Komentarze
41/2019 (1264) 2019-10-09
Nadchodząca niedziela w naszym kraju rozpalona zostanie nie tylko powrotem (jak twierdzą synoptycy) gorącego słońca na jesiennym niebie. Spór polityczny przybiera coraz bardziej na sile, więc i elekcja październikowa zawierać będzie w sobie elementy quasi rewolucyjne.

Wydaje się, iż królami tegorocznej kampanii wyborczej zostały sondaże, które publikowane na potęgę miały dowodzić siły partii rządzącej lub też wzrostu znaczenia wspólnoty różnych ugrupowań zwierających szeregi tzw. anty-PiS. Nie sposób było nie zauważyć, iż gra się toczyła w przelicznikach o każdy mandat w izbie niższej naszego parlamentu. Być może jest to wynik niepewności, czy w senacie obecna koalicja będzie miała większość. Gdyby jej nie miała, proces legislacyjny z punktu widzenia obecnie sprawujących władzę byłby zagrożony w łatwości przeprowadzania własnych planów ustawodawczych. Dlatego posiadanie w sejmie większości pozwalającej odrzucać poprawki senackie wydawało się celem tegorocznej kampanii wyborczej. Co ciekawe, ten sam mechanizm pojawił się w przygotowaniach do rozpoczętego w tym tygodniu synodu biskupów w Rzymie, dotyczącego spraw misyjnych w Amazonii. Zdobycie większości głosów pozwalających na przeprowadzenie własnych planów zdominowało namysł teologiczny, a przekonania z natury raczej ideologicznej zaprzątnęły umysły śledzących to wydarzenie i samych uczestników obrad watykańskich.
39/2019 (1262) 2019-09-25
Każdy z nas posiada ulubione medium. Nie, nie chodzi o jakąś wróżkę czy coś w tym stylu. Chodzi mi o środek społecznego przekazu, czyli prasę, radio i telewizję, a także internetowe portale.

Powodem wyboru tej czy innej redakcji może być dzisiaj cokolwiek. Zazwyczaj nie tłumaczymy się z tego, bo trudno czasem przyznać się, że kierują nami po prostu emocje. Określenie „lubię coś” jest po prostu emocjonalnym związkiem, za którym rozum raczej nie stoi. Owszem, często próbujemy racjonalizować dokonany wybór, lecz jest to dość pokraczne. Uczuciowe związanie się z mediami ma także i tę właściwość, że zamyka nasze oczęta na drugi plan dziennikarskich, i nie tylko, poczynań. Klasycznie nazywano to podatnością na manipulację, lecz dzisiaj większość z nas uzna to za przejaw mowy nienawiści i hejt. Kiedy ktoś w racjonalny sposób wykazuje, że nasze wybory i ogląd rzeczywistości nie po drodze mają z prawdą i rozumem, wówczas jako lwi zaciekli rzucamy się nań z krzykiem, że jest wstrętnym hejterem, jeśli nie faszystą. Prawdę mówiąc, bronimy wówczas siebie, by nie pozostać na polu bitwy z określeniem zwykłego idioty. Cóż, świat już niejedno widział.
38/2019 (1261) 2019-09-18
Stan histerii związanej z ideologią LGBT powoli zdaje się osiągać swoje apogeum, choć nie do końca wiadomo, jaka jest granica tego zjawiska.

Nie wiadomo, ponieważ jest ona zakreślana jedynie w ideologicznych widach, a ludzki umysł w swoim „twórczym” zapędzie zdaje się być nieograniczony, gdy tylko raz zerwie się ze smyczy realizmu. Wobec takiego stanu rzeczy pojawiają się liczni komentatorzy, którzy twierdzą, iż jedynym lekarstwem na taką chorobę jest przeczekanie i spokojne robienie swojego. Nie mogę jednak z tym się zgodzić. To, co dzieje się w naszej ojczyźnie, nie tylko nie napawa optymizmem, lecz domaga się jasnej, zdecydowanej i twardej odpowiedzi, nawet jeśli „histeryczne panienki wszelkiej płci” ruszą do boju, postukując szpileczkami o bruk (bo przecież niełatwo na takiej wysokości utrzymać spokojnie ciała o wadze bliskiej wzorca nieskończoności). Opublikowane ostatnio badania społeczne wykazały dość ciekawą tendencję. Okazało się bowiem, iż większość kobiet za największe zagrożenie dla świata uznaje zmiany klimatyczne, natomiast mężczyźni w większości za takowe uznali szerzenie się ideologii LGBT.
37/2019 (1260) 2019-09-11
Współczesność niejednego przyprawić może o ból głowy. Sposób, w jaki kształtuje się dzisiaj mentalność społeczną, pomijając już elementy socjotechniki, nacechowany jest zasadniczo całkowitym brakiem związku z tradycyjną logiką.

Przynajmniej w tym, co trafia do społeczeństwa. Być może tzw. drugie dno naszego świata działa jak najbardziej logicznie, jednakże sposobem wpływania na społeczeństwo jest festiwal alogiczności i systemowego bezsensu. Klasyczne już dzisiaj powiedzenie głosi, że w tym szaleństwie może być i jest jakaś metoda. Tam, gdzie zatarte zostają granice pomiędzy racjonalnością a bzdurą, łatwość w kształtowaniu odbioru świata przez szerokie masy ludności staje się nieograniczona. Eliminuje się zasadniczą dla każdego człowieka w jego procesie poznawania świata zasadę niesprzeczności, która jest fundamentem zdrowego rozsądku i każdego poznania naukowego. Wystarczy tylko przyjrzeć się paru przykładom, zarówno systemowym, jak i związanym z tzw. prozą życia. Forsowana od kilku dekad definicja demokracji jako rządów większości chroniących mniejszości jest tego najlepszym przykładem. Biorąc ją bowiem całkowicie dosłownie nie trzeba wcale stawać w szranki wyborcze, by rządzić daną społecznością.
36/2019 (1259) 2019-09-04
Prób zdyskredytowania polskich obchodów rocznicy wybuchu II wojny światowej i napaści Niemiec ręka w rękę z Rosja sowiecką na Polskę w 1939 r. było w ostatnich dniach wiele.

Nikt jednak nie przebił chyba działania jednego z portali internetowych, należącego zresztą do potężnego koncernu zza Odry, który, chcąc pokazać, jak wielką „pogardę” do Polaków żywi Donald Trump, opublikował zdjęcie radosnego oddawania się tego ostatniego grze w golfa w kontekście odwołania jego wizyty w naszym kraju na wspomnianych wyżej obchodach. Jak się potem okazało, samo zdjęcie było ustawką, gdyż wykorzystano fotos sprzed kilku lat. Można powiedzieć: a czegóż można było się spodziewać? W przestrzeni medialnej od dawna stosuje się techniki manipulowania odbiorcą w celu osiągnięcia jakiejś korzyści. W końcu każda reklama wykorzystująca wizerunek ludzki przechodzi przez meandry programów komputerowych poprawiających mankamenty wizerunkowe użytych przy jej produkcji ludzi, a efektem końcowym zawsze są młodzi, uśmiechnięci, z talią jak osa lub kaloryferem na brzuchu. Nikt jednak nie krzyczy, że jest to oburzające czy coś w tym stylu. Być może owo „uśpienie” odbiorcy informacji jest przyczyną niereagowania na jawne kłamstwo. A może jednak coś innego?
35/2019 (1258) 2019-08-28
Przedbiegi wyborcze już rozpoczęte. Tocząca się w mediach kampania wyborcza, zdominowana przez właściwie trzy komitety, nie jest jedynym tego dowodem.

Ciekawy jest obraz naszego kraju wyłaniający się chociażby z dokumentacji Państwowej Komisji Wyborczej rejestrującej poszczególne komitety. Jak podano w jednym z ostatnich jej komunikatów, zarejestrowano już 88 różnych komitetów wyborczych, z których tylko 30 jest związanych z konkretnymi partiami, a jeden koalicyjny. Zasadnicza reszta to tzw. komitety wyborców, czyli grono ludzi popierających jednego lub kilku kandydatów, najczęściej związanych z jednym okręgiem wyborczym (chodzi raczej o wybory do Senatu RP). Pośród nich roi się od swoistych kuriozów i innych elementów folkloru politycznego. Znamiennym jest jednak, iż większość z nich w swoich programach i odezwach informuje, że zasadniczy ich walor to działanie na rzecz… jedności polskiego społeczeństwa, mającego podobno dość dipola, czyli nieustannej walki pomiędzy dwoma zasadniczymi graczami na polskiej scenie politycznej.
34/2019 (1257) 2019-08-21
Kilka ładnych dni temu Polskę obiegła wieść o jednym księdzu z archidiecezji lubelskiej, który postanowił dokonać coming outu i wyjawić światu swoje skłonności homoseksualne.

W mediach zawrzało, na portalach społecznościowych komentarze rozpaliły serwery do białości, a wielu wierzących z bólem przyjmowało zachowanie się owego już eksduchownego. Rzeczywiście, fakt ten jest bolesny dla wspólnoty Kościoła, ale przecież nie jest w ostatnich latach niczym nowym. Można przecież wspomnieć księdza Charamsę, który wybrał życie u boku swojego hiszpańskiego „partnera”. Odejścia kapłanów ze stanu duchownego zdarzały się i w poprzednich latach i wiekach, słabość ludzka bowiem nie jest uzależniona od chwili czy epoki. Oczywiście, za każdym razem jest to doskonała okazja do piętnowania samego Kościoła, lecz - jak pisał w swoim „Lamparcie” Giuseppe Tomasi di Lampedusa - największymi krytykami Kościoła, którzy przypisują sobie prawo do pierwszeństwa w tych zawodach, są niedoszli duchowni. Niedoszli lub przeszli.
33/2019 (1256) 2019-08-14
W kolejnym mieście naszego kraju odbył się tzw. marsz równości. Przyznam się, że zaskoczony jestem niekonsekwencją jego organizatorów.

Skoro bowiem o równość chodziło w tymże przemarszu, to należało zadbać o szczegóły, gdyż w nich ponoć tkwi diabeł. A tymczasem mieliśmy do czynienia z ludźmi o różnym wzroście, wadze, kolorze oczu, odcieniach włosów, ubranych w różnoraki sposób etc. I gdzież ta równość? W tym wymiarze mamy do czynienia z afirmacją całkowitej nierówności, wręcz można powiedzieć - z promocją nierówności. To oczywiście sarkazm, bo inaczej odnieść się do tego nie można. Parada przebierańców, przypominająca jako żywo przemarsze trup wędrownych aktorów rodem ze średniowiecza (znowu zonk!), za równość poczytuje sobie jeno możliwość prezentowania najbardziej wyuzdanych i najbardziej złośliwych form wyrażania tego, co we własnym mniemaniu nazywają myśleniem. A skoro w baśniowy sposób ludzkość już od dawna oddawała własne lęki i marzenia, również i uczestnicy tychże marszów postanowili widać iść takim właśnie krokiem.
32/2019 (1255) 2019-08-07
Kiedy pierwszy raz w życiu stanąłem na polu tamtej bitwy, rozegranej blisko 2,5 tys. lat temu, zadziwiły mnie spokój i lenistwo otoczenia.

Wejścia do przesmyku pomiędzy wzgórzami strzeże niewielki pomnik ozdobiony podobizną dowódcy i symbolami zwycięskiej Nike, choć przecież militarnie walka została przegrana. I to w niecałe trzy dni. Przyjmując miarę, z jaką niektórzy podchodzą dzisiaj do powstania warszawskiego, należałoby okryć hańbą tych, którym zamarzyła się wolność i obrona tego, co stanowiło ich ojczyznę. A jednak w przestrzeni kultury i cywilizacji stali się oni wzorcem, symbolem wierności swojej ziemi, swoim rodzinom, swoim prawom. Stali się znakiem hartu ludzkiego ducha i odwagi bez cienia wątpliwości, gdy idzie o oddanie życia za najważniejsze. To, co napisałem, jest wspomnieniem mojego pobytu pod Termopilami - miejscem jednostkowej zdrady i wielosercowego zwycięstwa pokonanych.
31/2019 (1254) 2019-07-31
Tyle dzisiaj mówi się o stanach depresyjnych jako coraz bardziej rozwijającej się epidemii cywilizacyjnej. Cóż, nie sposób nie dostrzec, iż podłożem tego z jednej strony są rozbudzone oczekiwania indywidualne jednostek, z drugiej zaś całkowita samotność, nawet przy wypełnionym po brzegi kręgu znajomych na portalach społecznościowych.

Kryzys cywilizacyjny, przez większość z nas postrzegany jako obalanie wartości fundujących społeczeństwa, to także kryzys dialogu. Rozmowa jest tylko wówczas możliwa, gdy znajduje się minimalny poziom wspólnego języka. Rozwalenie fundamentów cywilizacyjnych nie stanowi od razu wyjścia do budowania czegoś nowego, jest raczej tworzeniem ruin i zgliszcz, na których składane w ofierze są właśnie jednostki. Ten przydługi być może i zbyt teoretyczny wstęp jest konieczny, by zrozumieć, co dokonuje się właśnie w naszym kraju. Wysiew tzw. parad równości nie jest tylko elementem oswajania społeczeństwa z możliwością manifestowania w przestrzeni publicznej wszystkiego, co się zechce. Gdyby tak było, wówczas nie można byłoby zakazać niczego, a przechadzając się ulicą, moglibyśmy natknąć się z jednej strony na demonstrację zagorzałych zwolenników palenia heretyków na stosach, z drugiej zaś na afirmatorów współżycia seksualnego ze wszystkim, co się rusza bądź nie.