Komentarze
30/2019 (1253) 2019-07-25
No i zaczęło się… Polska ponownie jest oskarżana o pogromy inaczej myślących, chodzących, patrzących, kochających i zjeżdżających na nartach. A wszystkiemu oczywiście są winni rząd i Kościół, choć dla niektórych kolejność odpowiedzialności wydaje się być inna.

Przyznam się, że gdy porównałem obrazki z ogarniętej cosobotnimi zamieszkami Francji ze zdjęciami z Białegostoku, odniosłem wrażenie, iż nasze „pogromy” są iście wacikowe. Ale przecież nie od dzisiaj wiadomo, iż nasz kraj jest pępkiem świata, i nawet lewicowe czy skrajnie antifoskie media przekonane są, że nie to, co dzieje się nad Sekwaną, może stanowić zarzewie zmian światowych, tylko ruchawka uliczna w grodzie nad Białą. Jest to przekonanie tak silne, jak mniemanie Lecha Wałęsy, że jego pomysły są w stanie uratować Polskę, glob ziemski i przynajmniej część naszej galaktyki. Do wyrażenia tego przekonania używane są wszystkie możliwe środki, łącznie z przedstawianiem na zdjęciach poszkodowanych po stronie antyrównościowych manifestantów jako ofiary rzezi zgotowanej przez PiS i Kościół. Podchodząc jednak do sprawy poważnie, muszę na początku zaznaczyć, że nie jestem zwolennikiem bicia kogokolwiek i zadym ulicznych.
27/2019 (1250) 2019-07-03
Na truizm zakrawa już dzisiaj powtarzanie frazy, iż przyczyną nieszczęść w świecie nie jest siła zła, tylko słabość dobra. Tym bardziej cieszą małe na pozór zwycięstwa tego ostatniego.

Radość jednak nie powinna przesłaniać całości działań, które wciąż jak podskórna rzeka mogą podmywać fundamenty tego, co pozostało z cywilizacji zachodniej. Ta walka trwa także w naszym kraju, jak i w Kościele (szczególnie polskim). Ostatnio powiew optymizmu wniósł wyrok Trybunału Konstytucyjnego, który stwierdził, że nie można pogodzić z wolnością obywatelską zmuszania do działań niezgodnych z własnym sumieniem. Wydając wyrok w sprawie słynnego już łódzkiego drukarza, wskazał on wyraźnie, że inicjatywa prywatna ma prawo działać zgodnie z własnym sumieniem. Śmieszną w tym kontekście wydaje się reakcja pary homoseksualistów z Pomorza, którzy oświadczyli, że w ich apartamentach wypoczynkowych nie będą przyjmowani zwolennicy PiS oraz słuchacze Radia Maryja, a zwłaszcza „bliźniaki jednojajowe, które obchodziły 70 urodziny 18 czerwca i mają 168 cm wzrostu”. Śmieszną, ponieważ jeśli mają taką wolę, to proszę bardzo. Reakcja tego środowiska może być jednak bardziej dotkliwa, jeśli weźmie się pod uwagę działania osób, które stanowią ich własną armię „pożytecznych idiotów”.
26/2019 (1249) 2019-06-26
Opinia publiczna w dobie cywilizacji (?) multimedialnej ma to do siebie, że skupia się nie na tym, co ważne, ale na tym, co aktualnie daje możliwość zabawy.

Albo też poddawane jest jej jako element ludyczny. Istotnym w owym traktowaniu społeczeństwa przez media, ale nie tylko, staje się wykorzystywanie polityczno-ekonomiczne masy społecznej dla ugruntowania w mentalności większości członków danej społeczności sposobów myślenia, w tym wartościowania i uznawania za prawdę, które nie są w żaden sposób uzasadnione logicznie. Innymi słowy: dzięki takiemu działaniu społeczeństwo nasze staje się coraz bardziej polem funkcjonowania mitów, a nie racjonalnych przesłanek działania. Przykładów nie trzeba zbyt daleko szukać. Weźmy chociażby ostatni werdykt Trybunału Sprawiedliwości Unii Europejskiej na temat ustaw związanych z reformą sądownictwa w naszym kraju.
25/2019 (1248) 2019-06-19
Tytuł niniejszego felietonu jest zaczerpnięty z piosenki Ireneusza Dudka, a słowa te padają na samym początku utworu, stanowiąc zachętę do podkręcenia tempa muzyki. Całość tego utworu to powieść o 53-letnim człowieku, który żyje cały czas na garnuszku własnych rodziców, nie ma zamiaru skończyć edukacji i zamiast podjęcia pracy oddaje się błogiemu leniuchowaniu.

Ta parodia niesamodzielności życiowej, będącej jawnym wyborem sposobu na życie, jest dla mnie kolejnym dowodem na to, iż bycie ofiarą losu nie jest przeznaczeniem czy fatum, lecz stanowi doskonały sposób na życie. Obserwując to, co dzieje się wokół polskiego systemu edukacyjnego, a zwłaszcza podejmowane działania na rzecz tzw. walki z wykluczeniami, mam nieodparte wrażenie, iż historia muzyczna będzie się nie tylko powtarzać, lecz wręcz nasilać. Trend społeczny sprzyja niestety takiej konstatacji. Nie wystarczy jednak spojrzeć na to, co dzieje się w szkolnictwie, lecz trzeba przyjrzeć się niektórym zachowaniom już dorosłych ludzi, by zrozumieć, przy jakiej ścianie znalazło się nasze społeczeństwo (i nie tylko nasze). Najłatwiej dostrzec ten właśnie trend w ramach pracy dzisiejszych dziennikarzy. Nie jest to tylko wyraz ich nieporadności zawodowej, ile raczej akceptacja dla pewnego sposobu działania. Czytając bądź słuchając wypowiedzi reprezentantów tzw. czwartej władzy, można odnieść niechybne wrażenie, iż celem ich działania jest poszukiwanie tematów nie tylko nośnych społecznie, ale również ideologiczne ustawianie społeczeństwa, niestety zgodnie z zapotrzebowaniem odbiorcy.
24/2019 (1247) 2019-06-12
Ksiądz pchnięty nożem, ołtarz zniszczony siekierą w czasie Mszy św., siwawy pan nazywający siebie biskupem i człowiek z durszlakiem na głowie parodiujący Eucharystię w przedbiegach warszawskiej parady homoseksualistów, wstrętne naigrywanie się z tradycyjnych form procesyjnych przez feministyczną grupę, niszczenie krzyży w kościołach…

Wyliczać można jeszcze więcej. To już nie jakiś hinduistyczny stan w Indiach czy też ataki w zlaicyzowanej Francji. To Polska. Dzisiaj. Doliczyć do tego trzeba postępującą (niestety) absencję młodzieży na katechezie w szkole, szalony hejt w internecie, gdzie jedynym oskarżeniem kierowanym przeciwko Kościołowi jest fakt bycia katolikiem (co ciekawe, innych wyznań chrześcijańskich w tym kontekście jakby nie było), modę na „dowalanie czarnym”. O co w tym wszystkim idzie? I czy nie jest to zapowiedź końca, niezależnie czy rozumiemy przez to zejście Kościoła ze senny społecznej, czy apokaliptyczne zakończenie istnienia tej rzeczywistości? Pytań pojawia się coraz więcej, a potęgowane one są zwykłym strachem. I chociaż niekiedy może on być siłą napędową pewnych rozwiązań dobrych, to jednak najczęściej powoduje, że nasz osąd racjonalny zostaje zaciemniony przez różne straszaki czy też wyimaginowane twierdzenia.
23/2019 (1246) 2019-06-05
Tak to już bywa, że to, co najważniejsze, jest spychane na plan dalszy przez błahostki. Elementy ludyczne zastępują zazwyczaj porządną debatę, bo w końcu w czasie zabawy najłatwiej wciskać idee ludziom zainteresowanym tylko poszukiwaniem komizmu czy form wyżycia.

Czy ta konstatacja jest przykra? W jakiejś mierze zapewne tak, lecz nie jest ona żadną tragedią. Reakcją na taki stan rzeczy nie powinno być dramatyczne darcie szat, ale poszukiwanie zabezpieczenia przed wlewaniem do mózgu zakamuflowanych idei. Przyglądając się zorganizowanym przez środowiska obecnej opozycji obchodom pierwszych nie w pełni demokratycznych wyborów w 1989 r., miałem wrażenie, że uciekanie przed zasadniczymi tematami było jak najbardziej widoczne. I widoczne było próbowanie wlania do naszych głów własnych narracji. Cel jednak był cokolwiek inny. Nieliczni zauważyli w czasie podejmowanych debat przy zaimprowizowanym okrągłym stole obecność niedawnej „gwiazdy” europejskich konwencji - redaktora Jażdżewskiego, który w czasie ich trwania porównywał „malowniczo” Kościół do świń uwielbiających taplanie się w błocie.
22/2019 (1245) 2019-05-29
Cóż, z przykrością ponownie muszę odwołać się do polskiej mądrości ludowej. Nie dlatego, że nie lubię twórczości folklorystycznej, lecz dlatego, iż muszę ją cytować w kontekście Kościoła.

Jest bowiem jedno polskie przysłowie, które dość jasno precyzuje najszybszą formę Boskiego karania, a mianowicie odebranie komuś jasnego, racjonalnego myślenia. Jedną z cnót z dziedziny intelektualnego poznania rzeczywistości i wykorzystania przez człowieka władzy rozumu, jest umiejętność przewidywania konsekwencji. Oczywiście, reakcja na jakieś wydarzenia musi być w miarę szybka, jednakże zbytni pośpiech jest wskazany co najwyżej przy łapaniu pewnych insektów. Niestety, pewne działania Kościoła w ostatnich dniach wskazały mi dość jasno, iż z racjonalnym myśleniem drogi wspólnoty wierzących cokolwiek się rozjeżdżają. W kontekście zakończonych w niedzielę wyborów do Parlamentu Europejskiego przewodniczący Rady Episkopatów Europejskich, abp Jean-Claude Hollerich, biskup Luksemburga, oświadczył był, że zaniepokojony jest wzrostem notować „ugrupowań populistycznych”, a sam swoją radość elekcyjną wiąże z dobrym wynikiem Zielonych. No cóż, zapewne takie postulaty, jak np. „Prawo kobiety do wyboru do końca trzeciego miesiąca ciąży”, czy „Prawna dopuszczalność eutanazji dla osób nieuleczalnie chorych, które, będąc w pełni władz umysłowych, wyraziły komisyjnie (członek/członkini rodziny, lekarz/lekarka, sędzia) zdecydowaną wolę zakończenia swojego życia”, czy „Uproszczenie procesu uzgodnienia płci i umożliwienie jego refundacji. Wprowadzenie zakazu arbitralnej ingerencji chirurgicznej w stosunku do dzieci interpłciowych”, czy „Zastąpienie religii w szkołach publicznych etyką i religioznawstwem oraz zapewnienie, by szkoły były wolne od symboliki religijnej” (cytaty za www.zielonipartia.pl/program) nie stanowiły źródła zadowolenia hierarchy, choć w dzisiejszym świecie i tego nie można być do końca pewnym.
21/2019 (1244) 2019-05-22
Oczyszczanie Kościoła, pomoc Kościołowi, troska o Kościół etc., etc., etc. Jak mantra brzmią dzisiaj te słowa w ustach osób atakujących bezpardonowo dotkniętą grzechem i złem wspólnotę katolicką.

Wydawać by się mogło, że są to słowa współczujące i wyrażające wielkie uznanie dla roli Kościoła, a zarazem troskę o jego jak najlepsze funkcjonowanie w społeczeństwie polskim. Propozycje tzw. „niezależnej komisji badawczej i sądzącej” są jednym z postulatów owych „zatroskanych”, a czerwony płaszczyk pewnej posłanki, w którym wręczała ona cokolwiek słabo wykonany raport papieżowi, zdaje się być relikwią narodową i symbolem słusznej pomocy Kościołowi. Przynajmniej w spotach wyborczych. Przyznam się, że jestem zaszokowany taką falą „dobrotliwości”. I byłbym nią nawet zauroczony, gdyby nie pewien dysonans wynikający z dokładnego prześledzenia propozycji kierowanych pod adresem Kościoła.
20/2019 (1243) 2019-05-15
O czymże dzisiaj pisać na polskim bruku? Wszak jeden tylko temat jest w powietrzu. Ponad 7 mln odsłon w internecie filmu Tomasza Sekielskiego wskazuje dość dobitnie na zainteresowanie zobrazowaniem przez dziennikarza kilku historii osób seksualnie wykorzystanych w dzieciństwie przez duchownych.

Debata dzisiejsza rozpościera się pomiędzy zażenowanym milczeniem a oskarżeniami i inwektywami kierowanymi pod adresem hierarchii kościelnej (zarówno ze strony antyklerykałów, jak i ludzi z wnętrza Kościoła). Padają w niej różnorakie argumenty, od pochwał dla autorów filmu po krzyk o ustawce pod temat i celowy termin emisji. Przyznam się, że nie interesuje mnie ta debata w ogóle. Jak do tej pory twierdziłem, tak teraz twierdzę, że każdego, kto wykorzystuje dziecko (niezależnie pod profesji czy statusu społecznego) osobiście karałbym niemiłosiernie. Uderzenie w niewinność dziecka, wykorzystanie jego zaufania i nieporadności w obronie, zaspokajanie własnych chorych fantazji i żądz kosztem najmłodszych są dla mnie po prostu obrzydliwe i całkowicie nie do przyjęcia. Lecz oprócz normalnego dla mnie jako człowieka obrzydzenia dla tychże praktyk, jest jeszcze konieczność ustalenia powodów, które umożliwiły usprawiedliwianie w sumieniu tychże zachowań.
19/2019 (1242) 2019-05-08
I długoż trzeba czekać było, by Słońce Peru opromieniło nas ponownie swoją mądrością po nieudanym - dzięki Jażdżewskiego supportowi - wystąpieniu w Uniwersytecie Warszawskim, co tak odważnym jest, że w czasach komunistycznych skrzętnie zrezygnował z imienia marszałka Józefa Piłsudskiego, choć przyznać trzeba, iż o jego „odwadze” świadczyć może fakt, że nie przyjął imienia innego Józefa.

Nie do końca jestem przekonany, że „prezydent” Europy nie wiedział nic o poglądach i zamierzeniach redaktora „Liberté”, wszak tego typu wydarzenia są w każdym calu zaplanowane wraz ze swoją spontanicznością. Wydaje mi się, że wypuszczenie jako ogara gończego skrajnego antyklerykała miało na celu przyciągnięcie do lekko kulejącej Koalicji Europejskiej ludzi o podobnych poglądach zagospodarowanych przez ugrupowanie Roberta Biedronia. Cóż, tonący brzytwy się chwyta. I niestety czasem tą brzytwą się rani. O wystąpieniu Donalda Tuska nikt dzisiaj już nawet nie pamięta, za to o jego poprzedniku w „gawędach” wszyscy ciągle mówią. Przemówił więc i sam Donald (przez niektórych czule nazywany Donaldinio). Stwierdził był dość oględnie, iż uniwersytet jest miejscem, w którym winny pojawiać się starcia intelektualne i głoszone być idee, nawet jeśli niektórym one nie odpowiadają. I tutaj u mnie pojawiła się zagwozdka.