Już jakiś czas temu ludzie zaczęli gromadzić zapasy makaronu,
konserw i znów powiało lękiem oraz beznadzieją. Nikt z nas nie wie,
co przyniesie jutro. Modlimy się jednak i ufamy, iż nie dojdzie do
rozlewu krwi, że nad wszystkim czuwa Pan Bóg. Przecież nic nie dzieje
się bez Jego woli - mówi posługująca na Ukrainie s. Hieronima Dorota
Kondracka, albertynka pochodząca z diecezji siedleckiej.
Kiedy media zaczęły alarmować o zagrożeniu rosyjskim atakiem na Ukrainę, była akurat w Polsce. Przyjechała na kilka dni w sprawach osobistych i służbowych. Jednak gdy tylko usłyszała, że wojna może wybuchnąć w każdej chwili, natychmiast kupiła powrotny bilet do Lwowa. - Tu mnie posłał Pan Jezus. Tu jest moje miejsce, a także współsiostry będące Ukrainkami. Nie mogę ich opuścić w takiej chwili - podkreśla s. Hieronima, która tamtejsze realia zna jak mało kto, ponieważ przez 14 lat pracowała na Ukrainie jako katechetka, była też przełożoną domu.
Kiedy media zaczęły alarmować o zagrożeniu rosyjskim atakiem na Ukrainę, była akurat w Polsce. Przyjechała na kilka dni w sprawach osobistych i służbowych. Jednak gdy tylko usłyszała, że wojna może wybuchnąć w każdej chwili, natychmiast kupiła powrotny bilet do Lwowa. - Tu mnie posłał Pan Jezus. Tu jest moje miejsce, a także współsiostry będące Ukrainkami. Nie mogę ich opuścić w takiej chwili - podkreśla s. Hieronima, która tamtejsze realia zna jak mało kto, ponieważ przez 14 lat pracowała na Ukrainie jako katechetka, była też przełożoną domu.