Komentarze
Źródło: PIXABAY
Źródło: PIXABAY

Piękna nasza Polska cała

Przedbiegi wyborcze już rozpoczęte. Tocząca się w mediach kampania wyborcza, zdominowana przez właściwie trzy komitety, nie jest jedynym tego dowodem.

Ciekawy jest obraz naszego kraju wyłaniający się chociażby z dokumentacji Państwowej Komisji Wyborczej rejestrującej poszczególne komitety. Jak podano w jednym z ostatnich jej komunikatów, zarejestrowano już 88 różnych komitetów wyborczych, z których tylko 30 jest związanych z konkretnymi partiami, a jeden koalicyjny. Zasadnicza reszta to tzw. komitety wyborców, czyli grono ludzi popierających jednego lub kilku kandydatów, najczęściej związanych z jednym okręgiem wyborczym (chodzi raczej o wybory do Senatu RP). Pośród nich roi się od swoistych kuriozów i innych elementów folkloru politycznego. Znamiennym jest jednak, iż większość z nich w swoich programach i odezwach informuje, że zasadniczy ich walor to działanie na rzecz… jedności polskiego społeczeństwa, mającego podobno dość dipola, czyli nieustannej walki pomiędzy dwoma zasadniczymi graczami na polskiej scenie politycznej.

Innymi słowy – pączkujące jak grzyby po deszczu stronnictwa i komitety, z natury swojej rozdrabniające scenę polityczną, mają zapewnić jednolitość i jedność polskiego społeczeństwa. Cóż, każdy ma swoje metody. Nie ma jednak tego złego, co by na dobre nie wyszło.

 

Kabareton wyborczy

W plejadzie wspomnianych przeze mnie komitetów można znaleźć nawet dość zabawne twory. Pomijam fakt, że duża liczba komitetów rejestrujących swoich kandydatów do walki o miejsca w senacie to grupy osób usuniętych z tej czy innej partii, chcących teraz dać wyraz swojego zawodu działaniami macierzystych jednostek politycznych. Znaczna jednak liczba to nowe podmioty, które być może powołane zostały tylko na potrzeby październikowej elekcji. Można wśród nich znaleźć wiele ciekawostek, a i od humorystycznych skojarzeń opędzić się nie można. Weźmy np. jedno z takich ugrupowań – Akcję Zawiedzionych Emerytów Rencistów. Niby nic, ale jeśli spróbuje się utworzyć skrót, wówczas wyjdzie Akcja ZER. Nie mam pojęcia, czy jest to zamierzony efekt, by oddziaływać na społeczeństwo, ale nie można ukryć, że brzmi komicznie. Podbieranie nazw innym graczom na scenie politycznej jest w tej grupie nagminne, bo mamy np. KWW Prawda i Sprawiedliwość, czy też KWW Zjednoczona Prawica. Znaleźć można wśród tychże komitetów np. Partię Kierowców. Z ciekawości wszedłem na ich portal internetowy i przyznam się, że niektóre postulaty mnie (jako użytkownika polskich dróg) zaciekawiły. Problem tylko, czy jest to kolejna mutacji Polskiej Partii Przyjaciół Piwa (twór, którego twarzą był Janusz Rewiński w latach 90 ubiegłego wieku). Powie ktoś, że to polityczny plankton, którego jedynym chyba celem jest pożarcie przez wieloryby polskiej polityki. Owszem, nie wróżę wielkiej przyszłości tym efemerydom demokracji. Jednakże podnoszenie właśnie przez te partyjki i stowarzyszenia postulatu jedności narodowej nie jest śmieszne, co raczej głupie.

 

Slogan i nic więcej

Tak jakoś już jest, że w obliczu kolejnych wyborów, ale również i przy okazji zażartej walki pomiędzy dwoma czy trzema głównymi graczami polskiej sceny politycznej (jak teraz ma to miejsce przy okazji afery hejtowej), podnoszone jest larum o niszczeniu polskiej jedności narodowej. Owo larum winno być podnoszone raczej wówczas, gdy niektórzy z naszych polityków czy działaczy społecznych wznoszą swoje krzyki, żądając interwencji zagranicznej dla rozwiązania polskich sporów. Przykładem tego może być napisany w języku angielskim transparent na rynku wrocławskim w czasie manifestacji przeciwko „aferze hejtowej”, który dosłownie głosił: „Pomóżcie nam bronić konstytucyjnych wolnych sądów”. Do kogo skierowany było to wezwanie, do końca powiedzieć nie można. Język angielski stał się przecież językiem międzynarodowym i każde państwo może się poczuć adresatem tego wezwania. Najbardziej jednak problematyczne jest to, że hasło to można zrozumieć w zupełnie inny sposób: „Niech przyjdzie ktokolwiek z zewnątrz i odsunie jednych od władzy, a odda ją w ręce innych”. Tylko co to ma wspólnego z demokracją, tego najstarsi Indianie nie wiedzą. Bo tak to już jest, że slogany nie są nośnikami treści, ale głupoty. Tak samo ma się sprawa z ową mityczną jednością narodową. Najczęstszym błędem w użyciu tego terminu staje się mylenia zwartości państwowej ze sposobem realizacji tejże zwartości. Jedność potrzebna jest tylko przy obronie tożsamości i niezależności naszego państwa, natomiast przy sposobach realizacji państwowości zawsze będzie powstawał spór. Każda bowiem z sił politycznych z natury rzeczy będzie głosiła, iż to właśnie ona ma najlepszy sposób na zrealizowanie i ochronę naszej tożsamości i niezależności. Nie liczę oczywiście tych, którzy (jak kiedyś polscy komuniści z Różą Luksemburg) uznają polskość za zbędny ciężar i garb, a przynajmniej za problem w realizacji szczęścia tzw. ludzkości. Spór jest konieczny dla życia narodu i istnienia państwa. Nie można tylko pozwolić na kupczenie naszą tożsamością i niezależnością.

 

Tester jedności

Wbrew oczekiwaniom niektórych nie jest nim wierność konstytucji. Jak wykazują fakty historyczne, może ona podlegać zmienności. Testerem jest stosunek do tego, na czym została ufundowana nasza państwowość. A jest nim dziedzictwo chrześcijańskie. Nie jest moim celem tworzenie państwa wyznaniowego, lecz wskazanie, że właśnie odniesienie do tego, co jest chrześcijańskim dziedzictwem, stanowi naczelny problem jedności. W 1979 r. Jan Paweł II nie bez kozery prosił Polaków, by całe to dziedzictwo jeszcze raz przyjęli z wiarą, nadzieją i miłością. Całość Polski to nie spoistość ludzi, którzy między sobą się nie różnią. Całość Polski to poróżnieni między sobą ludzie o sposoby kształtowania organizacji państwowej, ale równocześnie jednakowo zakochanych w polskim dziedzictwie i w polskiej tożsamości. Można powiedzieć, iż to poezja. Niekoniecznie. Był przecież już kiedyś polski polityk, który umiał wysiąść z partyjnego tramwaju na przystanku niepodległość.

Ks. Jacek Świątek