wypełniła się po brzegi. Smutnej, ale i tchnącej nadzieją liturgii przewodniczył bp Kazimierz Gurda. Tę nadzieję pasterz diecezji siedleckiej oparł na słowach Chrystusa mówiącego, że kto spożywa Jego ciało i pije Jego krew, będzie miał życie wieczne. - Te słowa nabierają szczególnej mocy, gdy stoimy przy trumnie księdza, który na Mszy św. powtarza tajemnicę wieczernika. Przemienia chleb w ciało, a wino w krew i podaje je wierzącym - zauważył biskup. - Ciało i krew Chrystusa ks. Stanisław przyjmował codziennie od 60 lat. Dlatego żywię głęboką nadzieję, że dostąpi zbawienia - dodał hierarcha.
Rycka wspólnota po raz kolejny okryła się żałobą. Niespełna cztery miesiące po śmierci proboszcza ks. kan. Krzysztofa Czyrki na kościelnym katafalku znów stanęła trumna. Tym razem trzeba było rozstać się z duchownym, który w parafii spędził blisko 30 lat. Ksiądz prałat, począwszy od 1990 r., przez 15 lat był proboszczem parafii, a w ciągu kolejnych 14 przebywał w niej jako emeryt. W pamięci wielu wciąż jeszcze brzmią echa jego donośnego głosu i prostych, ale trafiających w samo sedno kazań. Mocno przywiązani do swego pasterza parafianie nie zawiedli. 14 października, w dniu jego pogrzebu, świątynia w Rykach wypełniła się po brzegi. Smutnej, ale i tchnącej nadzieją liturgii przewodniczył bp Kazimierz Gurda. Tę nadzieję pasterz diecezji siedleckiej oparł na słowach Chrystusa mówiącego, że kto spożywa Jego ciało i pije Jego krew, będzie miał życie wieczne. - Te słowa nabierają szczególnej mocy, gdy stoimy przy trumnie księdza, który na Mszy św. powtarza tajemnicę wieczernika. Przemienia chleb w ciało, a wino w krew i podaje je wierzącym - zauważył biskup. - Ciało i krew Chrystusa ks. Stanisław przyjmował codziennie od 60 lat. Dlatego żywię głęboką nadzieję, że dostąpi zbawienia - dodał hierarcha.
- « Następne
- 1
- …
- 5
- 6
- 7
- 8
- 9
- Poprzednie »