Kościół
49/2018 (1221) 2018-12-05
Od pewnego czasu powraca pomysł zmodyfikowania treści modlitwy „Ojcze nasz”. Konkretnie chodzi o sformułowanie szóstej prośby „I nie wódź nas na pokuszenie”, sugerującej - z natury rzeczy - bluźnierczą tezę, iż Pan Bóg miałby nas „kusić” do złego.

Dyskusję wzmacniają medialne doniesienia o pozytywnym nastawieniu papieża Franciszka, by takowej konwersji dokonać. Skąd się wziął problem? Czy rzeczywiście zmiana jest konieczna? Nie ulega wątpliwości, że każdą sugestię zmiany w materii tak poważnej należy traktować z wielką ostrożnością. - Za nią mogą pójść żądania kolejnych modyfikacji np. Credo, odpowiadających wymogom poprawności politycznej - ostrzega ks. prof. Waldemar Chrostowski. Niemożliwe? Jak najbardziej realne, czego dowodem mogą być tu i ówdzie podnoszone głosy, by zredefiniować w Kościele pojęcie rodziny, małżeństwa, płci czy „uwspółcześnić” Dekalog. Poza tym modlitwa odmawiana w „starym” brzmieniu przez setki lat mocno utrwaliła się w pamięci milionów ludzi, w tradycji. Próby modyfikacji niekoniecznie zostaną dobrze przyjęte.
49/2018 (1221) 2018-12-05
Sama bym sobie tego wszystkiego nie wymyśliła. To dzieło Matki Bożej. Kiedy przez Nią zawierzyłam Panu Bogu, On mocno chwycił mnie w swe ramiona i zaczął spełniać moje marzenia - podkreśla Agnieszka Beszłej, liderka wspólnoty Guadalupe, która swoją muzyką i wiarą porusza serca.

Wszystko zaczęło się w Meksyku, gdzie tata Agnieszki Gabriel był ambasadorem RP. W kraju Guadalupany Beszłejowie spędzili ponad cztery lata. Do sanktuarium Matki Bożej z Guadalupe mieli zaledwie pół godziny, więc często odwiedzali Morenitę, czyli Czarnulkę - jak pieszczotliwie nazywają swoją Maryję Meksykanie. - Jednak nasza pobożność do Niej ożywiła się po wypadku samochodowym mojej mamy. Doszło do niego tuż przed powrotem do Polski. Mama trafiła do szpitala w bardzo ciężkim stanie. Miała pęknięte żebra i uszkodzona wątrobę. Okazało się, że żebro weszło jej w wątrobę. Tuż przed operacją jeden ze znajomych księży modlił się o zdrowie dla mamy za wstawiennictwem Matki Bożej z Guadalupe. Gdy lekarze zrobili zdjęcie rentgenowskie, okazało się, że miejsce, które miało być operowane, było zdrowe. A przecież żadnego zabiegu nie było - opowiada Agnieszka.
48/2018 (1220) 2018-11-28
Jedno z przysłów głosi: „niedziela - dzień dla lenia”. Wcielamy je w życie bardziej lub mniej świadomie. Nie zdajemy sobie sprawy, że niedziela jest darem Boga dla człowieka.

Nazywamy ją często dniem świętym, a święty (z hebrajskiego „kodesz”) znaczy oddzielony. Niestety, dziś nasza niedziela niewiele różni się od dni powszednich. Co jakiś czas kolejni papieże i duchowni apelują o przywrócenie jej świątecznego charakteru, ale ich słowa są przysłowiowym rzucaniem grochem o ścianę. Wypełnienie trzeciego przykazania Bożego ograniczamy do przyjścia do kościoła na 60 minut, choć i to dla wielu jest zbyt dużym wymaganiem. Przez wszystkie niedziele adwentowe będziemy podpowiadać, jak świętować niedzielę, jak wykorzystać ją twórczo i po Bożemu. Dziś spróbujemy pokazać, że jest ona dniem przeznaczonym dla Boga. Gdybyśmy zapytali ludzi na ulicy, z czym kojarzy ci się niedziela, wielu powiedziałoby, że z pójściem do kościoła. Mamy to jakby zakodowane w głowie. Jednak czy rozumiemy, po co przychodzimy na Eucharystię? „My, chrześcijanie idziemy w niedzielę na Mszę św., aby spotkać zmartwychwstałego Pana czy raczej pozwolić, aby On spotkał nas, aby słuchać Jego Słowa, karmić się przy Jego stole i w ten sposób stawać się Kościołem, czyli Jego Mistycznym Ciałem żyjącym dziś w świecie” - tłumaczy papież Franciszek.
48/2018 (1220) 2018-11-28
Całym swoim życiem udowodnił, że świętość nie jest zarezerwowana tylko dla mistyków. Posługę chorym traktował jako misję powierzoną mu przez Boga i bezinteresowną służbę. Potrafił łączyć ogromną wiedzę z wiarą. Św. Józef Moscati, włoski lekarz, stał się przykładem człowieka spełnionego w odczytaniu swego zawodowego i chrześcijańskiego powołania.

J. Moscati urodził się w 1880 r. w Benevento we Włoszech. Pochodził z wielodzietnej rodziny. Jego pierwszą placówką po ukończeniu medycyny był Szpital Zjednoczenia w Neapolu. Doktor Moscati był bardzo utalentowany, szybko zdobywał kolejne specjalizacje medyczne. Będąc naukowcem, pełnił równocześnie wiele odpowiedzialnych funkcji kierowniczych. Oprócz codziennej praktyki w szpitalu, prowadził badania naukowe i wykłady dla studentów. Gdy pewnego dnia ktoś zapytał, jak godzi wszystkie obowiązki, odpowiedział z uśmiechem: „Kto każdego ranka przyjmuje Komunię św., ten ma w sobie energię, która nigdy się nie wyczerpuje”. Włoski lekarz z narażeniem życia uczestniczył w ewakuacji szpitala w Torre del Greco podczas erupcji Wezuwiusza w 1906 r. Pięć lat później ofiarnie angażował się w walkę z cholerą, badał jej przyczyny i szukał sposobów zapobiegania. J. Moscati był pionierem na terenie Neapolu w leczeniu cukrzycy z zastosowaniem insuliny (jego matka zmarła na cukrzycę).
47/2018 (1219) 2018-11-21
Co to znaczy panować? Czy większą władzę ma ten, kto skazuje na więzienie i śmierć, czy też ten, kto potrafi z serca przebaczyć? To ważne pytania. Szczególnie dzisiaj, kiedy stojąc przed obliczem Chrystusa Króla, próbujemy dociec istoty Jego królewskiego miana.

Jednym z najcenniejszych polskich obrazów religijnych jest „Ecce homo” namalowany przez Alberta Chmielowskiego. Według relacji Leona Wyczółkowskiego, malarz zaczął tworzyć swoje dzieło w 1879 r. w kościele św. Ducha we Lwowie. Niedokończony obraz podarował w 1904 r. arcybiskupowi Andrzejowi Szeptyckiemu. Dziś jest on umieszczony w ołtarzu kościoła - sanktuarium św. brata Alberta w Krakowie przy ulicy Woronicza 10. Wizerunek powstawał w szczególnych okolicznościach. Najpierw pozował do niego Bolesław Krzyżanowski, kuzyn Chmielowskiego. To jednak nie wystarczyło artyście. Podanie, utrwalone piórem Karola Wojtyły w poemacie „Brat naszego Boga” głosi, że obraz Chrystusa na dziedzińcu pretorium (nawiązując do J 19,1-5) brat Albert malował wiele lat. Czerpał inspirację z rysów twarzy żebraków, bezdomnych i tych, których spotkał na co dzień. Dzieła nigdy nie skończył, bo i nie mógł skończyć - odbicie ewangelicznej sceny stało się „przestrzenią otwartą”.
47/2018 (1219) 2018-11-21
W parafii pw. św. Andrzeja Boboli od 1983 r. posługuje Zgromadzenie Sióstr Najświętszej Rodziny z Nazaretu. Postrzegając rodzinę jako ważny budulec mocnego społeczeństwa, nazaretanki angażują się we wspieranie moralnego i duchowego rozwoju rodzin.

Tak jak czynili to Jezus, Józef i Maryja, siostry kontemplują Boga w swoim życiu. Swoją posługę wypełniają w takich dziedzinach, jak: edukacja, służba zdrowia, praca socjalna i duszpasterska. W Wytycznie siostry prowadzą dom rekolekcyjny, przyjmują grupy dzieci i młodzieży. - Wstępując do zgromadzenia, wiedziałam, że Siostry Najświętszej Rodziny z Nazaretu skupiają się na pracy wśród rodzin i dla rodzin. Tu, w Wytycznie jestem po raz drugi w swoim życiu zakonnym. Zaangażowałam się w pracę na rzecz dzieci i młodzieży, a także formację osób dorosłych - mówi s. Claretta Zygmunt. Posługując przy parafii od sierpnia tego roku, już we wrześniu zawiązała grupę dziecięcą Promyczki Nazaretu. Dzięki jej doświadczeniu pracy z młodymi ludźmi udało się zbudować wspólnotę. Było to możliwe również dlatego, że włączyli się rodzice. Efekty już widać. - Najważniejsze, aby dzieci poczuły się potrzebne i wiedziały, że ktoś o nie dba i chce dla nich coś zrobić - mówi nazaretanka.
46/2018 (1218) 2018-11-14
28 października minęło 60 lat od wyboru kardynała Józefa Roncallego na stolicę Piotrową w Rzymie. Warto przypomnieć jego biografię i najważniejsze dokonania w okresie krótkiego pontyfikatu, ponieważ jest uznawany za jednego z najwybitniejszych papieży w dziejach Kościoła.

Papież Jan XXIII nazywał się Angelo Giuseppe Roncalli. Urodził się 25 listopada 1881 r. w miejscowości Sotto il Monte we Włoszech w wielodzietnej rodzinie chłopskiej. Wpływ na jego wychowanie religijne mieli rodzice i stryj Zaveria. Z domu rodzinnego wyniósł życzliwy stosunek do ludzi i szczere zaufanie do Boga. W 1889 r. przystąpił do I Komunii świętej i jednocześnie przyjął sakrament bierzmowania. Pierwsze nauki pobierał w wiejskiej szkole. Gdy miał 12 lat wstąpił do Niższego Seminarium w Bergamo; była to szkoła średnia prowadzona przez Kościół. W czasie pobytu w seminarium Angelo Roncalli odkrył w sobie powołanie do kapłaństwa; gorące, pragnienie służenia Bogu będzie mu odtąd towarzyszyło zawsze.
46/2018 (1218) 2018-11-14
Jest przykładem kapłana, który umiłował Eucharystię. Od momentu ukończenia siedmiu lat, czyli chwili wstąpienia do grona ministrantów, do końca swego życia codziennie był przy ołtarzu Pańskim.

Ks. Stanisław Wiesław Karaczewski, syn Józefa i Heleny z Anisiewiczów, urodził się w 1935 r. we Włodawie. Po studiach seminaryjnych w Siedlcach został wyświęcony na kapłana przez bp. I. Świrskiego. Pracował w parafiach w Międzyrzecu Podlaskim, Zbuczynie, Węgrowie, a od 1976 r. w Brazylii, w diecezji Jacarezinho. We Włodawie mieszkał przy ul. Nadstawnej 5. Najmłodszy z sześciorga dzieci, odznaczał się radosnym usposobieniem. Takim zapamiętała go Jadwiga Berthelsen, z domu Utykańska. - Byliśmy kuzynami i sąsiadami jednocześnie - opowiada. - On, urodzony w 1935 r., ja w 1939 r.
45/2018 (1217) 2018-11-07
Jedna z listopadowych niedziel. Kwadrans przed Mszą św. ksiądz czyta wypominki. „Za duszę Jana i Zofii, za duszę Stanisława i Karoliny, za duszę Franciszka...”. Dwóch dziesięciolatków popatrzyło na siebie, w oczach zapali się niepokój graniczący z przerażeniem. W końcu jeden mówi do drugiego: „Spadamy stąd, bo zaraz nas zadusi!”.

Anegdotka stara jak świat, nieodmiennie wywołująca uśmiech na twarzy. Listopad w naszej tradycji to miesiąc modlitwy za zmarłych. Zatrzymujemy się nad ich grobami, ukwiecamy je, rozświetlamy płomykami zniczy i świec. Wizyta na cmentarzu, głęboko przeżyta, wyprowadza nas z iluzji. Pozbawia złudzeń, wedle których życiu doczesnemu nadaje się wartość absolutną. Chłód kamiennych nagrobków obala mit o ludzkiej potędze i panowaniu. Pokazuje, że „bez Boga ani do proga”. Uczy pokory wobec Tego, który jest Dawcą Życia, Sprawiedliwym Sędzią, ale nade wszystko Miłosiernym Ojcem. Intuicja podpowiada, że życie ludzkie nie może kończyć się złożeniem ciała do grobu. A skoro tak, zmusza do spojrzenia na nie w zupełnie innym spektrum.
45/2018 (1217) 2018-11-07
Był unickim biskupem i bazylianinem. Jego historia nadaje się na scenariusz dobrego filmu. Dziś jest nieco zapomniany i odsunięty w cień.

Odważny, bezkompromisowy, zatroskany o Kościół, duchowieństwo i wiernych, pełen żaru i wiary. Taki był św. Jozafat Kuncewicz. Urodził się ok. 1580 r. we Włodzimierzu Wołyńskim. Pochodził z rodziny prawosławnej. W młodości wysłano go do Wilna, by tam uczył się kupiectwa. Przyszły biskup gorliwie uczęszczał na nabożeństwa do cerkwi i poszerzał swoją wiedzę o wierze. W stolicy dzisiejszej Litwy dowiedział się o Unii Brzeskiej. W mieście spotkał też światłych jezuitów. Do tego stopnia zafascynował się unią, że jako 24-letni mężczyzna wstąpił do zakonu bazylianów (zgromadzenie męskie obrządku greckiego). Duchowość prawosławnych, a więc i pierwszych unitów była bardzo słaba. Problem dotyczył zarówno duchownych, jak i świeckich. Ludzie nie znali nauki Kościoła, rzadko uczestniczyli w nabożeństwach, okazyjnie przystępowali do spowiedzi i Komunii św. Tylko nieliczni widzieli potrzebę ożywienia wiary i pobożności.