„Do kraju tego, gdzie kruszynę chleba/ podnoszą z ziemi przez
uszanowanie/ dla darów nieba…/ Tęskno mi, Panie…” - pisał Norwid w
powszechnie znanym wierszu.
A do mnie ze sprawą kruszyny odezwała się psiapsiółka. - Dzwonię do ciebie w bardzo nietypowej sprawie - przywołała w prologu klasyka. Brzmiało nieźle. Nadstawiłam ucho. - Mam chleb - przemówiła (tu ja się odwołam do klasyki) z pewną taką nieśmiałością. Jak się zarutko potem okazało, owa nieśmiałość wynikała stąd, że zostały jej resztki starego, czerstwego chleba. Nauczona od dziecka, że podstawowego Bożego daru się nie wyrzuca na śmieci, chciała go komuś sprezentować. - Może dla kur - zastanawiała się w słuchawkę - by ktoś go na wsi wziął. Może by i wziął. Tyle, że ona - miastowa - zlustrowała swoich wsiowych znajomych i nikt jej na takiego, co by ten chleb chciał przyjąć, nie pasował. Bo niby wszyscy wsiowi, a jakoś tak bardziej do miasta przynależą.
A do mnie ze sprawą kruszyny odezwała się psiapsiółka. - Dzwonię do ciebie w bardzo nietypowej sprawie - przywołała w prologu klasyka. Brzmiało nieźle. Nadstawiłam ucho. - Mam chleb - przemówiła (tu ja się odwołam do klasyki) z pewną taką nieśmiałością. Jak się zarutko potem okazało, owa nieśmiałość wynikała stąd, że zostały jej resztki starego, czerstwego chleba. Nauczona od dziecka, że podstawowego Bożego daru się nie wyrzuca na śmieci, chciała go komuś sprezentować. - Może dla kur - zastanawiała się w słuchawkę - by ktoś go na wsi wziął. Może by i wziął. Tyle, że ona - miastowa - zlustrowała swoich wsiowych znajomych i nikt jej na takiego, co by ten chleb chciał przyjąć, nie pasował. Bo niby wszyscy wsiowi, a jakoś tak bardziej do miasta przynależą.